Parę wrażeń z podróży

Rozmowy o Subaru i nie tylko. Dział pełen offtopicu i rozmów niemotoryzacyjnych.
Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Parę wrażeń z podróży

Post 5 mar 2008, o 20:46

Żaden tam lans, uprzedzając co poniektórych, po prostu nie stać mnie na wypoczynek w polskich górach w związku z czym pojechałem do Austrii na narty (nawet w terminie zbliżonym do Radkka).

Mam parę spostrzeżeń z podróży.

Po pierwsze, to w Austrii nikt się bezsensownie nie napina i nie usiłuje nikomu nic udowadniać czy w mieście, czy na drodze. więc jedzie się spokojniej. Nic odkrywczego, ale zderzenie z polską (a nawet czeską) rzeczywistością jest bolesne.

Po drugie, benzyna w Wiedniu jest tańsza niż w Warszawie (1,18 euro za litr).

Po trzecie, Forek wolnyssak leniwiec z trumną na dachu obładowany do nieprzytomności (bagażnik siedział na nadkolach...) w drodze tam spalił na autostradzie 11,7 l/100 km. A, i wiatr był w mordę. Z powrotem, z wiatrem w plecy, przy mniejszym obłożeniu - 9,6 l/100 km. Więc w sumie nieźle (myślę, że sama trumna daje przynajmniej litr... poza tym dopiero po powrocie do domu przeczytałem w instrukcji, że producent zaleca jazdę z trumną nie szybszą niż 110 km/h :whistle: ).

Stan naszych dróg to zgroza - w Czechach nie jest wiele lepiej (nawierzchnia z płyt betonowych jest np. nierówno położona), ale jest. Nasza sztandarowa jedynka to dramat, a jeszcze te fotoradary. :x Na pewno stawianie tylu fotoradarów na jednej drodze jest sprzeczne z konstytucją! Wracałem z Emmą, no i w PL po prostu po drodze leją się potoki wody - czy u nas nie ma jakiegoś odprowadzania wody z jezdni?

A narty miodzio :icecream: karnet w kieszeń i wiu po kilometrach tras. Nie rozumiem, dlaczego mam za takie same pieniądze się męczyć w Polsce i stać w kilometrowych kolejkach do wyciągów, do każdego inny karnet. Fe.



Michal B
2 gwiazdki
Auto: Jeszcze 2 Subaru
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 5 mar 2008, o 22:03

A gdzie śmigałeś na nartach?

gruby
5 gwiazdek
Auto: klekotnik
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 5 mar 2008, o 23:36

Konto usunięte pisze: w PL po prostu po drodze leją się potoki wody - czy u nas nie ma jakiegoś odprowadzania wody z jezdni?
A koleiny to pies?

g.

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 14 razy
Polubione posty: 19 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 6 mar 2008, o 07:25

Konto usunięte, nie przejmuj się, dwa dni i Ci przejdzie :lol:

damaz
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: z Damaziowa
Polubił: 0
Polubione posty: 97 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 6 mar 2008, o 11:49

Konto usunięte, bo Unia Europejska utrzymuje embargo dla Polski (od lat) na dwie wysoce zaawansowane (kosmiczne) technologie:
- robienie skutecznych odpływów na drogach/parkingach
- robienie studzienek pozostających od dnia narodzin swoich do dnia sądu ostatecznego na równym poziomie z otaczającym asfaltem

żaden rząd po 1989 nie był w stanie zakupić/sprowadzić tych zaawansowanych technologi, z czego wniosek, że są one ściśle skrywaną tajemnicą o znaczeniu strategicznym.

:wall:

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 14 razy
Polubione posty: 19 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 6 mar 2008, o 12:00

damaz pisze:- robienie studzienek pozostających od dnia narodzin swoich do dnia sądu ostatecznego na równym poziomie z otaczającym asfaltem
Może coś przegapiłem, ale nigdzie poza Polską nie udało mi się dostrzec studzienek na drodze ogólnego użytku. Gdzie są takie?

damaz
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: z Damaziowa
Polubił: 0
Polubione posty: 97 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 6 mar 2008, o 12:36

o ile dobrze pamiętam to na przykład:
Monachium
Amsterdam


tylko, że na prawdę łatwo przegapić

P.S.
chodzi nie tylko o studzienki w naszym rozumieniu okrągłych włazów, ale o dowolne inne "dostępy" wbudowane w drogę

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 14 razy
Polubione posty: 19 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 6 mar 2008, o 12:50

damaz, OK.... takie prostokątne kratki w celu odpływu to ja też widziałem. Ale takich okrągłych na środku drogi, to nigdzie nie dostrzegłem. Jedna z lepszych jest na drugim zakręcie przy powązkach jadąc w stronę zachodniego. Projektantowi to bym jaja urwał.

