Gal pisze:
z Osetii i Abchazji się już nigdy* nie wycofają.
Teoretycznie świat może ich do tego zmusić i zastąpić "wojska rozjemcze WNP" jakimiś "błękitnymi hełmami" albo kontyngentem UE - ale nie w tym jest rzecz, a w każdym razie nie tylko.
Trzebaby jeszcze większość mieszkańców tych rejonów przekonać, że Tbilisi (oraz Bruksela I Waszyngton) to fajniejszy patron niż Moskwa. A to wymagałoby pomysłu, czasu, no i pieniędzy, pieniędzy...
Kto z obywateli wolnego świata będzie chciał ponosić koszta wzięcia na garnuszek kolejnych ubogich krewnych, w dodatku niechętnie łypiących spode łba...?
Rosjanie zaś - i owszem... Więc nawet ewakuacja ich wojska (zgadzam się, mało prawdopodobna) nie będzie oznaczać końca ich wpływów.
Konto usunięte pisze:
powinni wywalić ruskich z G8 na początek
Obecność Rosji w G8 to był głupi pomysł, niezależnie od dzisiejszych wydarzeń. Ale dziś wywalenie ich stamtąd to tylko gest upokorzenia... a upokorzeni (czytaj: wkurwieni) Rosjanie to kiepski partner do rozmów o Korei, irańskim programie nuklearnym, zwalczaniu przemytu narkotyków w Azji Środkowej, ochronie inwestycji, i kilku innych dość ważnych tematach...
Zysk pozorny, straty znaczne - na cholerę nam to? Żeby sobie udowodnić, że jesteśmy od ruska lepsi i bogatsi? Żeby humor poprawić? To już lepiej skilować jakiegoś diesla
A teraz obiecane rozwinięcie wątków.
Wedle mojej wiedzy (nieco wspartej domysłami), z gruzińskim planowaniem było tak:
- Saakaszwili musiał "coś" zrobić siłą w sprawie separatyzmów, bo propozycje polityczne odbijały się od muru, a także dlatego, że popychali go rodzimi radykałowie i amerykańscy doradcy ("pozarządowi", dla jasności, przynajmniej oficjalnie). Tych doradców prywatnie podejrzewam o głupotę i nadmiar tupetu albo o pewną nieszczerość; w interesie USA wszak jest jednak konfliktowanie różnych państw z otoczeniem po to, aby były w 100% zdane na USA... Poza tym, Saakaszwili był ostatnio ewidentnie zainteresowany "małym kryzysem", na zasadzie "igrzyska - zamiast chleba".
- Saakaszwili wraz z doradcami opracował plan szybkiej, chirurgicznej operacji w Osetii, zakładając, że: 1) wojska rosyjskie ("mirotworcy") nie zostaną zaatakowane, tylko zablokowane w koszarach; 2) Rosja nie zdąży/nie będzie chciała reagować zbrojnie w momencie otwarcia Olimpiady; 3) po spektakularnym załatwieniu sprawy mniejszej (Osetia) zostaną otwarte możliwości polityczne w sprawie większej (Abchazja), czyli że Bagapszowi rura zmięknie. I taki plan najprawdopodobniej zaakceptował Waszyngton (nie wierzę, że Gruzja uderzyła bez ich wiedzy; nawet jeśli Saakaszwili się nie przyznał, w co wątpię, to Boys mają niezłych informatorów w gruzińskim sztabie).
Niestety, poszło zupełnie nie tak, jak miało być.
1. Armia gruzińska okazała się mniej sprawna, niż zakładał wyśrubowany plan operacji. Według moich wojskowych informatorów - znacznie lepiej wyszkolone i dowodzone jednostki, niż ma Gruzja, miałyby 30% szans na zrealizowanie tego harmonogramu, który założono. W akademiach sztabowych taki plan dostałby zapewne fleka, jako szaleńczy. I słusznie, jak się okazało.
2. Rosjanie okazali się lepiej przygotowani i bardziej zdeterminowani, niż zakładali optymistycznie Gruzini i Amerykanie (po prostu, wywiad wciąż działa... - co lekkomyslnie zlekceważono).
Przede wszystkim - albo prowokator w gruzińskim mundurze, albo sami Rosjanie (mało istotne dziś kto dokładnie) spowodował na dzień dobry straty w rosyjskim garnizonnie w Cchinwali - no i był pretekst do ataku rosyjskiego. Po drugie, Rosjanie ewidentnie wiedzieli o wszystkim wcześniej, elitarne jednostki wojskowe w głębi kraju "siedziały na walizkach" i zdołały wejść do walki w ciągu kilkunastu godzin, dając Gruzinom zaskakująco mocnego łupnia. Ponoć Gruzini założyli, że przez pierwsze 2-3 dni będą mieli do czynienia tylko z milicjami osetyńskimi, ewentualnie z marnymi jednostkami etapowymi z północnego Kaukazu. Wcześniejszej mobilizacji elitarnych jednostek z głębi Rosji w ogóle nie brali pod uwagę, podobnie jak skali prowokacji.
