Konto usunięte pisze:
Gdybym miał się nie napinać, to trasę W-wa - Świnoujście musiałbym pokonywać z noclegiem w Toruniu (BTW czy jest jakiś hotel przy RM?). Kto chce jeździć kapeluszniczo - niech jeździ. Ale nie róbmy tu ewangelizacji jakie to jest cool i w ogóle si.
Fido, zdaje sie, ze tu jest wlasnie pies pogrzebany. A gdybys mial do pokonania trase o 400 km dluzsza, to jechalbys jeszcze szybciej?
Teraz mowie jako adwokat diabla - gdzie jest powiedziane, ze kazdy dystans w danym kraju ma byc pokonany jednego dnia?
Zobacz Fido, moje spotkanie ze Skandynawia dowodzi, ze jest wlasnie odwrotnie i co wiecej, ludzie tam zyja. Daje sie zyc z tym, ze jakis wiekszy dystans pokonuje sie na dwa razy.
Jadac zupelnie kapeluszowo i raczej tuz ponizej 100 pokonalem 380 w niecale 6 godzin boczynymi drogami. A moglem przeciez jedynie w piec godzin 10 minut. Gdyby sie jak piszesz spinal. Ale juz jadac niewiele szybciej mialbym poczucie, ze nie spinajac sie jade o wiele wydajniej. I bylbym w domu o jakies 20 minut wczesniej.
Nie uskuteczniam ewangelizacji i jak napisalem, sam nie wiem jak dlugo wytrzymam. Moze sie uda.
Ale rozsadnie myslac, zapominajac o 34 latach jazdy, kiedy zawsze wszyscy sie przecigalismy w tym kto szybciej do zakopanego albo na hel.... zaczynam widzie, ze wraz z narastajacym ruchem naciskanie na szosie, jazda na trzeciego czy czwartego, zwykle chamstwo, wpychanie sie, agresja, zero kompromisu, spychanie innych, narazanie rodziny wlasnej i cudzych rodzin jest kompletnie bez sensu.
Bo celem jazdy jest dojechanie do celu - a jak sie spieszy do Szczecina - samolot. Do Gdanska szybciej pociagiem...
Ale oczywiscie kazdy decyduje sam.
Ciekawa jest statystyka podana przez Mana: na zachodzie na 100 wypadkow ginie jakies 1.2- o 2 osob. A w Polsce okolo 10.
I nie mowimy o przczynach wypadkow ale juz o samych dzwonach.