
COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
- Alan, Alan, Alan!
- 6 gwiazdek
- Auto: WiśniaNieWiśnia
- Polubił: 130 razy
- Polubione posty: 365 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
ale szkocki szejk naftowy nie ma takich dylematow bo myje z wiaderka gąbeczką. 

- WiS
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: z puszcz odwiecznych, z krain mrocznych...
- Auto: Forester turbo, zwany Yetim
- Polubił: 3 razy
- Polubione posty: 2 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Kiedyś mi się nudziło i policzyłem, że ja w życiu zarobiłem już ładnych kilka pierwszych milionów. Niestety, wszystkie wydałem na bieżąco, w trakcie zarabiania albo nawet nieco przedWitek pisze: taki bogacz, gdyby miał gdzieś to co się opłaca i nie planował wydatku każdego pensa, to by zarobił swój pierwszy milion?!


Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
O! Lowrider! Ciekawe, czy ma kierykę z łańcucha :PWitek pisze:
Przyznam, że przez chwilę się zastanawiałem co to za auto.![]()
r.
Wieśniak w trójce. Dla przyjaciół Rufjan.
- Witek
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Wrocław
- Auto: A500 @ Piotruś II
- Polubił: 20 razy
- Polubione posty: 15 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
remek pisze: ale szkocki szejk naftowy nie ma takich dylematow bo myje z wiaderka gąbeczką.![]()
Nie z wiaderka, a z pobliskiego "loch".

WiS, to kiedy Szanowny Pan Multimilioner kupi wreszcie Subaru, hę?
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Jak przestanie odpalać cygara od studolarówek ;)
r.
r.
Wieśniak w trójce. Dla przyjaciół Rufjan.
- WiS
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: z puszcz odwiecznych, z krain mrocznych...
- Auto: Forester turbo, zwany Yetim
- Polubił: 3 razy
- Polubione posty: 2 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Odkąd rzuciłem palenie, nadmiarowe i zbędne studolarówki się zaczęły zbierać...
Ale kiedy zadzwonili z FED-u, że im inflacja niebezpiecznie rośnie - wytapetowałem nimi chatę. Z zewnątrz. Razem z drogą dojazdową. I globalny kryzys jakoś osłabł
Niestety, w związku z tą obywatelską postawą - znów nie stać mnie na Subaru...
Ale kiedy zadzwonili z FED-u, że im inflacja niebezpiecznie rośnie - wytapetowałem nimi chatę. Z zewnątrz. Razem z drogą dojazdową. I globalny kryzys jakoś osłabł

Niestety, w związku z tą obywatelską postawą - znów nie stać mnie na Subaru...
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Widzę jednak pewien problem, aut wspomnianych w reklamie powstało 6.Witek pisze: Jeśli ktoś ma kilkadziesiąt samochodów, to się to opłaca!
- Alan, Alan, Alan!
- 6 gwiazdek
- Auto: WiśniaNieWiśnia
- Polubił: 130 razy
- Polubione posty: 365 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
cholernie wydajny ten wosk. Jedna tubką wypolerujesz wszystkie egzemplarze jakie kiedykolwiek wyprodukowalicitan pisze: Widzę jednak pewien problem, aut wspomnianych w reklamie powstało 6.


- Witek
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Wrocław
- Auto: A500 @ Piotruś II
- Polubił: 20 razy
- Polubione posty: 15 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
citan pisze: Widzę jednak pewien problem, aut wspomnianych w reklamie powstało 6.
Ale napisali też, że pasuje do wszystkich kolorów i lakierów, więc do innych aut pewnie też podejdzie.

Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Ale to musi być auto bardzo wysokiej klasy. Inaczej wosk stwierdzi, że na pospólstwie leżał nie będzie i się zwarzy :PWitek pisze: więc do innych aut pewnie też podejdzie.![]()
r.
Wieśniak w trójce. Dla przyjaciół Rufjan.
- Alan, Alan, Alan!
- 6 gwiazdek
- Auto: WiśniaNieWiśnia
- Polubił: 130 razy
- Polubione posty: 365 razy
- Witek
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Wrocław
- Auto: A500 @ Piotruś II
- Polubił: 20 razy
- Polubione posty: 15 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
ky, za bardzo personifikujesz wosk. W dzieciństwie rodzice opowiadali Ci bajki o wosku w butach i tłokach na żarniku żarówki?
P.S. Fajnie miałeś.
Idealny wosk dla właścicieli myjni, a Wy się czepiacie!

P.S. Fajnie miałeś.