Rzeznik
Awatar użytkownika
3 gwiazdki
Lokalizacja: Warszawa
Auto: VW Passat 3.6 4Motion
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 6 mar 2008, o 13:18

Konto usunięte pisze: damaz, OK.... takie prostokątne kratki w celu odpływu to ja też widziałem. Ale takich okrągłych na środku drogi, to nigdzie nie dostrzegłem. Jedna z lepszych jest na drugim zakręcie przy powązkach jadąc w stronę zachodniego. Projektantowi to bym jaja urwał.
Ta jest całkiem spokojna, do tej pory nie miałem z nią problemów przy różnych prędkościach :-) Najfajniejsze są te wystające, bo na nich przyczepność nie występuje :evil:
Rzeźnik zbereźnik:)

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 14 razy
Polubione posty: 19 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 7 kwie 2008, o 17:20

Z kolegą Tasiorem_Miedziakiem wybraliśmy się forysiem w spontaniczną podróż do UK po żaglówki.

Wyprawa fajna, ale konkluzje:

1. GPS to podstawa. Gal-u wielkie dzięki za pożyczenie. Przekonałem się, że bez tego jak bez ręki. Tasior skołował jakiś drugi w ostatniej chwili i mieliśmy fajny kokpit high-tech ;-)
2. W foresterze po złożeniu tylnych siedzeń i podłożeniu toreb za przednimi siedzeniami, dwaj rośli faceci mogą całkiem wygodnie spać bez podkurczania nóg. W każdym razie pasztetowo improwizowaliśmy i nie zaklepaliśmy żadnych hoteli. Wobec czego testowaliśmy sen w bagażniku :?
3. Do ciągnięcia dużej przyczepy foryś nadaje się słabo. W drodze powrotnej niemal namacalnie czuło się już jęczenie sprzęgła.
4. Do jeżdżenia po lewej stronie człowiek przyzwyczaja się momentalnie. Po pół godzinie daje się śmigać bez robienia większej sensacji
5. Wszechobecność polskich kierowców z CB-radiem jest po prostu nieznośna. Czuliśmy się jak na naszej katowickiej. Praktycznie non stop słychać polskie rozmowy na kanale 28.
6. Jestem za stary na takie podróże (ok. 4 tys km w obie strony) ;-)

Wracając można sobie kupić dużo francuskich, belgijskich i holenderskich (sic!) specjałów :razz:

A oto efekty mojej podróży (się pochwalę) ;-)

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Azrael
6 gwiazdek
Lokalizacja: Warszawa
Polubił: 0
Polubione posty: 3 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 7 kwie 2008, o 17:23

Konto usunięte, powiem tyle...


GRUBO :thumb:

FUX
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: ze sofy.
Auto: jeżdżące
Polubił: 236 razy
Polubione posty: 350 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 7 kwie 2008, o 18:02

A tą kartkę na lusterku pt. nie przeszkadzać to jak w hotelu wieszaliście w nocy.... :razz: :-p
Dolce far niente ;-)

WiS
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: z puszcz odwiecznych, z krain mrocznych...
Auto: Forester turbo, zwany Yetim
Polubił: 3 razy
Polubione posty: 2 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 7 kwie 2008, o 20:59

To ja dorzucę w ramach wrażeń anegdotę z niemieckiej autostrady.

Jechaliśmy w trzy auta. Jedno się zapodziało, więc dzwonimy do zaginionej załogi - na komórkę pasażerki:
- Gdzie jesteście...?
- Eeee... czekaj, zaraz będzie drogowskaz... przy zjeździe na Ausfahrt!

rrosiak
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: W-wa, Kutno
Auto: Duża Dacia :)
Polubił: 129 razy
Polubione posty: 198 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 28 maja 2009, o 20:07

Odkopuję wątek.

Byłem dziś na festynie w przedszkolu, do którego uczęszcza moje dziecię. Jak to zwykle bywa na takich imprezach rodzice robią fotki sprzętem różnorakim, ale uwagę moją przykuł "aparacik" używany przez ojca jednego

z kolegów mego dziecka, a zainteresowanie wzmógł fakt, że w podobną "zabawkę" jest wyposażona również mamusia owego chłopca. Ponieważ znam z prawie codziennego widzenia oboje to zagaiłem i rozmowa potoczyła

się bardzo sympatycznie. Okazało się, że oboje zajmują się porofesjonalnie fotografią i niby nic w tym nadzwyczajnego, ale jest to fotografia krajoznawczo-podróżnicza, a na swe wyprawy wyjedżają oni z dziećmi.

Przechodząc do meritum wątku, też chciałbym mieć możliwość dzielenia się takimi wrażeniami :thumb:
"Pan Macierewicz bardzo często mówi co wie, ale rzadko wie co mówi." - L.Miller - :giggle:
Z dwojga złego wolę, gdy krajem rządzą złodzieje zamiast kretynów. :idea:

Bergen
Awatar użytkownika
Moderator
Lokalizacja: Wrocław
Polubił: 0
Polubione posty: 1 raz

