stach22 pisze: ↑21 gru 2020, o 21:58
Polecam te ze szczepów saperavi. Podobno maja najwiecej przeciwutleniaczy.
Ach, dla zdrowotności!
A tak poważnie, dzięki. Poszukam. Zainteresowałeś mnie. Przeczytałam na pałę w Wikipedii, że:
W Gruzji udało się uniknąć komercyjnego nasadzania gatunków międzynarodowych. Według różnych szacunków jest tu od 50 do 500 odmian winorośli, z czego komercyjnie zarejestrowanych jest 38. Dwa najważniejsze szczepy to Rkatsiteli i Saperavi.
Jeśli to prawda, to brzmi to smakowicie. Z resztą... chrzanić teorię. Po prostu spróbuję.
Swego czasu byłam straszną fanką ciężkich, "mięsnych", "smolistych" win francuskich z okolic Rodanu. Côtes du Rhône, najlepiej Côtes du Rhône-Villages pod półkriwstego steka z wołowinki. Czasem jeszcze do nich wracam (do tych win, bo do steka wracam częściej
), ale rzadko. Żadne czerwone Bordeaux mi nigdy nie podpasowało. Miało za mało jaj. Wiem, żabojady by mnie za to zlinczowały.
Zdarza mi się jednak sięgnąć po jakieś białe Bordeaux z dowolnego Auchan (więc nie jakieś ą ę).
Ogólnie: merlot to nie moja bajka. Cabernet sauvignon też nie... Syrah, grenache - mniam.
Przerzuciłam się od jakiegoś czasu na wina białe: zaczęłam od chardonnay, ale mi się jakoś tak zwyczajnie znudziło. Tylko, o dziwo, Chablis mi się nigdy nie znudziło! Nawet w Lidlu za 5 dych idzie kupić fenomenalne. Oczywiście moim zdaniem.
Zmieniłam więc stołowe chardonnay (wyjątek: Chablis - nigdy nie zdradzę
) na pinot griggio/pinot gris (rzadziej pinot noir).
BiP pisze: ↑21 gru 2020, o 10:11
Węgierskie szurkebarat i i rulandskie słowackie/czeskie też.
Dzięki za smaki/regiony do sprawdzenia.
Ostatnio mam smaka na winho verde.
A tak na marginesie. Małż się pytał the Forum, ale on wina nie pije. Nawet nie tknie. To on je kupuje dla mnie. Otwiera, wącha i mówi na przykład tak: "będzie ci smakowało, lubisz cytrusowe". A sam otwiera sobie np.
belgijską blondynkę (ja też ją nawiasem mówiąc lubię).