Będzie o szlachetnej grze, polegającej z grubsza na tym, żeby wyobrazić sobie gdzieś w oddali gębę nielubianego szefa/współmałżonka/polityka/itepede - wziąć stosowny zamach optymalnie dobranym kijaszkiem - i posłać pacjentowi twardą piłeczkę prosto w nos.
Byłem świadkiem takiego zbiorowego odstresowywania się już kilka razy, ale jakoś mnie nie ruszało. Nawet kija do rąk wziąć nie chciałem... Aż wczoraj tak się złożyło, że zostałem przez przyjaciół zaciągnięty do ich salki treningowej (o, takie cuś, sprytne niezwykle, gdzie elektronika okazuje się przydatna do symulowania rzeczywistych pól: http://www.bogansport.republika.pl/img/golf/salka/5.jpg), spojony dobrym burbonem prosto z Kentucky - a natępnie podstępnie sprowokowany do "spróbowania"...
...i spodobało mi się.
Co prawda, rzecz okazała się dużo trudniejsza, niż przypuszczałem (trafić kijem w piłeczkę to jeszcze pikuś, ale piłeczką gdziekolwiek - hmmmm...


Niewykluczone, że będę się teraz intensywnie szkolić.
W końcu, uprawianie sportu, w którym za zupełnie naturalne uznaje się popijanie w trakcie gry dobrych alkoholi i popalanie cygar - to nie jest coś, obok czego powinno się przechodzić obojętnie

Są w pobliżu jacyś inni zarażeni...?
PS. A burbon - był ten: http://sklep-ballantines.pl/sklep/index ... r,898.html
Coś pysznego, polecam


