Coś niedobrego
: 17 lut 2021, o 07:54
autor: FUX
Proszę.
Maturzyści 2021: Jesteśmy straconym rocznikiem, jeśli nawet zdamy, to i tak będzie z nas banda głupków. A ćpanie stało się normą
Psychologia dla rodziców w PUBLIO.PL
– Czuję się w nim jak w jakiejś ciasnej, dusznej pieczarze. Kiedy rano otwieram oczy i patrzę na komputer, mam ochotę wyć - mówi. Kilka razy się popłakała, kilka – potwornie wkurzyła. Bo policzyła sobie, ile godzin dziennie, włączając w to weekendy, siedzi przed ekranem. Średnio dziesięć, a bywa, że czternaście.
Kłopot w tym, jak zapewnia Ala, że – takie przynajmniej ma wrażenie – im więcej się uczy, tym większą pustkę ma w głowie. – Czasem mam wręcz poczucie, że tej głowy nie mam, jestem jak zepsuta lalka.
Jeszcze na początku ubiegłego roku miała w planach zdawać na maturze trzy rozszerzone przedmioty: chemię, biologię i angielski. – Od dziecka marzyłam o samodzielnej pracy w laboratorium, chciałam studiować analitykę chemiczną, biotechnologię, biochemię lub podobne kierunki, które dają możliwość laboratoryjnej pracy naukowej. Już wiem, że z moją obecną wiedzą nie mam szans na tak trudne, specjalistyczne studia.
Maturzyści 2021. Kartki z obrazkami
Pierwszy szok przeżyła wiosną, gdy zaczęły się lekcje zdalne.
– Żaden nauczyciel nie miał pojęcia, jak je poprowadzić. W zasadzie do końca roku dostawaliśmy tylko informacje o tym, które strony w książkach mamy przeczytać. Może w ten sposób od biedy można się nauczyć historii, ale nie biologii i chemii. Nic, żadne prezentacje online, żadne filmiki puszczane na lekcjach nie zastąpią realnie wykonywanych doświadczeń. Przed COVID-em uczyliśmy się na przykład o tym, jak wygląda fotosynteza pod wodą. Nauczyciel przyniósł akwarium, na naszych oczach podwodne roślinki oddawały tlen, zmienialiśmy jakość wody, różnicę w oświetleniu. Bez problemu rozumiałam wtedy różne procesy zachodzące w przyrodzie. Biologii nie da się właśnie dlatego zakuć, że trzeba coś zobaczyć, poczuć, zrozumieć. Na maturze oznacza to przede wszystkim zrozumienie treści poleceń i odpowiedzi według klucza w taki sposób, by były zaliczane przez egzaminatorów. Tymczasem ja od października dostaję od nauczyciela głównie numery kartek z obrazkami, które niewiele mi mówią. Wręcz mnie ogłupiają. Gdyby jeszcze nauczyciele mieli dyżury dla uczniów, ale nawet się na ten temat nie zająknęli – mówi rozgoryczona dziewczyna.
Owszem, można napisać post do profesora. Ala próbowała dwa, trzy razy o coś zapytać pana od biologii. Odpisał, że wszystko, o co pyta, znajdzie sobie w internecie.
– Na zdalnej lekcji nie ma szansy na to, by powiedzieć więcej niż jedno, dwa zdania, by zapytać o bardziej skomplikowane pojęcia. Pedagodzy mówią nam wprost: nie ma dziś miejsca na czułości, na traktowanie każdego ucznia z osobna, muszą lecieć z materiałem jak – tu cytat z pana od matematyki – pojebańcy.
W listopadzie Ala – jeszcze rok temu najlepsza uczennica w klasie – wpadła w taki stan, że bywały dni, podczas których w ogóle nie włączała komputera. Nauczycielom wciskała potem, że miała „problemy techniczne”. Uwierzyli? Nie uwierzyli? Miała to w nosie.