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 3 cze 2010, o 20:40

Klaksony. Wszędzie - klaksony. Wszędzie - głośno. Wszędzie - taksówki. Taką to parafrazę pierwszych słów "Hebanu" Kapuścińskiego, jako pierwszych słów mojej relacji z wyprawy do Syrii wymyśliłem jak tylko pierwszego ranka w Halab, zanim jeszcze otworzyłem oczy, zaczęły docierać do mnie odgłosy budzącego się właśnie miasta i do zaspanej świadomości dotarł fakt, że dźwięki które słyszę zwiastują że właśnie budzę się w zupełnie nowej dla mnie rzeczywistości.
Inna sprawa, że rzeczywistość owa spowodowała że niedługo potem chciałem zmienić rozpoczęcie na "Śmieci. Wszędzie - śmieci", a później na - "Bakszisz. Wszędzie - bakszisz".
Moja przygoda z bliskim wschodem rozpoczęła się około miesiąca przed planowanym wyjazdem. Sprawdziwszy uprzednio połączenia lotnicze wysłałem do mojego przełożonego, rodem z Iranu, prośbę o urlop w terminie w którym połączenia owe były najtańsze. Mimo ponaglań o podjęcie decyzji, przełożony ów przez trzy tygodnie zbywał mnie monotonnym "tommorow" jednoznacznie potwierdzając swoją przynależność do grupy etnicznej wśród której słowo "butra" (jutro) używane jest nadzwyczaj często. Gdy w końcu na tydzień przed planowanym wyjazdem, z rozpędu przysłał aż trzy pozwolenia na wyjazd, terminy tanich lotów zdążyły już konkretnie się przetasować i walkę o pozwolenie należało zacząć od nowa, co tyle było ekscytujące, że na opóźnienie w staraniu się o bilety i wizę nie mogłem już sobie pozwolić, zatem gdy ustawicznie nagabywany Boss wydał w końcu powtórną zgodę, bilety i wiza już były załatwione. Stąd wniosek że gdyby przełożony zgody nie wydał, przybył bym do Syrii jako świeżo upieczony bezrobotny. Raz się żyje, powiadają (wszyscy oprócz Hindusów).
Wiza. Problem z tą niepozorną, acz ważną wlepką do paszportu polegał na tym, że można ją było uzyskać jedynie w mieście stołecznym, w jakże przyjaznych dla pracującego w Gdańsku osobnika godzinach - Pn-Pt 9:00 - 12:00. O ile komplet potrzebnych papierków, z paszportem i 25 Euro w gotówce włącznie ("włoży pan do koperty, będzie dobrze") można było do Ambasady Syryjskiej Republiki Arabskiej wysłać kurierem, o tyle już tandem paszport-wiza należało odebrać cokolwiek osobiście. Postanowiłem że uczynię to w dzień odlotu, skoro tak czy inaczej przybędę do Stolicy. Plan, przygotowany zawczasu przy pomocy Internetu, był prosty - wyjeżdżam pociągiem o 1:20 aby być w Warszawie około godziny siódmej i móc spokojnie dostać się do ambasady. Około godziny pierwszej zaparkowałem samochód na firmowym parkingu i pozdrowiwszy na do widzenia Panią Ochroniarz z plecakiem udałem się na położony nieopodal dworzec, gdzie na peronie czekało już kilka osób.
Niestety, pociąg, mimo czekania i kilkukrotnego wspólnego sprawdzania rozkładów, nie przyjechał. Kolejnym miał być InterCity o godzinie 6:20.
Mocno przed drugą w nocy zjawiłem się lekko poirytowany (powiedzmy...) brakiem pociągu ponownie pod bramą firmowego parkingu aby stwierdzić, że jest ona zamknięta. Badanie wnętrza recepcji firmy, dokonane przez zewnętrzne szklane (zamknięte na głucho) drzwi ujawniło takoż brak Pani Ochroniarz na jej miejscu za pulpitem. Plecak ciążył, nocnych autobusów nie było, a mój własny samochód stał niedostępny za wysokim parkanem. Cóż było robić - nie niepokojony sforsowałem parkan, co było o tyle łatwe, że wszedłszy tylnymi drzwiami zastałem Panią Ochroniarz śpiącą w kącie. Przez ułamek sekundy przemknęła mi przez myśl pokusa rąbnięcia śpiącej przedstawicielki ochrony czymś ciężkim, ot tak, z przekory, po czym najdelikatniej jak mogłem ją obudziłem. Niedługo potem przez otwartą przez kajającą się ochroniarzycę bramę wracałem samochodem do domu, tylko po to, by śpiąc trzy godziny wrócić o godzinie szóstej na wyżej wspomniany pociąg, który odjechał o 6:10. A co!
Na stacji Warszawa Centralna byłem pół godziny przed dwunastą. Pozostawało znaleźć odpowiedni autobus i dostać się do Ambasady.

Na minutę przed południem, wieloletni pracownik Ambasady Syryjskiej Republiki Arabskiej w Warszawie, nazwijmy go Abdul, starszy już pan, spokojnym krokiem wyszedł z budynku i dzierżąc w dłoni klucze skierował się do bramy w celu jej zakluczenia. Ambasada zamykała swe podwoje. W tym momencie nagle został brutalnie zepchnięty na bok, ktoś z dużym plecakiem krzyknął w biegu "przepraszam" i zniknął w drzwiach ambasady. Abdul wzruszył ramionami i spokojnie podjął przerwaną czynność.

