Korki i moja nieustanna frustracja
: 29 lis 2008, o 12:55
Ostatnio doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Zdarzyło mi się przez nie zostawić samochód na chodniku, zamknąć z wściekłością drzwi i przesiąść się do tramwaju.
Weźmy taki wczorajszy piątek... Dzwoni do mnie Dido o 16, że wyjechali autobusem z mojej wsi. Mam ich odebrać o 17 na zachodnim. Młody ma siłownię na pradze o 18, a my idziemy na imprezę na 20.
Jest 17:15, dzwoni Dido, że dojeżdżają do Okęcia. Normalnie, rozkładowo o 17 młody jest już na zachodnim. Wsiadam w auto na Domaniewskiej i jadę na zachodni. Przede mną babka w avensisie. W ogóle się nie spieszy, zostawia przed sobą 100m przestrzeni w którą wjeżdżają kolejni korkowicze zaskoczeni jej szczodrością. A mnie szlag trafia. Dziwię się słysząc ze swoich ust "jedź ty stara k....". Stoimy. Głównie stoimy. Jak ona to robi, że mimo postoju generuje to miejsce przed sobą??
Dobra, jest ucieczka w Jasielską. Polecę przez znane parkingi i osiedlowe uliczki. Uwolnię się od traumy baby w avensisie, która ciągle jest przede mną. Skręcam, ale tam z kolei atakują mnie ze wszystkich stron L-ki. Czego nauczy się kursant, który przesiedzi 20 godzin praktycznych w korkach? Ruszania i hamowania? Chyba niczego więcej. Zauważam od jakiegoś czasu, że im większe korki, tym więcej L-ek. Normalnie jakaś plaga. Więcej L-ek niż normalnych aut w W-wie... 17:45. W pół godziny dojechałem do Pruszkowskiej. Dziwię się, że Dido nie dzwoni, że już dawno na mnie czekają na zachodnim. Dzwonię. Słyszę: Kochanie stoimy na Szczęśliwickiej. Kierowca autobusu rzuca k...mi bo planowy odjazd z zachodniego miał o 17:20.
Ech... znów 3 razy głośno wzywam na pomoc anonimową panią lekkich obyczajów i pakuję się w jakieś podwórko za vectrą, która wydaje się znać skróty. O! zaoszczędziłem chyba z 20 minut stania dzięki temu, bo za chwilę wypadam w połowie Dickensa. O dzięki Ci przyjacielu z vectry. Na CB słychać o tym co kierowcy zrobiliby Hani GW. I, że ten inżynier ruchu (tak ładnie na niego nie mówili - dominowało słowo określające syna mojej anonimowej towarzyszki), który za Raszynem zabrał jeden z trzech pasów wylotowych, żeby 3 samochody na 10 minut mogły skręcić na wieś, powinien wisieć za jaja na bramkach wyjazdowych.
Dobra, przebiłem się przez Grójecką. Mówią, że przejazd na Pragę zajmuje przynajmniej godzinę. Jest 18, zaczyna się siłownia młodego, a ja mam nadal z kwadrans do zachodniego. Dzwoni Dido. Właśnie wysiedli. Wsadza młodego w ten sam autobus z powrotem. Nie ma sensu próbować czegokolwiek z Pragą o ile nie ma się prywatnego helikoptera. Dzieciak stracił 4 godziny w autobusie (z powrotem jechał tyle samo). Dojeżdżam do zachodniego o 18.15. Muszę ochłonąć. Następnym razem kolejka podmiejska, żadnych autobusów.
Czasami szczerze nienawidzę tego miasta.
Weźmy taki wczorajszy piątek... Dzwoni do mnie Dido o 16, że wyjechali autobusem z mojej wsi. Mam ich odebrać o 17 na zachodnim. Młody ma siłownię na pradze o 18, a my idziemy na imprezę na 20.
Jest 17:15, dzwoni Dido, że dojeżdżają do Okęcia. Normalnie, rozkładowo o 17 młody jest już na zachodnim. Wsiadam w auto na Domaniewskiej i jadę na zachodni. Przede mną babka w avensisie. W ogóle się nie spieszy, zostawia przed sobą 100m przestrzeni w którą wjeżdżają kolejni korkowicze zaskoczeni jej szczodrością. A mnie szlag trafia. Dziwię się słysząc ze swoich ust "jedź ty stara k....". Stoimy. Głównie stoimy. Jak ona to robi, że mimo postoju generuje to miejsce przed sobą??
Dobra, jest ucieczka w Jasielską. Polecę przez znane parkingi i osiedlowe uliczki. Uwolnię się od traumy baby w avensisie, która ciągle jest przede mną. Skręcam, ale tam z kolei atakują mnie ze wszystkich stron L-ki. Czego nauczy się kursant, który przesiedzi 20 godzin praktycznych w korkach? Ruszania i hamowania? Chyba niczego więcej. Zauważam od jakiegoś czasu, że im większe korki, tym więcej L-ek. Normalnie jakaś plaga. Więcej L-ek niż normalnych aut w W-wie... 17:45. W pół godziny dojechałem do Pruszkowskiej. Dziwię się, że Dido nie dzwoni, że już dawno na mnie czekają na zachodnim. Dzwonię. Słyszę: Kochanie stoimy na Szczęśliwickiej. Kierowca autobusu rzuca k...mi bo planowy odjazd z zachodniego miał o 17:20.
Ech... znów 3 razy głośno wzywam na pomoc anonimową panią lekkich obyczajów i pakuję się w jakieś podwórko za vectrą, która wydaje się znać skróty. O! zaoszczędziłem chyba z 20 minut stania dzięki temu, bo za chwilę wypadam w połowie Dickensa. O dzięki Ci przyjacielu z vectry. Na CB słychać o tym co kierowcy zrobiliby Hani GW. I, że ten inżynier ruchu (tak ładnie na niego nie mówili - dominowało słowo określające syna mojej anonimowej towarzyszki), który za Raszynem zabrał jeden z trzech pasów wylotowych, żeby 3 samochody na 10 minut mogły skręcić na wieś, powinien wisieć za jaja na bramkach wyjazdowych.
Dobra, przebiłem się przez Grójecką. Mówią, że przejazd na Pragę zajmuje przynajmniej godzinę. Jest 18, zaczyna się siłownia młodego, a ja mam nadal z kwadrans do zachodniego. Dzwoni Dido. Właśnie wysiedli. Wsadza młodego w ten sam autobus z powrotem. Nie ma sensu próbować czegokolwiek z Pragą o ile nie ma się prywatnego helikoptera. Dzieciak stracił 4 godziny w autobusie (z powrotem jechał tyle samo). Dojeżdżam do zachodniego o 18.15. Muszę ochłonąć. Następnym razem kolejka podmiejska, żadnych autobusów.
Czasami szczerze nienawidzę tego miasta.