Tasior_Miedziak pisze:
Na chwile refleksji nad faktem, ze moze rzeczywiscie czasami jezdzimy za szybko trudno tutaj liczyc.
Trudno liczyć na taką refleksję, kiedy jeździmy po prostu
za wolno - nie chodzi o gnanie dwie paki na budziku przez środek wioski, tylko o średni czas przejazdu przez nasz niewątpliwie piękny kraj. Jeśli rzeczywiście mógłbym przejechać jak pisze
damaz damaz pisze:
"jeśli osiągnę przelotową prędkość w okolicach 100 - 110 km/h, to nie będę walczył o więcej".
a nawet niech i będzie 90 km/h to będzie OK. Raz jechałem ze średnią 117 km/h przez Polskę, to było w nocy i ruch był żaden, ale rzeczywiście jechałem szybko. Więc średnia 90 km/h będzie OK, co się przekłada pewnie na przelotową 100 - 110 km/h. Jeśli miałbym zapewniony przejazd rzeczywiście z prędkością 100 km/h (obwodnice!) to nie musiałbym łamać przepisów, żeby dojechać gdzieś na czas. Przy okazji, w Niemczech na krajówkach jest dozwolona prędkość 100 km/h, dlaczego u nas tak nie ma?
Tasior_Miedziak pisze:
To, ze mamy nienajlepsze drogi, ze jako kierowcy jestesmy szykanowani przez coraz to nowe parapodatki, ze autostrady buduje sie zbyt wolno, ze dojechac byle gdzie jest trudno, itp. itd. to wszystko prawda. Jednak zbyt latwo przychodzi nam uzywac tego jako argumentow dla usprawiedliwienia prostego faktu, ze czasami sie zapominamy i jezdzimy nieco za szybko.
Każdy czasem jeździ za szybko, ale o ile pamiętasz
WiS kiedyś zrobił eksperyment i jechał zgodnie z przepisami, co się skończyło tym, że mało nie zasnął za kierownicą. Więc czy wolna jazda jest bezpieczna? Ja zawsze powtarzam, że w terenie zabudowanym trzeba zwolnić, natomiast w niezabudowanym często nie ma takiej potrzeby, znaki czasem są ustawiane dwa tygodnie przed robotami drogowymi i stoją miesiąc po ich zakończeniu, stoją bez sensu, co powoduje to, że kierowcy widząc ich bezsens zaczynają generalnie olewać ograniczenia prędkości. A to już jest groźne. Jakiś czas temu miała być akcja przeglądu znaków i co? Ja przynajmniej w swojej okolicy nie widzę ubywania znaków, co więcej stawia się nowe. Polska jest krajem o największym natężeniu znaków na kilometr drogi, co też powoduje że im się nie przyglądamy. Ja mam już dość obwiniania za wszystko kierowców. Co najmniej w takim samym stopniu są winni inżynierowie odpowiedzialni za utrzymanie drogi. A także gminne wydziały geodezji, tak tak... Ulica Kolejowa w Łomiankach była kiedyś obwodnicą Łomianek, a potem ludzie się przy niej pobudowali i teraz prowadzi przez środek miejscowości. No i co mamy? Ograniczenie do 70 km/h i światła co chwila. Jeśli ktoś się buduje przy obwodnicy, bo tak mu jest wygodniej, to czyni to na własne ryzyko. Ale ktoś im pozwolił tam postawić domy i warsztaty.
Pasieczny uprawia po prostu prymitywną propagandę uważając, że jazda niezgodnie ze znakami jest zawsze niebezpieczna. Owszem - czasem tak jest, ale dużo rzadziej niż on zakłada. Poza tym jeżeli Policja uważa, że prędkość zabija to wprowadźmy ograniczenie do 70 km/h na całym terenie kraju. Załóżmy ograniczniki prędkości w autach sprzedawanych w Polsce ustawione na 130 km/h, bo przecież nie wolno szybciej jeździć. Tego się jednak nie robi, bo jest zbyt duży zysk z mandatów a poza tym rząd który by coś takiego spróbował wprowadzić już nigdy nie sięgnąłby po władzę. Gminy nawet nie ukrywają, że stawiają fotoradary w celu nabicia swoich budżetów. To jest fiskalizm, a nie prewencja. Poza tym pytam raz jeszcze, co to znaczy szaleć? Jeżeli Google mi mówi, że z Warszawy do Krakowa jadę 293 km w 4 h 26 min, to mam średnią 66 km/h (lekko nierealne w obecnych warunkach), a mając średnią już 73 km/h jadę 4 h. To jest 7 km/h średnio więcej, czyli jakieś 15-20 km/h ponad wyliczone ograniczenia. Według Pasiecznego, to jest pewnie szaleństwo a zyskuję więcej niż jak on twierdzi kwadrans, bo pół godziny. Zresztą i te 66 km/h średniej to nie jest prawda, bo w tej chwili jest taki ruch że naprawdę jedzie się ciężko. Ale czy uważasz, że powinienem jechać niecałe 300 km przez 4,5 godziny?
damaz bardzo trafnie podsumował temat. A ja mogę tylko podkreślić, że gdyby były obwodnice, mijanki to już poprawiłyby się warunki ruchu i spadłaby zarówno liczba wypadków jak i ich ofiar, nawet nie budując autostrad, chociaż te muszą się pojawić bo inaczej nigdy nie polepszą się warunki ruchu na tyle, żeby w Polsce zaczął inwestować naprawdę duży biznes (wiele firm omija Polskę ze względu na infrastrukturę drogową - brak możliwości zorganizowania efektywnego transportu części do produkcji i gotowych wyrobów). Ale taniej jest stawiać światła, fotoradary i ograniczenia prędkości, chociaż pewnie nikt podejmując taką decyzję się nie zastanowi, że wybór takich rozwiązań odbywa się właśnie kosztem życia kierowców i pieszych oraz służy
ograniczeniu bezpieczeństwa, a nie jego poprawie. Czy warto oszczędzać? Czy nie powinniśmy jeździć szybciej? Przecież jeżeli mogę dojechać do punktu docelowego o godzinę krócej niż teraz a na teren zabudowany wjeżdżam dopiero u celu, to tam mogę już jechać 50 km/h i nie powoduję zagrożenia życia pieszych. To jest
clue złej sytuacji drogowej, a nie mityczne już szaleństwa polskich kierowców (wiem, że są też różni
desperados, ale tacy trafią się wszędzie i jest ich naprawdę mało).
A poza wszystkim to nie zauważyłem
Tasior żebyś jeździł jakoś szczególnie wolno,
minimus też