Wbiegając na pierwsze piętro ambasady poczułem jak ktoś łapie mnie za ramiona. Stanąłem. Dwóch rosłych, ubranych na czarno osobników trzymało mnie, gdy nagle przede mną zjawiła się niewiasta o ślicznych, ciemnych oczach i oznajmiła z uśmiechem na twarzy że - "proszę pana, w ambasadzie się nie biega... a już na pewno nie z plecakiem!". Klika słów tłumaczenia, po czym jak rośli panowie puścili mnie i wrócili do picia herbaty, a ja, po uzyskaniu informacji że jeszcze nikomu nie udało się z plecakiem w tym budynku dobiec tak daleko, cieszyłem się posiadaniem syryjskiej wizy. Mniej za to cieszył się Abdul, zmuszony do ponownego otwarcia bramy.
Gdy podczas głębokiej syryjskiej nocy wylądowałem w Damaszku, nastrojony negatywnie przez Internetowe opisy lotniska, spodziewałem się że ujrzę co najmniej finezyjne skrzyżowanie dworców Gdynia Główna Osobowa i Warszawa Centralna podniesione jeszcze do brudnego sześcianu. Przywitał mnie uśpiony port lotniczy, czystszy zdecydowanie od niejednego naszego rodzimego centrum handlowego, po którym w ciszy krzątały się ekipy sprzątające. Znalazłszy sobie jakiś cichy kącik, umościłem sobie przytulne lotniskowe gniazdko i zasnąłem.
Zdolność do spania snem sprawiedliwego w każdych warunkach dała znać o sobie także i tutaj. Zbudzony mocno po piątej rano, poszedłem do stojącej poza budynkiem lotniska budy, w której młody człowiek sprzedawał bilety na autobusy jadące do centrum. Najpierw trzeba będzie zorientować się, do którego miejsca zostanę zawieziony przez autobus, aby móc mniej więcej zorientować się na mapie. Pokazałem zatem panu w budzie najlepszą mapę stolicy Syrii jaką udało mi się znaleźć - dwujęzyczny, arabsko-angielski wydruk A3 z Google Maps - i zapytałem o przystanek końcowy autobusu. Ku mojemu zdziwieniu sprzedawca biletów patrzył na mapę jakby pierwszy raz widział taki wynalazek. Obracał ją we wszystkie strony, przyglądał się, czytał nazwy ulic. Po dłuższej chwili podjął decyzję i popukał palcem w obiekt oznaczony na mapie jako stadion sportowy.
Dojeżdżając do przystanku docelowego spostrzegłem, jak do jadącego jeszcze autobusu dobiegają jacyś mężczyźni i biegną wzdłuż niego aż do zatrzymania. Gdy środkowe drzwi się otworzyły, autochtoni otoczyli je i zaczęli oglądać ludzi - takoż autochtonów - wychodzących na zewnątrz. W końcu zobaczyli giaura, czyli mnie. Ach! Radości i wrzaskom nie było końca! "Taxi taxi taxi mister? Where do you go mister?! Two hundred mister!" brzmiały radosne powitania obcego przybysza, próbującego przebić się przez zwarty komitet powitalny w kierunku kierowcy, który ze stoickim spokojem stał przy otwartym przed chwilą luku bagażowym i wydawał bagaże. Komitet zrazu rzucił się za mną, wyciągając ręce po plecak, zapewne aby pomóc mi nieść, bo po cóż by innego? Byłem jednakowoż szybszy. Wyrwawszy plecak kierowcy, rzuciłem się na drugą stronę ulicy, tratując przy okazji kilku witających. Tłum dał za wygraną. Byłem wolny. W Damaszku. Sam na sam z mapą. W miejscu gdzie nie było nawet śladu stadionu.
Było po 6 rano a miasto stołeczne już żyło. Tabuny samochodów, skrajnie innych niż w Europie, przewalały się przez miasto, mieszkańcy krzątali się w obejściach, od czasu do czasu zerkając na indywiduum w kapeluszu i z plecakiem, bez wątpienia giaura, który to stał na skraju jezdni i wypatrywał jakiegokolwiek przejścia dla pieszych. Przejścia nie było, za to obserwacja tubylców pozwoliła wywnioskować, że w tym ciepłym kraju przez jezdnię przechodzi się na modłę gry GTA - czyli gdziekolwiek bądź, wprost na maski przejeżdżających samochodów. Kierowcy reagowali dwojako - albo nagle hamowali (stąd zapewne liczne, zaobserwowane przeze mnie uszkodzenia zderzaków) machając ręką wyciągniętą przez otwarte okno sugerując szybsze przemieszanie się po jezdni, albo przyspieszali, aby przejechać zanim przechodzeń wlezie przed maskę. Wszyscy natomiast trąbili.
