W zgodzie z klimatami Josepha Hellera, że na każdą przypadłość jest remedium, starałem się żyć. Im większy obciach, im większa siara tym większa afirmacja świata - mojego i Twojego jestestwa. I fajnie, i literacko, i ludzko...ale jednak coś uwiera, coś nie da spokojnie zasypiać, nawet przy kobiecie marzeń z lat, kiedy marzenia były blisko.
Sam nie wiem, kiedy się zniechęciłem, sam nie wiem, kiedy nawet alkohol przestał koić ból, sam nie wiem, kiedy cienka czerwono/zielono linia kazała mi przekroczyć, nieprzekraczalna do tej pory granice Rubikonu.
Hm, tema jak tema, warto jednak nagiąć czaszkę moim zdaniem. Let's talk my last old firends.
Nie wiem, generalnie mi się chce lekko wymiotować, jak patrzę,słucham i węszę w świecie, który był mnie otoczył. Czego szukam ? Potwierdzenia ? Zaprzeczenia ? Wątpliwośc ? Nie wiem, wiem natomiast, że jest mi niewygodnie. A jak by to kabotyńsko nie brzmiało, nie lubię, jak coś mnie w dupę uwiera.
Gadamy,czy zwalamy wszystko na stan nieważkości Gwidona ? Ja sam nie wiem



Całusy
Grzegorz