Arno
Gal
michal
A było tak: wracałem se spokojnie z Livigno, a tu bęc: wulkan wybuchł, Lot odwołał loty nie tylko sobotnie przedpołudniowe, jak początkowo zakładano, ale również te wieczorne (wówczas nie wiedziałem, że potrwa to dłużej). I to tak perfidnie się złożyło, że dowiedziałem się o tym już w drodze busikiem z Livigno do Mediolanu. Gdybym wcześniej wiedział, wybłagałbym jakiegoś kierowcę polskiego autokaru, których w Livigno była masa, by mnie zabrał do domu.
Jadę Ci ja do tego Mediolanu i kombinuję. Dzwonię do LOTu: odzywa się automat. Dzwonię do polskiego konsulatu: weekend, nikogo nie ma, wszyscy mają w dupie los rodaków za granicą (a od tego przecież jest konsulat). Szukam hoteli: wszędzie full. Bo akurat targi wyposażenia wnętrz były i cały świat się do Mediolanu zjechał. Dzwonię do linii autobusowych, a oni w śmiech, że pierwsze wolne miejsca w autobusie są dopiero w środę. No po prostu dramat. A wszędzie na dokładkę trzeba wisieć pół godziny na telefonie słuchając kretyńskiej muzyczki, by się doczekać, aż odbierze żywy człowiek

Idę ci ja po tym Mediolanie w niedzielę i coś mnie męczy. Wchodzę do internetu, a tam info, że chmura wcale nie chce się wycofywać, a więc na lot we wtorek raczej nie ma czego liczyć. O ile na początku byłem wyluzowany, to wtedy przestało mi się to podobać. Szczególnie, że hotel, który znalazła mi w końcu kuzynka mieszkająca na stałe we Włoszech, był koszmarną dziurą za wywrotkę kasy.
Zdesperowany sięgnąłem po telefon, napisałem rozpaczliwego spam-smsa i wtedy pojawili się ONI, Trzej Bohaterowie, dzięki którym moje kudłate jestestwo znalazło się w końcu po wielu godzinach w Polsce.
Dziękuję Wam niniejszym o Wspaniali Przedstawiciele Gatunku Ludzkiego!

PS Pomijam, ile to było problemów po drodze: łażenie z miejsca na miejsce z mega wielkim i ciężkim bagażem (sprzęt narciarski...), niezliczona liczba przesiadek i przepakowań tego bagażu (hotel w Livigno -> autobus w Livigno -> busik na lotnisko -> drugi busik na lotnisko, bo ten pierwszy pojechał w końcu do Bergamo -> kolej z lotniska do miasta -> taksówka -> hotel -> taksówka -> pociąg do Wenecji -> taksówka -> samochód nr 1 -> samochód nr 2), bycie na każdym kroku za przeproszeniem ruchanym przez taksówkarzy, którzy zwietrzyli interes (np. w Wenecji za 8 minut jazdy 30€) i takie tam. Ważne, że mam to już za sobą, dzięki wspomnianym Dobrym Samarytanom