Próbując zorientować się gdzie jestem, dość szybko zauważyłem się że mieszkańcy Syrii nie potrafią absolutnie znaleźć się na mapie, nawet jeśli wszystkie ulice na niej są dokładnie opisane w ich rodzimym języku. I o ile fakt, że kilku kolejnych Syryjczyków zapytanych o wskazanie na mapie mojego aktualnego położenia nie potrafiło kompletnie mi pomóc mimo najszczerszych chęci, nie dziwił mnie aż tak bardzo, o tyle gdy wlazłwszy w tłum pijących na poboczu mleko policjantów (czyżby przerwa śniadaniowa?) i zapytawszy o położenie, każdy ze zmotoryzowanych stróżów prawa wskazał inne miejsce, zaczęło gnębić mnie pytanie, w jaki sposób ludzie Ci są w stanie wykonywać swoje obowiązki mimo niewątpliwego topograficznego niedorozwinięcia?
Wybawienie przybyło jak czołg - znienacka, ale czołgu bynajmniej nie przypominało. Wręcz przeciwnie. Zajęty pertraktacjami z miejscowymi wyrostkami, którzy co ciekawe lepiej orientowali się na mapie niż policjanci, ale nie na tyle żeby mi pomóc, nagle usłyszałem za sobą ciepły, miękki głos:
- What do you looking for?
Odwróciłem się. Przede mną stała nastoletnia godessa. Czarne, długie włosy opadające na ramiona, ciemne, błyszczące oczy. T-shirt, jeansy i iPod w uszach. Żadnej burki, żadnej chusty. Za to płynny angielski. W Syrii. Ach! Jestem uratowany. I zakochany.
Czego szukam? W sumie to nie wiem. Ale chciałbym kiedyś - w dłuższej perspektywie - dojechać do Halab. Godessa pokiwała głową - na piechotę do dworca Khaddam nie dojdę, zdecydowanie za daleko. Ale mogę dojechać autobusem. Nawet i lepiej, bo mogę też dojechać do dworca autobusowego, z którego transport do Halab odbywa się zdecydowanie częściej. W tym miejscu wykrzyczała kilka szybkich zdań w kierunku tłumku wyrostków, którzy obserwowali nas podczas rozmowy. Wśród dzieciaków zakotłowało się i po chwili wypchnięto jednego z nich przed szereg. - A on ci pokaże którym autobusem - zaordynowała. - Szukran dżazilan - wydukałem na pożegnanie - You're welcome - uśmiechnęła się. Ciśnienie podskoczyło.
Mały zaprowadził mnie na przystanek i stał bez słowa. Ja obok. Autobusy wszelakiej maści przyjeżdżały i odjeżdżały, Mały stał, ja stałem. Po jakimś czasie przyszedł kolejny podróżny, około 40-letni. Zmierzył mnie wzrokiem i zapytał o coś Małego wskazując na mnie podbródkiem. Mały odpowiedział, Podróżny uśmiechnął się i klepnął mnie w ramię z radosnym bełkotem. Po jakimś czasie Mały rozejrzał się niepewnie i pobiegł za pobliski róg. Zanim zdążyłem zdecydować, czy zostać czy też biec za nim, wyłonił się znów zza rogu i zamachał na mnie. Podbiegłem. Za rogiem, na czerwonym świetle, stał autobus. Mały zastukał pięściami w drzwi, kierowca otworzył je, Mały wbiegł, wyrwał mi monetę dziesięciolirową z ręki, wręczył kierowcy, kierowca dał mu bilet, Mały skasował z obu stron i oddał mi. Zabełkotał do kierowcy wskazując na mnie, kierowca z aprobatą odbełkotał. Mały wybiegł, drzwi się zamknęły, autobus ruszył, skręcił za róg po czym zatrzymał się na przystanku aby wpuścić stojącego tam wciąż Podróżnego.
Kierowcy nie dane się jednak było wykazać, gdyż gdy tylko zauważyłem że przejeżdżam przez stare miasto, wysiadłem. Zapamiętawszy jednak przystanek i znaczek na autobusie (laseczka i odwrócona cyfra siedem), który potem okazał się liczbą dwanaście, dwie godziny później znalazłem się przed dworcem autobusowym. Dworcem wyglądającym inaczej niż te, do których byłem przyzwyczajony. Wejścia, wyposażonego w wykrywacze metalu i prześwietlarki do bagażu, pilnowali cywile z Kałasznikowymi. Za wejściem zaś rozciągał się dziedziniec wypełniony podróżnymi, otoczony przez biura przewoźników, przed którymi stali naganiacze, którzy zobaczywszy jedynego (znów!) w tłumie giaura, przystąpili do działania ze zdwojoną siłą - "Where do you go, mister? Latakia? Latakia?" Zaprzeczyłem: "Halab." "Aaaa! Halab! Come! Come! Here! Here!" - naganiacze wpadli w ekstazę. Chwycili mnie w kilku i zaprowadzili do jednego z przewoźników. Z biura tegoż zaraz wybiegł jeden z pracowników i cały tłum zabełkotał radośnie, z czego wyłapałem jedynie kilkakrotnie powtarzaną nazwę miejscowości docelowej. Na koniec pracownik i jeden z naganiaczy, który pierwszy mnie złowił, przybili sobie piątkę, po czym pracownik wziął mnie pod rękę, zaprowadził do środka i posadził w fotelu. "Halab ticket - three hundred" - wyjaśnił. Ha! Jestem