Przeżyłem takich koszmarów kilka. Najfajniejsze z Polski (bo w te "spoza Polski", zwłaszcza z rejonów styku Azji i Europy, i tak mi nikt nie uwierzy

):
1. Wiele lat temu, pod Przeworskiem, na drodze Lublin - Rzeszów, po zmroku - nieoświetlona przyczepa zaparkowana na jezdni, tuż za zakrętem. Nie zauważyłem jej do końca. "Coś" mi kazało wejść w ten zakręt na heblach... Majaczący na tle nieba cień oglądałem już stojąc. Zacząłem wtedy nieśmiało na powrót wierzyć w Opatrzność, bo przecież nie w Instynkt. Na pokładzie dużego fiata miałem żonę i małe dziecko.
2. Nieco później, pod Płockiem - ja wyprzedzam kolumnę ciężarówek (Vectrą), a zza krzaków po lewej wyjeżdża gość motorowerkiem... oczywiście nie patrząc w moją stronę, tylko w przeciwną. Jakoś się zmieściłem między ciężarówki... ale do dziś nie za bardzo rozumiem, jak.
3. Całkiem niedawno - pod Biłgorajem, Yarkiem, znów z żoną i już dużym dzieckiem na pokładzie: prosta droga, z przeciwka ciężarówka... nagle gość robi myk w lewo i idzie mi na czołówkę. Przeszedłem między nim a rowem na lusterka - uratowała mnie maniakalna nieufność wobec innych użytkowników, czujność, odruch... i jazda na niskim biegu, bo miałem czym przyspieszyć. Gdybym nie przyspieszył, a nie daj Boże hamował - trafilibyśmy się jak nic, bo gość zdążyłby zająć cały mój pas, a nie dopiero pół.
Ta "maniakalna nieufność" wzięła mi się stąd, że kiedyś - w odstępie tygodnia - straciłem dwóch znajomych. Jeden dostał w swoje drzwi właśnie od jadącej z przeciwka ciężarówki, bo szoferowi ręka drgnęła przy odwijaniu kanapki. Drugi spokojnie dojeżdżał do wierzchołka wznisienia swoim pasem i do końca nie przypuszczał, że zza górki na czołówę wyleci mu jakaś bryka.
Dlatego na jadących z przeciwka - patrzę, jak na morderców. Zwłaszcza, gdy jest bardzo pusto (dekoncentracja, ręce trzymane na kierze nie tak, jak trzeba, etc.) albo przeciwnie, bardzo ciasno (pośpiech, nerwowe manewry wyprzedzania). Dlatego, gdy dojeżdżam do szczytu wzniesienia, mam ręce gotowe do ucieczki w prawo.
Robię też kilka innych, pozornie nieracjonalnych rzeczy. Na przykład - stając pod światłami albo na końcu korka, zostaję na biegu i z paroma metrami luzu na ucieczkę w bok, póki auto za mną się nie zatrzyma. Zwłaszcza, gdy tym autem jest coś dużego. I tak dalej, i tak dalej...
Niektórzy mają mnie za wariata - może słusznie - ale ja wciąż żyję...