– Byłam już tak zmęczona, że spałam od rana do nocy. Rodzina? Mam 10-letnią siostrę, rodzice uważają, że muszą się nią zająć, bo jest za mała, by ogarnąć naukę online. Mają rację, ale mnie, przecież już prawie dorosłą, zostawili samą sobie. Przyjaciele z klasy stali się ikonkami w komputerze. Jeszcze na początku ze sobą gadaliśmy po lekcjach. Teraz nikomu nie chce się nawet wysłać do kolegi SMS-a. Z wesołej, zgranej klasy staliśmy się samotnymi satelitami latającymi bez żadnego sensu po jakimś dziwnym kosmosie.
Co jeszcze się zmieniło?
Pan minister i nerka
– Uczę się już tylko tej cholernej, coraz bardziej znienawidzonej biologii. Niby powinnam się cieszyć, że politycy z powodu COVID-u i zdalnej edukacji okroili nam przedmioty, biologię też. Tylko że to zwykła ściema. Według nowych wytycznych nie muszę znać części, z których składa się ludzka nerka. Tyle tylko, że zostawiono na maturze zadania, w którym trzeba wyjaśnić, jak nerka funkcjonuje i dlaczego. Jak mam wiedzieć, panie ministrze, czemu służy dany narząd, nie wiedząc nic o jego strukturze? Ten potworny chaos sprawia, że czasem świruję, zdarza mi się wstać o trzeciej w nocy i wkuwać tę durną nerkę – ze strachu, że obleję.
Nauczyłam się kłamać, oszukiwać, olewać – przyznaje Ala.
– Na większości lekcji udaję, że jestem, ściszam głośnik i wkuwam biologiczne formułki. Nie wiem, jak zdam polski i matematykę. Chemii nie mamy w ogóle od listopada, bo pani profesor zachorowała na COVID, nie znaleziono zastępstwa. Nie mam pojęcia, czego się uczymy na lekcjach historii – chyba doszliśmy do rewolucji październikowej, ale nie jestem pewna. Może z matematyki i chemii na maturze pomogą mi notatki kupione od dawnych licealistów w internecie. Tanie, tylko za dziewięć złotych, w bonusie rozprawki i analizy wierszy z polskiego.
W zasadzie Ala jeszcze nie wie, czy w ogóle podejdzie w tym roku do matury. – Jeśli będę w takim zamuleniu i histerii jak teraz, raczej sobie odpuszczę.
Nawet Sherlock Holmes nie dałby rady
– Jesteśmy straconym rocznikiem, jeśli nawet zdamy teraz maturę, i tak będzie z nas banda głupków – uważa Wojtek z Warszawy, klasa matematyczno-geograficzna z rozszerzonym angielskim. Prymus. Chciał zdawać na maturze rozszerzoną matematykę, fizykę i angielski. Ostatecznie wybrał tylko pierwsze rozszerzenie.
– Rozwaliła mnie fizyka. Profesor, rok przed emeryturą, co prawda prowadzi lekcje, ale mniej więcej w połowie każdej zasypia. Nie ma też tabletu graficznego, więc wszelkie zadania wypisuje myszką, nawet Sherlock Holmes nie odczytałby jego tajemniczych hieroglifów.
Większość klasy, bo ciągle Wojtek o tym rozmawia z chłopakami, ma poczucie, że więcej z fizyki wiedzieli na etapie podstawówki. To, czego nauczyli się stacjonarnie do czasu COVID-u, zapomnieli. Gdy ktoś raz czy dwa spytał o jakieś powtórkowe poprawkowe sprawdziany, usłyszał od profesora, że w ciągu 30 minut lekcji można sobie co najwyżej poprawić okulary na nosie.
Wojtek nadrabia braki korepetycjami. Jego rodzice, biznesmeni, za trzy godziny tygodniowo „korków” z fizyki płacą 1200 złotych miesięcznie. – I tak sobie średnio radzę, bo nasz senny fizyk przed feriami obudził się nagle i zadał nam na czas wolny po 200 zadań na każdy dzień. Dowcipniś policzył sobie, że na każde zadanie mamy minutę. Oczywiście nikt tych zadań nie zrobił, bo ni w ząb ich nie rozumiał. Choć kiedyś pewnie je rozwiązywaliśmy. W starych dobrych czasach.