w Syrii. "One hundred" - odparłem. "Oh! No no no!" - złapał się za głowę - "I need feed my family! Two hundred fifty." "Two hundred" - zbiłem. "OK" - uradował się pracownik i potrząsnął moją dłonią. Za chwilę pobiegł gdzieś i przyniósł mi herbatę. Do momentu odjazdu autobusu, gdy siedziałem w fotelu, do biura przewoźnika przychodzili co raz to nowi ludzie oglądać atrakcję dnia - giaura - czyli mnie. Uśmiechali się, bełkotali, klepali po ramieniu, wciskali w dłoń świeżo co zrobiony falafel i pytali skąd jestem. Na wieść, że z Polski, reagowali futbolowo: "Aaa! Bolanga! Boniek! Lato!". Później jeszcze, podczas podróży po Syrii, zdarzały mi się inne reakcje - muzyczno-obyczajowe - "Aaaa! Bolanga! - tu uniesienie dłoni nad klatkę piersiową - DODA!" i polityczne - "Aaaa! Bolanga! Gierek!".
Mój pierwszy kontakt z usługami syryjskich taksówkarzy był mniej udany. Po wydostaniu się z zatłoczonego dworca autobusowego, już po przybyciu do Halab i złapaniu taksówki, mimo tego że taksówkarz włączył taksometr to jego wskazania daleko odbiegały od oczekiwanych. Siłą rzeczy, nie mając leksykalnych argumentów w kłótni, za mój pierwszy kurs zamiast 70, zapłaciłem dwieście lir. Ot, bakszisz. Spory napiwek dla kierowcy.
Cóż, pierwsze śliwki za płoty, powiadają. Później już było tylko lepiej, choć też ciekawie. Któregoś wieczoru, gdy wracałem z wycieczki do Cytadeli, która to sama w sobie, oprócz tego że bardzo ciekawa, nie pozostawiła zbyt wiele do opowiadania, złapałem taksówkę i wyrecytowałem arabski adres. Kierowca popatrzył na mnie tępym wzrokiem i wzruszył ramionami. I ruszył, szuja jedna, włączywszy taksometr. "Pullman Hotel?" - spróbowałem. Kierowca rozłożył bezradnie ręce. "University of Aleppo?" - też bez rezultatu. Ale jedziemy. Kierowca co prawda nie wie gdzie, ale jedzie. Ciekawe. Nagle bardzo gwałtownie zahamował, zjechał do chodnika i przez ustawicznie otwarte okno wybełkotał coś do starannie wyłowionej osoby z tłumu przechodniów. Mężczyzna odbełkotał i następnie po angielsku zapytał mnie, gdzie chcę jechać. Odpowiedziałem. Mężczyzna przetłumaczył. Kierowca uśmiechnął się szeroko, wzniósł ręce ku niebu i radośnie bełkocząc klepnął mnie w plecy. Gaz do dechy, jedziemy.
Innym znów razem wybrałem się do nadmorskiej miejscowości Latakia a stamtąd do wybudowanego przez Krzyżowców Zamku Saladyna. Na dworzec kolejowy należało dostać się wcześnie rano, gdyż pociąg odjeżdżał o szóstej. Około piątej ulice Halab świeciły pustkami, jeśli zdarzały się taksówki, to zajęte. W końcu, jedna z owych zajętych taksówek się zatrzymała i kierowca zapytał dokąd jadę. Karadżat? Dobrze, wsiadaj, jedziemy na dworzec. Wsiadłem, w środku już było dwóch pasażerów. Taksometr już był włączony, gdy dojechaliśmy do dworca, wskazywał 60. Kierowca skasował od każdego po 20 i odjechał.
Gdy wracałem na piechotę z Zamku, obok zatrzymał się motocykl z dwoma chłopakami. Za 50 lir zaproponowali podwiezienie do najbliższej wsi. Gdy odmówiłem, zaproponowali 20. Zgodziłem się, pod warunkiem że to ja będę prowadził. Spojrzeli po sobie - "OK, mister!". I tak oto, przez kilka kilometrów, slalomem wyprzedzając kury, owce i inne zawalidrogi gnałem 80 km/h po bezdrożach Syrii na chińskiej kopii koreańskiego motocykla z dwoma tubylcami za plecami.
W tym miejscu warto poświęcić kilka zdań na temat syryjskich pojazdów. Otóż dominują wszelakie wytwory przemysłu azjatyckiego, od samochodów japońskich i koreańskich do chińskich, których zdecydowanie jest najwięcej. Pojazdy chińskie charakteryzują się tym, że są mniej lub bardziej udanymi kopiami pojazdów z innych krajów. I tak na przykład dominującym samochodem wśród taksówek jest Chery QQ, idealna wręcz kopia Matiza, z tym że o wiele mniej od niego bezpieczna, jak czytałem. Co jest o tyle istotne, że w syryjskim ruchu drogowym respektuje się tylko światła i to nie zawsze. Znaków poziomych na jezdni nie ma, także mamy wciąż do czynienia z sytuacją gdy na drodze na której wyznaczone byłyby trzy pasy ruchu jedzie pięć pojazdów na raz, w tym jeden pod prąd. Jeśli jest skrzyżowanie bez świateł, a takich poza centrum dużych miast jest sporo, może być to nawet rondo, to wszyscy wjeżdżają na skrzyżowanie w tym samym czasie i takoż w tym samym czasie życzą je sobie opuścić. Dodając do tego wszędzie na jezdni kręcących się pieszych, powoduje to najczęściej sytuację w której nikt nie opuszcza skrzyżowania. Ale każdy trąbi.