Idealny wosk dla właścicieli myjni, a Wy się czepiacie!
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Za moich czasów nie było takich nowoczesnych bajek. Bajka o żelaznym wilku to już był szczyt hajtechu i lansu.Witek pisze: W dzieciństwie rodzice opowiadali Ci bajki o wosku w butach
r.
Wieśniak w trójce. Dla przyjaciół Rufjan.
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
co do lansu....
Kupa kasy na kółkach. Ale nawet miło się ogląda
http://forums.motivemag.com/zerothread?id=4649786
Kupa kasy na kółkach. Ale nawet miło się ogląda
http://forums.motivemag.com/zerothread?id=4649786
vel misza, Pozdrawiam!
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
tacy ludzie najczęściej mają sowich ludzi do mycia, a im to pewnie rybka, kto i czym je myje, byleby ładnie wyglądały...remek pisze: nie bierzesz pod uwagę faktu, że są ludzie dla których 40 klocków to dwie noce w hotelu

ciekawe która myjnia by go używała karząc pracownikom każdą furę woskować dosłownie ręcznie, bez rękawiczek i aplikatorów... powodzeniaWitek pisze: Idealny wosk dla właścicieli myjni

Chyba Fido lub FUX wrzucał linka do fotek z Semy, ale może nie każdy oglądał wszystkie... ciekawy dolot do Evo:

"If you try to just go round, you don’t go round. You just go straight on." - Ayrton Senna
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Natknęłam się przypadkowo w necie, strasznie długie ale po prostu..... 
Autentyczna historia opisana przez jednego z użytkowników na pewnym forum
Posiadam.
Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska,
rasy małe kocie.
Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to
bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla
samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć
jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się
zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż,
reszta to nie mój problem.
Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w
celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie
wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że to zawsze
lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki- nie
nastręcza mi to wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania łazienki,
gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot
robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć.
Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą,
więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i "myśleć". Ja
jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam
dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na
swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma
małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że
trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie
zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł
wejść- taka technologia po prostu.
Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na
niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w
szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał- a wtedy wiadomo-
wąż.
Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja toaletka,
okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc spokojnie
wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek
wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie.
Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały
skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla.
Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja
pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest
kurwa za duży- żeby przejść tym syfonem.
Ale słyszę tylko pizdut- oż kurwa no to nie mogło mi się zdawać- coś
ciężkiego poszło w pion. Kurwa wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali
mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu
królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy- choć może powinienem
od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla, znajdę jakiegoś
małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni może się
nie połapie.
Ale chuj - najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie w
rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest kurwa, żyje i nie poleciał
do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to chuj przynajmniej będę miał
jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko
nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam
wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie
można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici kici. Ni chuja, nie przyjdzie,
wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam
skąd przyszedł czyli do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I
udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.
No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny.
Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni chuja- uparł
się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć
rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire- ogień
zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami którymi używam
na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na
górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I bieg do piwnicy.
Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.
Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no może z
jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już.
Ja pierdolę. Kurwa gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że
kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko stracone i
gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest studzienka-
mam nadzieję, że to od mojego domu.
Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót
do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery-
najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na ulicy- mam pas
do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny- poszło aż
zakurzyło.
Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.
Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że
idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa mam w aucie, chujowa ale może starczy.
Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili.
Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici,
kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja
pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi a na
dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic.
Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł głębiej.
Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł do głównej
nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę tylko miauczenie
i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się
w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na ulicy ciemno.
Sąsiad kurwa- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz chuj
złamany stoi i się dopytuje.
Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?
Idźżesz w chuj pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i
pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria i
wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się
przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za
swoje.
Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe-
więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę.
Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie.
Kurwa drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko,
teoria samospełniającej się przepowiedni działa- kurwa ludzie to są barany.
Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa
spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja to go musi wygonić albo utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego skurwiela dalej nie
wylało z kąpielą.
Kurwa mać- urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej
wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w chuj- jak się to gdzieś przytka to
będę miał przejebane.
Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel.
Wchodzę- a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę!
Jak on kurwa wyszedł- którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy- zostawiłem
otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli.
Zajebie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać.
Przynajmniej kuleje.
Straty- zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana
piwnica- bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy- poszedł w
chuj, latarka- w chuj, pogrzebacz w chuj.
Afera na ulicy jak chuj.


