Kurdeż no... gdzieś się musiałem wypowiedzieć.
P..da ze mnie nie kierowca, ale jak słyszę opowieści o sprzęgłach w subaru to zastanawiam się nad sobą.
Dotychczas prowadzałem: malucha, syrenkę, trabanta, fso 1500, etc... trochę innych 'zachodnich' tanich w wyposażeniu idiotoodpornym... benzynę foresia i dizla też.
Podkreślam: prowadzałem je, nie znam żadnej z technik innych niż: przelataj xxx km z autem komfortowo (dla żony), szybko (dla wieczornego meczu w TV), tanio (dla comiesięcznego zlukania wyciągu z karty), bez obcierki (dla renomy wśród sąsiadów) itp...
Zdarzy się poczuć smrodek zgniłych kartofli nad jakimś krawężnikiem (gdy baaaaadzo staram się nie obetrzeć jakiegoś prosiaka na centymetry obok), ale od MEGA KASY wydawanej na sprzęgło się nawet nie otarłem (poza oczywiście opowieściami na każdym przeglądzie, że mmm, oooh, uuum, noo, o sprzenguooo trzeba dbać). Każdy ze znajomków, gdy dzwonią w sprawie nabycia subaru (no wiesz, kojarzę ze jeździsz...), to pytają o sprzęgło...
Narzekam (gdy wożę rodzinę: od babć po teściów (! ową!) i kupę obcych ... z różnymi gustami) na: klimę!, radio, fotele, hałas z bagażnika, dudniące zawieszenie i z tuzin innych spraw istotnych dla zwykłego! codziennego użytkownika, ale nie na sprzęgło...
Droga Redakcjo: czy sprzęgło wciąż jest problemem w subru, czy już się znudziło jako zastępczy temat problemów dla wszystkich innych marek w dobie kryzysu?
no, to se napisałem...