Tu też trzeba przytoczyć pewną historię, gdy byłem świadkiem jak jeden z autochtonów stanął na środku drogi jednokierunkowej potężnym SUV i zaczął pakować do niego swoją liczną rodzinę (naliczyłem dwie żony i pięcioro dzieci). Za nim nadjechał inny tubylec w Chery A7 (chiński klon Audi, a jakże!) i poczekał pięć sekund, po czym zaczął trąbić na SUVa blokującego drogę. Po czym z domu obok wybiegli krewni (szwagrowie?) kierowcy Cadillaca, z SUVa wyskoczył sam kierowca, z Chery wyskoczyło takoż dwóch dziarskich Arabow i zaczęli krzyczeć na siebie i machać rękoma. Po czym wszyscy odjechali oprócz rzeczonych krewnych, którzy dalej stali na jezdni i krzyczeli za odjeżdżającym Chery i machali, aż stanął za nimi inny autochton Toyotą Camry i zaczął na nich trąbić, to krewni zaczęli krzyczeć i machać rękoma na niego. Po chwili, gdy Toyota odjechała trąbiąc, ponieważ potrzebowałem pomocy poszedłem z mapą do szwagrów i zapytałem o drogę. Wyrwali mi mapę i zaczęli nad nią krzyczeć i machać rękami. I gdy każdy zaczął pokazywać w inną stronę, to zaczęli krzyczeć i machać rękoma na siebie.
Syryjskie samochody nigdy nie bywają zerdzewiałe, za to prawie zawsze są poobijane i porysowane w wyniku owego kreatywnego ruchu drogowego panującego w tym kraju. Nierzadko są przyozdobione w bardzo wyrafinowany sposób, rodem z reklamy batona "Kit-Kat". Stosuje się też tuning psychologiczny - np. naklejanie na Chery QQ znaczków "WRX" czy na Daewoo Tico znaczków "M3" jest bardzo częste. Można też spotkać się z sytuacją, gdy kierowca na np. Mercedesa klasy S stawia swój samochód przed domem, który jest praktycznie ledwo trzymającym się szałasem zbudowanym z desek, ale za to z gigantyczną anteną satelitarną na dachu.
Z podobnym kuriozum spotkałem się już w drodze powrotnej z Syrii, gdzie znów umościwszy sobie wygodne gniazdko na lotnisku czekałem kilka godzin na swój lot, sala odlotów nagle wypełniła się kobietami w burkach i mężczyznami w chustach. Inaczej niż pasażerowie samolotów do których przywykłem, Ci oprócz waliz i toreb, taszczyli ze sobą wiadra, worki i klatki z drobiem. Zdziwiony sprawdziłem dokąd to udają się Ci niezwykli pasażerowie. Do Teheranu.
Z moim powrotem też wiąże się jedna historia - gdy stojąc w kolejce do odprawy paszportowej, jeszcze w Damaszku, byłem świadkiem kłótni funkcjonariusza tamtejszej straży granicznej z jednym z pasażerów. Kłótnia była zażarta, prowadzona po Arabsku, jednak zakończyła się w końcu machnięciem ręki pogranicznika i wbiciem pieczątki w dowód, iracki, notabene. Z mężczyzną w kolejce stała kobieta. Gdy przyszło do jej kontroli, funkcjonariusz obejrzał dokładnie paszport po czym rozłożył bezradnie ręce bełkocząc. Mężczyzna z kobietą natarli słownie, jednak widać było że tym razem pogranicznik nie będzie mógł machnąć ręką. Problem rozwiązał się w inny sposób. Mężczyzna wziął portfel kobiety, wyszukał w niej odpowiedni banknot po czym wręczył go funkcjonariuszowi. Obydwoje zostali zatrzymani podczas kontroli na lotnisku w Pradze.
Jack Kerouac wpadł na pomysł napisania jednej z moich ulubionych powieści - "W drodze", gdy przyjaciel podarował mu sporą rolkę papieru od dalekopisu. Jack wkręcił rolkę w maszynę do pisania, pociągnął spory łyk benzedryny i zaczął pisać. Pił benzedrynę i pisał. Od maszyny odszedł po trzech tygodniach, gdy zabrakło papieru. Gdybym mógł, zapewne powtórzyłbym wyczyn Kerouaca, bo o mojej skądinąd krótkiej wizycie w Syrii można pisać długo. Niestety, Moi Drodzy, nie mogłem pozwolić sobie na coś podobnego, chociażby z braku maszyny do pisania. Stąd notka ta powstawała długo, a i nie jest zbyt obszerna. Jednak pragnę Was zapewnić, że mimo późniejszych kłopotów w pracy, zadłużenia po uszy i zakończonego związku z dziewczęciem, warto było tam być i zobaczyć to wszystko. Naprawdę.