Wojtka zadziwia, jakimi przesłankami kierowali się ci, którzy postanowili w specyficzny sposób okroić tegoroczne matury. – Matematykę okrojono trochę na niby. Wycięto głównie te zadania, których na egzaminie dojrzałości nigdy nie było, na przykład jednokładność. Przy okazji wycięto jednak także bryły obrotowe. – Dla mnie to skandal, chcę studiować inżynierię, bez znajomości tego tematu będę miał problemy w przyszłości – oburza się.
Wokulski z Czarnolasu
Są też rzeczy, które zwyczajnie Wojtka śmieszą. – Na polskim w tempie taśmowym przerabiamy jednocześnie powtórkowo „Bogurodzicę”, „Treny” Kochanowskiego i nową lekturę – akurat teraz „Medaliony” Zofii Nałkowskiej. Poza tym pani profesor ministerialnych okrojeń nie uznaje, więc robi nam też kartkówki z nieobowiązkowych „Sklepów cynamonowych” i całej „Ferdydurke”. I tak najważniejsza jest „Lalka”, z niej ciągle mamy sprawdziany. Doszło do tego, że jednemu Karolowi pomyliła się Urszulka z Izabelą Łęcką i przez pół lekcji opowiadał, jak bardzo Wokulski z Czarnolasu cierpiał po stracie ukochanej córeczki.
Dobrze więc zdaniem Wojtka że w tym roku nie będzie na maturze egzaminów ustnych z polskiego. Byłby niezły ubaw. A raczej niezła jatka. Ale i tak gorzej już być nie może.
– Najbardziej przechlapane mają ci z naszej klasy, którzy wybrali geografię na maturze. Trzy razy już zmieniano nam od września nauczycieli, po kolei dopadał ich COVID. W grudniu przyszedł pan tuż po studiach, stwierdził, że geografię Polski każdy zna, więc nie będzie się na niej skupiał. Powiedział, że trzeba postawić na pewnego konia. I zapodał nam trzy razy z rzędu prezentację o Kolumbie i innych odkryciach geograficznych.
– W gruncie rzeczy my nie mamy pretensji do nauczycieli, oni też tkwią razem z nami w jakiejś magmie, są przytłoczeni chaosem informacyjnym, ciągłymi zmianami, nowymi wytycznymi, tym, że nie są w stanie przerobić całego materiału do matury zdalnie, bo to po prostu niemożliwe. Oni też, tak jak my, po prostu odlatują.
Jeśli chodzi o najpoważniejsze kłopoty Wojtka, to dotyczą one głównie codziennych nawyków. – Kiedyś jeszcze przed szkołą brałem szybki prysznic i biegałem świtem nawet 10 kilometrów. Teraz nie chce mi się ruszyć nogą, bo po siedzeniu przez cały dzień przed komputerem boli mnie wszystko – głowa, oczy, kręgosłup. Przede wszystkim jednak psychika mi siadła. Bywają dni, że się w ogóle nie myję. Jeść mi się w ogóle nie chce. Bywa, że z nerwów zwracam całe śniadanie.
Maturzyści 2021. Wszystko się miesza
Matyldę z klasy humanistycznej w jednym z krakowskich liceów najbardziej wkurza, że obiecywano im, iż najpóźniej w styczniu odbędą się próbne matury.
– Człowiek wiedziałby, na jakim jest etapie, bo my naprawdę nie mamy pojęcia, w jakim momencie pod tą potworną presją czasu jesteśmy z wiedzą. Wszystkim wszystko się miesza – mówi.
Jak ma się nie mieszać, gdy na lekcjach historycznych Matylda przerabia jednocześnie starożytność, I wojnę światową i upadek komunizmu w Europie? – Efekt? Pełna dekoncentracja. Na dodatek w naszej klasie, pechowo, ciągle się coś technicznie psuje. Albo nauczycielowi wysiada głośnik, albo całej klasie nie załaduje się skończona już kartkówka, nauczycielka nam nie wierzy, wpisuje jedynki.
