jarmaj pisze:
radzenie komuś, żeby zaadoptował zamiast możliwości posiadanie swojego dziecka.... pozostawię bez komentarza....
Oczywiście adopcja to piękny akt, ale nie każdy może mieć na niego ochotę. I doskonale to rozumiem.
Na pierwszy rzut oka - zgoda.
Na drugi - ...nie jest to takie proste i oczywiste.
Z punktu widzenia pary, chcącej mieć dziecko (swoje!) - OK. Acz:
1) o ile para to chrześcijanie, to powinni uznać w pokorze, że "taki jest plan Boga" (bez ironii to piszę, jeśli ktoś religię traktuje serio, a nie jako towarzyski obyczaj - to tak to jest... nikt nie obiecuje, że zawsze będzie fajnie i z górki...)
2) z jakiej racji (patrz post Gala) ta nasza para oczekuje, że my zapłacimy za spełnianie ich marzeń?
Z punktu widzenia dzieciaka w domu dziecka - wolałbyś, aby Rzeczpospolita dołożyła z budżetu do Ciebie (np. do znalezienia ci rodziny zastępczej...), czy do zabiegu, który Twoim potencjalnym "rodzicom" pozwoli mieć własnego bachorka?
Z punktu widzenia areligijnego polityka - czy lepiej wydawać budżetowe pieniądze na:
1) laboratoryjną produkcję nowych dzieci, przy założeniu, że część "już gotowych" się demoralizuje w domach dziecka i rodzinach patologicznych, czy
2) optymalne (a więc - via normalna rodzina!) wprowadzenie w społeczeństwo dzieci już narodzonych?
Pod rozwagę.
Tylko proszę, już bez "żygania", "qrew", "ciemnogrodów" i tanich sloganów o "ingerowaniu w życie prywatne"...
jarmaj pisze:
Jeżeli państwo ma być neutralne, to chcę (tak wiem że to utopia) żeby pieniądze z podatków nie szły na przekładanie poglądów KK na akty prawne, tak samo jak nie chcę żeby za nie wprowadzano religijny porządek Islamu, Hinduizmu czy plemiennych wierzeń z Pernambuko. To nie jest skomplikowane.
A jednak - jest.
Bo Ty traktujesz "światopogląd laicki" jako lepszy od religijnych, i uważasz, że jeśli państwo opiera się na nim - to OK. Tymczasem spora część ludzi uważa ów laicki system wartości (czy ich braku) albo za gorszy, albo przynajmniej równy tym opartym o religie.
I oni sobie nie życzą, żeby akurat on był preferowany - i aby z ich podatków finansowano to, co uważają za złe.
I zgodnie z duchem demokracji mówią (przynajmniej niektórzy): OK, głosujmy, zobaczmy która opcja ma więcej zwolenników... czy oparcia prawa o system A, czy B, czy C...
Inna sprawa, że jak będziemy w tym uwielbieniu demokracji konsekwentni - to za jakiś czas demokratycznie wprowadzimy w Europie zakaz picia alkoholu i kwefy dla kobiet