Autentyczna historia opisana przez jednego z użytkowników na pewnym forum
Posiadam.
Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska,
rasy małe kocie.
Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to
bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla
samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć
jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się
zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż,
reszta to nie mój problem.
Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w
celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie
wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że to zawsze
lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki- nie
nastręcza mi to wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania łazienki,
gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot
robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć.
Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą,
więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i "myśleć". Ja
jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam
dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na
swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma
małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że
trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie
zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł
wejść- taka technologia po prostu.
Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na
niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w
szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał- a wtedy wiadomo-
wąż.
Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja toaletka,
okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc spokojnie
wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek
wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie.
Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały
skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla.
Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja
pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest
kurwa za duży- żeby przejść tym syfonem.
Ale słyszę tylko pizdut- oż kurwa no to nie mogło mi się zdawać- coś
ciężkiego poszło w pion. Kurwa wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali
mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu
królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy- choć może powinienem
od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla, znajdę jakiegoś
małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni może się
nie połapie.
Ale chuj - najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie w
rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest kurwa, żyje i nie poleciał
do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to chuj przynajmniej będę miał
jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko
nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam
wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie
można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici kici. Ni chuja, nie przyjdzie,
wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam
skąd przyszedł czyli do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I
udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.
No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny.
Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni chuja- uparł
się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć
rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire- ogień
zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami którymi używam
na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na
górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I bieg do piwnicy.
Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.
Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no może z
jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już.
Ja pierdolę. Kurwa gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że
kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko stracone i
gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest studzienka-
mam nadzieję, że to od mojego domu.
Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót
do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery-
najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na ulicy- mam pas
do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny- poszło aż
zakurzyło.
Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.
Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że
idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa mam w aucie, chujowa ale może starczy.
Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili.
Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici,
kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja
pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi a na
dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic.
Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł głębiej.
Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł do głównej
nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę tylko miauczenie
i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się
w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na ulicy ciemno.
Sąsiad kurwa- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz chuj
złamany stoi i się dopytuje.
Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?
Idźżesz w chuj pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i
pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria i
wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się
przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za
swoje.
Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe-
więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę.
Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie.
Kurwa drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko,
teoria samospełniającej się przepowiedni działa- kurwa ludzie to są barany.
Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa
spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja to go musi wygonić albo utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego skurwiela dalej nie
wylało z kąpielą.
Kurwa mać- urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej
wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w chuj- jak się to gdzieś przytka to
będę miał przejebane.
Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel.
Wchodzę- a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę!
Jak on kurwa wyszedł- którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy- zostawiłem
otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli.
Zajebie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać.
Przynajmniej kuleje.
Straty- zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana
piwnica- bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy- poszedł w
chuj, latarka- w chuj, pogrzebacz w chuj.
Afera na ulicy jak chuj.

Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce,
tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy d..y, krzycząc : "ALE TO BYŁA JAZDA!"
:)
tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy d..y, krzycząc : "ALE TO BYŁA JAZDA!"
:)
- rrosiak
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: W-wa, Kutno
- Auto: Duża Dacia :)
- Polubił: 129 razy
- Polubione posty: 198 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Doxa, 

"Pan Macierewicz bardzo często mówi co wie, ale rzadko wie co mówi." - L.Miller - 
Z dwojga złego wolę, gdy krajem rządzą złodzieje zamiast kretynów.

Z dwojga złego wolę, gdy krajem rządzą złodzieje zamiast kretynów.

- Dyzio_d
- 2 gwiazdki
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Auto: Subaru impreza WRX MY '06
- Polubił: 0
- Polubione posty: 0
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Dla tego lepiej mieć rybkę 

Nie ma tego złego co by nam nie wyszło 

- Godlik
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Warszawa
- Auto: GT'99 jest i zawsze będzie; OBK był, Legacy było, była Skoda, jest BMW :)
- Polubił: 19 razy
- Polubione posty: 83 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Doxa, popłakałem się. CzadDoxa pisze: Natknęłam się przypadkowo w necie, strasznie długie ale po prostu..... Obrazek

- Grzesiek_67
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Adamów
- Polubił: 0
- Polubione posty: 0
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Doxa,
rewelacja, z Asią robimy zbiorowego ROTFeLa
Pozdrawiam
Grzegorz
PS. Gość powinien pisać krótkie formy - jest dobry !
rewelacja, z Asią robimy zbiorowego ROTFeLa



Pozdrawiam
Grzegorz
PS. Gość powinien pisać krótkie formy - jest dobry !

Brak podpisu.
- Witek
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Wrocław
- Auto: A500 @ Piotruś II
- Polubił: 20 razy
- Polubione posty: 15 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
jarmaj pisze: eMTi napisał(a):ciekawy dolot do Evo:
Dolot???
Wylot to jest![]()
To nie jest spojler aerodynamiczny, coś takiego jak w Fordzie GT? Choć na wygląd obstawiał bym zsyp na śmieci (podobnie jak remek, znałem kogoś kto był kiedyś w bloku i przeżył).
-
jarmaj
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Gliwice
- Auto: japońskie, ale nie bokser + bokser, ale nie japoński ;-)
- Polubił: 83 razy
- Polubione posty: 443 razy
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Przy okazji pewnie też. Ale ma to poprawić przepływ powietrza przez chłodnice.Witek pisze:To nie jest spojler aerodynamiczny, coś takiego jak w Fordzie GT?
Re: COS SMIESZNEGO - albo i nie ...........
Nie, to jest poprawnie ukształtowany wylot z chłodnicy, lub IC. Zresztą w GT też tam znajdziesz chłodnicę.Witek pisze: To nie jest spojler aerodynamiczny, coś takiego jak w Fordzie GT?
r.
Wieśniak w trójce. Dla przyjaciół Rufjan.