Kolekcja zdjęć na Picasa

Syryjskie smaczki motoryzacyjne :)

FUX
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: ze sofy.
Auto: jeżdżące
Polubił: 236 razy
Polubione posty: 350 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 3 cze 2010, o 20:47

Bergen, słowa piosenki na usta mi sie cisną:
"Powiedz stary, gdzieś Ty był..."


Link: http://www.youtube.com/watch?v=-XzNTntzHO0
Dolce far niente ;-)

barton
6 gwiazdek
Polubił: 0
Polubione posty: 2 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 3 cze 2010, o 21:31

Bergen, co tu dużo pisać... masa przygód i ciekawych obserwacji. A jak sprawa miała się z kuchnią: testowałeś lokalną szamę, czy raczej bazowałeś na zapasach zabranych z domu.

Btw. taki wyjazd w pojedynkę to raczej dość ekstremalne wyzwanie...
"Nim cokolwiek napiszesz, pomyśl o swojej matce. Czy byłaby dumna?"

leon
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Auto: Niepsujące się.
Polubił: 207 razy
Polubione posty: 284 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 3 cze 2010, o 22:29

Wszystko ładnie, ale znalazłeś nowego pracodawcę? :whistle:

Edit: Tak miało być.
Ostatnio zmieniony 3 cze 2010, o 22:35 przez leon, łącznie zmieniany 1 raz.
Walcz z globalnym ocipieniem - zjedz ekologa.

Piter 35
6 gwiazdek
Lokalizacja: Jelenia Góra
Polubił: 181 razy
Polubione posty: 109 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 3 cze 2010, o 22:33

leon pisze: Wszystko ładnie, ale znalazłeś nowego pracodawcę.
leon, nie no chyba tam to nie szukał :mrgreen:

Bergen
Awatar użytkownika
Moderator
Lokalizacja: Wrocław
Polubił: 0
Polubione posty: 1 raz

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 4 cze 2010, o 00:06

Barthol pisze:Bergen, co tu dużo pisać... masa przygód i ciekawych obserwacji. A jak sprawa miała się z kuchnią: testowałeś lokalną szamę, czy raczej bazowałeś na zapasach zabranych z domu.

Btw. taki wyjazd w pojedynkę to raczej dość ekstremalne wyzwanie...
Zdecydowanie testowałem miejscową. Była smaczna i niewyobrażalnie tania. Na przykład kebab (prawdziwy - syryjski - z falafelem) kosztował tam jakieś 70 groszy. Jedynie wodę piłem butelkowaną a nie z wodociągu. Żadnych rewelacji żołądkowych nie miałem.

Ludzie są tam bardzo pomocni dla giaurów. Czytałem, że to charakterystyczne dla ludów pustynnych - aby otaczać opieką wędrowców. Nikt nie odmawiał mi pomocy a wielokrotnie ofiarowywano ją bez pytania i bezinteresownie. Beduini na przykład, jak zobaczyli mnie maszerującego przez pustynię w słońcu w zenicie, to za punkt honoru wzięli sobie zaciągnięcie mnie do namiotu przynajmniej do zmierzchu. Nie mogłem na to pozwolić, bo musiałem jeszcze tego dnia dostać się do miasta a także obawiałem się konsekwencji zjedzenia beduińskiego poczęstunku, do jakiego spożycia byłbym zobowiązany goszcząc w ich namiocie. Skończyło się zatem na wychwaleniu stada, dzieci i żon, kilkakrotnym podziękowaniu i szybkiej ucieczce ;-)

Doxa
Awatar użytkownika
5 gwiazdek
Lokalizacja: z krzesła
Polubił: 151 razy
Polubione posty: 121 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 4 cze 2010, o 00:42

Bergen, ale fajnie się to czyta :thumb: . Świetna podróż, gratuluję odwagi :)
Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce,
tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy d..y, krzycząc : "ALE TO BYŁA JAZDA!"
:)

maf1
Awatar użytkownika
5 gwiazdek
Lokalizacja: Gdańsk
Auto: Impreza 2,0GX (czarna!!!)
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 7 cze 2010, o 10:14

Bergen pisze: Gdy wracałem na piechotę z Zamku, obok zatrzymał się motocykl z dwoma chłopakami. Za 50 lir zaproponowali podwiezienie do najbliższej wsi. Gdy odmówiłem, zaproponowali 20. Zgodziłem się, pod warunkiem że to ja będę prowadził. Spojrzeli po sobie - "OK, mister!".
:lol: Rekord jaki widziałem w Asuanie to czterech dorosłych chłopa :o na motocyklu. I toto jechało :thumb:

barbie
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: Warszawa
Auto: OOOO
Polubił: 34 razy
Polubione posty: 87 razy

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 7 cze 2010, o 12:38

Bergen, oj zazdraszczam :thumb:

Grzesiek_67
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: Adamów
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 7 cze 2010, o 14:22

Bergen,
dopiero teraz poczytałem. Pięknie, wzruszająco, niebanalnie. Czytałem (i se jeszcze raz zaraz przeczytam ;-) ) z wypiekami.

Dzięki, dzięki, dzięki, Allah jest wielki ;-)


Pozdrawiam
Grzegorz


PS. Ty zostaw w spokoju te jądra i zajmij się tym pięknym co stworzyłeś wyżej. Pan z Tobą 8-)
Brak podpisu.

pablonas
Awatar użytkownika
5 gwiazdek
Lokalizacja: Szczytno (warm-maz)
Auto: Zielone z turbinom i srebrne też z turbinom
Polubił: 1 raz
Polubione posty: 0

Re: Parę wrażeń z podróży

Post 7 cze 2010, o 15:21

Bergen, szacun :oops:

ODPOWIEDZ