Dlatego Matylda wcale się nie dziwi, że uczniowie też bywają nie fair. – Sposobów, jak oszukać belfra, jest tysiąc, można robić różne sztuczki z kamerkami, ściągać na bezczelnego, spać, grać w "Cyberpunka", wyjść z psem na spacer. Nikt się nie pokapuje, a nawet jeśli, i tak odpuszcza. Nauczycielom też nie chce się walczyć z wiatrakami. Szkoda tylko, że nie reagują, gdy uczniowie znikają na dłużej. Z naszej klasy zniknęły dwie dziewczyny, nie logują się na lekcjach od jesieni.
Matyldzie marzy się dziennikarstwo, matury z polskiego się nie boi. Nawet nie martwi jej jakoś, że w porównaniu z innymi klasami z materiałem są dość mocno wstecz, jeszcze nie doszli do „Sklepów cynamonowych”, a gdzie literatura wojenna, powojenna, Szymborska, Miłosz? – Na bank nie zdążymy, trzeba będzie improwizować – śmieje się. Dobrze, że z matematyki zaczęły się powtórki. Nie wszędzie tak jest. Kuzynka Matyldy z innego liceum nie przerobiła jeszcze z matematyki dwóch działów, w tym planimetrii.
Korepetycje? – W naszej klasie na 27 osób aż 20 bierze „korki”. Niektórzy z kilku przedmiotów. Większości z nas na to nie stać, więc rodzice biorą kredyty, zadłużają się u rodziny, u znajomych. Dobrze, że w tym roku studniówki nie ma, przynajmniej przyoszczędzi się na garniturach i sukienkach – zauważa Matylda. Po chwili wyjaśnia, że to jednak... żart.
– Zostaliśmy pozbawieni jednego z najważniejszych przeżyć młodości – balu przed maturą.
Jakoś to rozumie, w końcu to niczyja wina. Nie rozumie jednak kompletnie, dlaczego na lekcjach z wiedzy o społeczeństwie musi wkuwać, z czego składa się sala sądowa. – Za to ani słowa na WOS o Strajku Kobiet, Trybunale Konstytucyjnym, prawach LGBTQ czy nawet szerzej – prawach człowieka. Komuś chyba zależy, byśmy zdawali maturę w oderwaniu od rzeczywistości – przypuszcza.
Czy czegoś w związku z maturą naprawdę się boi? Tak, tego, że będzie kolejna fala COVID-u, że odwołają egzaminy. Albo że zachoruje, albo będzie miała kwarantannę. Co jeszcze ją martwi?
– To, że coraz więcej moich kolegów z klasy, jeśli nie większość, by jakoś przetrwać ten upiorny czas, łyka jakieś syfy, podbierają rodzicom relanium, xanax, zolpidem. A rano, by w ogóle wstać, zapodają sobie syropy na kaszel z pobudzającą substancją. Nie będę udawać, że ćpania w szkole wcześniej nie było, nie pojawiło się nagle w tym roku. Ale dopiero w tym roku, takie mam wrażenie, stało się prawie normą.
Okropnie samotni
Tomek z Dolnego Śląska, uczeń technikum, klasa maturalna o profilu teleinformatycznym, leków wokół siebie ma pod dostatkiem, tyle że onkologicznych. Od wielu miesięcy leży w szpitalu, cztery lata temu wykryto u niego raka z przerzutami. Nauczanie samodzielne zna od podszewki, musiał się na nie przestawić, gdy zachorował.
– To nic łatwego uczyć się samemu, ze zdalną pomocą nauczycieli. Początki były cholernie trudne. Nie chodzi tylko o dyscyplinę, zupełnie inaczej wchłania się wiedzę, gdy spotyka się z nauczycielem twarzą w twarz, gdy można o wszystko zapytać, gdy ma się poczucie, że ktoś czuwa nad tym, by nie popełniać głupich, podstawowych błędów. Dlatego świetnie rozumiem, że moi koledzy, których wpuszczono w kanał nauki domowej, czują się tak okropnie samotni – mówi.
