Te bezpańskie śmieci trochę dziwne są. Każda posesja ma obowiązkowa umowę, więc jaki problem wywalić do swojego kubła. Niby proste, a nie wszędzie działa. U mnie w gminie jest w miarę ok, tam, gdzie pracuję w lasach dzicz zupełna.
Największy problem to odpady budowlane. Nie wezmą tego w komunalnych, a jak ma zapłacić 20-50zł za wywóz extra, to pali w beczce. Obrazek z niedzielnego spaceru z psami. Z beczki dym, po zawietrznej wózek dziecka, na nawietrznej pranie na sznurku. Tylko pogratulować rozumności. To akurat miejscowy z miejscowych, ale w robieniu syfu przodują reemigranci z WBrytanii.
A w lasach: W umowie z wykonawcą mamy zapis sprzątania parkingów co poniedziałek. Dziś zajeżdżam sprawdzić, parking wygląda jak wysypisko. Ktoś podrzucił swojee 3 worki, lisy to rozgrzebały, wszy7stko fruwa, wisi po krzakach... Telefon do szefa f-my. "No byłem harvesterem po drodze na zrąb, widziałem, dzisiaj nie pozbieram, bo trzeba ciąć na 500+
,byłem przygotowany na wymianę worka w koszu, a za dwugodzinny przestój maszyny nikt nie zapłaci. Jutro przyjadą ludzie z grabkami i zrobią".
Akcji z wyciąganiem nastu telewizorów z pstrągowej rzeki też mile nie wspominam. kXXXs jeden wrzucił z miejsca dostepnego, a my, bohaterowie z wody w pokrzywy i pod górkę, bo tam akurat prąd zniósł...
Największa hołota to niestety ci zbieracze runa, co to ich jedyny dochód itd. Nieuprawniony wjazd do lasu - są grzecznie wypraszani, bo naród krnąbrny, za 50 zł mandatu jeszcze ukatrupi, albo las spali. Flaszka po napoju, słoiczek po jagodach (to po tych porządniejszych, co maszynkami nie zbierają), puszki po piwie, wszystko ląduje na ziemi. Im lepsza cena, tym puszek, małpek odsetek większy. Z czasem borówki to przerastają, nie widzisz tego, jak nastąpisz to poczujesz, usłyszysz.
Dwa razy wstydziłem się śmiecąc. Raz w zderzeniu z cywilizacją zachodnią zostałem opierdolony w Berlinie sprzątając po swoim psie. Bo jak mogę w woreczek plastikowy, jak to ma być skompostowane i mój woreczek ktoś będzie musiał wyjąć z tego psiego kubła...
Drugi raz wyjeżdżając z Albanii, przez 150 km szukałem czegoś podobnego do śmietnika. A miałem cały worek, mocno już pachnący z kilkudniowego biwakowania. Zbliżałem sie do granicy, bardzo nie chciałem, żeby celnicy mi go otworzyli i w nim grzebali, z resztą nie wiem, czy Czarnogórcy by mnie ze śmieciami wpuścili - mają tablice przy drogach po albańsku i angielsku ostrzegające przed mandatami za śmiecenie (choć sami lepsi nie są). Stanąłem przy sklepie, wywaliłem swój wór na stertę mu podobną przy parkingu, wszedłem do sklepu, przywitałem się jak gdyby nic, zrobiłem zakupy, odjechałem. Ciekawe, czy jeszcze leżą?