No i w decydującym momencie zabrakło tych 2 tysięcy najlepszego wojska, które nie miało jak wrócić z Iraku. A Amerykanie zwlekali... Tego też nie przewidziano w Tbilisi.
Zabrakło też całkowicie rezerw na front abchaski - ponieważ zakładano szybki militarny sukces w Osetii, nie założono działań zbrojnych tutaj...
Podsumowując - z wojskowego punktu widzenia, Gruzja dała ciała.
Pytanie, ile w tym głupoty, ile sabotażu... to jużtemat na inne wypracowanie.
Rzecz druga - "specyfika wojen kaukaskich i bałkańskich" (i innych, gdzie ważnym tłem są zadawnione konflikty etniczne i/lub religijne). Szerzej, polecam dziełka np. niejakiego Herfrieda Muenklera, głównego współczesnego guru od tych spraw. A w skrócie: w tych wojnach chodzi nie tylko (i nie przede wszystkim) o sukces militarny w klasycznym sensie (zniszczenie siły żywej i sprzętu wojennego przeciwnika), nawet nie o zbrojne opanowanie terenu; celem głównym jest zapewnienie sobie trwałej przewagi biologicznej, czyli zmuszenie "onych" do migracji ze spornych ziem, albo ich wymordowanie, albo zapłodnienie miejscowych kobiet nasieniem zwycięzców (masowe gwałty w takich wojnach to nie jest objaw żołdackiego zdziczenia, tylko świadomy i ważny element taktyki), albo kombinacja tych elementów. Skądś to znamy i z naszej historii (Wołyn...), prawda? Takie wojny potrafią się paskudnie ślimaczyć, bo realnym przeciwnikiem nie są dla siebie wzajemnie armie walczących stron (patrzcie na relatywnie niskie straty walczących wojsk!) - jedni i drudzy (a czasem jeszcze trzeci i piąci) tak naprawdę walczą z cywilami "odmiennej" opcji. Skutek - nie ma "czystego" rozstrzygnięcia militarnego, jest za to nędza, mordy, gwałty, upadek normalnej gospodarki i normalnych struktur społecznych... Władza zanika, a raczej przechodzi w ręce "warlordów" - watażków, łączących cechy przywódców politycznych, dowódców polowych i biznesmenów. Oni mają narzędzie przemocy, więc oni kontrolują gospodarkę szarej i czarnej strefy. Oni i ich ludzie (z reguły szumowiny, stanowiące w czasie pokoju margines społeczny) robią nagle majątki, mają prestiż i znaczenie - więc za cholerę nie dopuszczą do wygaśnięcia konfliktu... i kółko się zamyka.
Takie "wojny wewnątrz społeczeństw" to zaraza, i nie ma mądrego na to, zdaje się...
M.in. dlatego wolę, aby przerwano działania zbrojne, nawet jesli ma to być pokój na warunkach niezbyt sympatycznych (np. głownie rosyjskich), niż żeby się to rozślimaczyło na całego...
I jeszcze ta rosyjska "przesada" co do aktywów.
Po pierwsze, po raz kolejny "nieznani hakerzy" zaatakowali strony internetowe Gruzji; dokładnie tak samo, jak w przypadku niedawnych konfliktów Rosji np. z Estonią. Tu nie ma żartów, NATO jest bardzo czułe na punkcie bezpieczeństwa informatycznego, apodobno Moskwa niedawno obiecywała, że pod tym względem będzie grzeczna.
Po drugie, PODOBNO uaktywnili się i zaczęli tłumaczyć rosyjski punkt widzenia różni europejscy politycy, dziennikarze i "niezależni eksperci", na których kontrwywiady akurat miały oko... No nikt nie lubi, jak niby przyjaciel go w ten sposób robi w ciula, nawet niemieccy socjaldemokraci i francuscy neogauliści.
Po trzecie, propaganda w telewizji była zbyt toporna, a już pouczenia moralne Putina i Miedwiediewa pod adresem reszty świata - Himalaje hipokryzji - ruszyły najbardziej zatwardziałych sympatyków misia...
Co do naszego prezydenta... Chwała mu za gest serca, ale co do skutków politycznych, nie podniecam się. Obawiam się, że trochę nim jednak manipulują Amerykanie. Najpierw napuścili Saakaszwilego na nieprzemyślaną szarżę, a teraz Juszczenkę, Adamkusa i Kaczyńskiego... A czy wesprą nasze kraje, gdy misiowa łapa nas pacnie w nos - czy umyją ręce?
Poczekam z entuzjazmem co do tej misji. Ona jest dziś ważna dla samopoczucia Gruzinów, ale realny scenariusz na przyszłość będzie negocjował raczej Sarko w Moskwie, a nie wschodnioeuropejscy prezydenci w Tbilisi. Oni będą co najwyżej lobbystami Gruzji w Brukseli, po powrocie.
esilon pisze:
czy habilitacja może byc opublikowana przed obroną ?
Nie chciałbyś tego czytać, zapewniam