Zdaniem Tomka potrzeba dużo czasu, by przestawić się na samodzielne uczenie. – Ja się akurat zawziąłem, nie chciałem już żyć chorobą, wolałem pożyć nawet z najgorszą w świecie maturą. Poza tym mam wprawę, od lat sam załatwiam sobie książki, zbieram materiały. Przez długi czas sam przerabiałem matematykę i łączyłem się z nauczycielami tylko wtedy, gdy chciałem zaliczyć jakiś materiał.
A i tak ma braki z poprzednich lat, bo – jak podkreśla – nie da się samemu przerobić porządnie materiału z kilkunastu przedmiotów. – Nie zawsze też daję radę przez operacje, badania, przez to, że czasem jestem po prostu zbyt słaby, by się uczyć. W tym roku jest inaczej, bo zdalnie uczymy się wszyscy w klasie. I bywa niefajnie. Za duże tempo, za dużo stresu, nauczyciel zadaje na lekcji pytanie i trzy sekundy później sam sobie na nie odpowiada, wiele lekcji to nauczycielski monolog. Naprawdę czasem mam wrażenie, że mogłoby nas w ogóle na lekcji nie być. Tym bardziej że tylko profesor od polskiego wymaga od nas kamerek, na innych lekcjach spoko, możemy być anonimowi. Więc jak historyk pyta Piotrka o skutki Okrągłego Stołu, to tak naprawdę odpowiada Piotrek, Mateusz na Discordzie i jeszcze ja na słuchawkach. Ostatnio całej klasie dyktowałem odpowiedzi z „Lalki”, którą zresztą bardzo lubię – taki ze mnie dziwak, trudno.
Niektórzy w tym dole zostaną
Jakiś czas temu Tomek znalazł kurs maturalny z matematyki w internecie prowadzony przez Nauczyciela Roku. – Te lekcje są tak ciekawe, tak inne od typowo szkolnych, że znacznie wyprzedzam klasę z materiałem. Czego to dowodzi? Tego, że szkoła, taką jaką nam dziś stworzono, się nie sprawdza? Że dużo zależy od człowieka, od nauczyciela? Myślę, że jedno i drugie. Czasem myślę też, że edukacja w Polsce powinna być zrobiona kompletnie na nowo. Nie wychodzimy ze szkół przygotowani do życia. W technikum miałem lekcje z przedsiębiorczości, polegały wyłącznie na wklepywaniu formułek. Dlatego gdy wyzdrowieję, gdy zdam, mam nadzieję, maturę, pójdę na studia, a potem zostanę nauczycielem matematyki, marzy mi się szkolna rewolucja.
Na maturze Tomek zamierza zdawać trzy przedmioty w rozszerzeniach: język polski, angielski i oczywiście matematykę. Jest jedynym uczniem w swojej klasie, który w ogóle zdecydował się na więcej niż jedno rozszerzenie. – Ja mam motywację szczególną, mnie po prostu uczenie się pomaga zdrowieć.
Gdyby nie miał takich przeżyć, być może także i jego przerosłaby ta ponura matura.
– Pamiętam, jak po pierwszej klasie połowa z nas mówiła, że na pewno pójdzie na studia, że chce mieć wykształcenie, wakacje, że chce przedłużyć sobie młodość. Dziś o studiach mówią trzy osoby. Reszta pogrążyła się w malignie, niemocy, odpuściła sobie plany i marzenia. Dla mnie to zbiorowa depresja bardzo młodych ludzi, o których nikt przez wiele miesięcy nie zadbał. Nikt nie zapytał, jak się czują, nikt nie wyciągnął do nich ręki. Ja już to wiem, że nawet jeśli moja klasa wróci jeszcze do ławek, nawet jeśli większość z nas zdecyduje się na podejście do matury, wyciągnąć kolegów z doła nie będzie łatwo. Niektórzy w tym dole pewnie zostaną na zawsze.