Gal pisze:ky pisze:
Wiesz, jak widzę np. auto klasy średniej-średniej
z lat '60-'70, to wiem, że ma około 40-50KM z litra pojemności, wymaga wymiany oleju w silniku i przeglądu najrzadziej co 10'000, rozrządu co 50'000, regulacji zaworów co 20-30'000, podobnie z gaźnikiem, regularnego smarowania zwrotnic i innych elementów zawieszenia, a i tak to zawieszenie nie wytrzyma więcej niż 50'000, podobnie z końcówkami drążków kierowniczych, ma hamulce bębnowe przynajmniej z tyłu i drogę hamowania o xx% dłuższą od współczesnych, przy masie o xx% mniejszej, osiąga zawrotną prędkość 150km/h, ale lepiej nie próbować itd.
Co prawda mamy teraz modę na downsizing, ale np. mój pierdolot ma 58KM/l, wiele aut dwulitrowych ma obecnie około 65-70KM/l (bo EuroCośTam). A to już blisko wskaźnika mocy np. Fiata 125S, który miał 100KM z 1.6l. Co do rozrządu, to wiele firm optymistycznie nakazało zmieniać paski po 90-120kkm, a potem szybko i cichcem się z tego wycofywały. Łańcuchy zaś... kiedyś bywały takie, które trzeba było zmieniać co kilkadziesiąt kkm, i takie, które wystarczały na całe życie silnika -- to tak jak dziś, w Nissanach np. łańcuch wystarcza na cały żywot silnika, tylko czasem jest przyczyną jego zakończenia :P Zawieszenia bezobsługowe, to właśnie lata 70-e (a i pewnie już 60-e), przekładnie zębatkowe to również tamten czas (np. taki Taunus MkI). Hamulce bębnowe z tyłu są często spotykane i dziś, bo łatwiej się w ten sposób robi ręczny (a prawdziwym problemem bębnów nie jest siła hamowania tylko oddawanie ciepła. Problem drogi hamowania to przede wszystkim opony i sprawność zawieszenia, bo zablokować koła często można i na bębnach. Na upartego, dzisiejsze oleje można by wymieniać rzadziej (pod warunkiem stosowania dobrych smarowideł i posiadania papierowego filtra pełnego przepływu), ale kto by tak niszczył silniki? :)
Owszem, dzisiejsze auta mają pewne rozwiązania o wiele bardziej finezyjne, ale to, w spotkaniu z naszą siermiężną rzeczywistością, często się mści. Co z tego, że są takie fajne silniki i mają takie fajne dane na papierze, kiedy dwadzieścia lat temu 200KM to była petarda, a dziś jest potulny misio? Do tego wrażliwy na to, czym go nakarmisz -- gotowy z byle powodu zrzucić kupę za kilkanaście tysięcy złotych (jak np. nowoczesne diesle)?
Dzisiejsze czasy maja tę miłą cechę, że mamy dostęp do lepszych opon, lepszych amortyzatorów, lepszych materiałów eksploatacyjnych, lepszych materiałów i procesów naprawczych, i mamy też lepszą wiedzę. A dzięki temu możemy posiadać youngtimera, który będzie się tylko nieco gorzej prowadził i miał nieco gorszą ogładę (albo wręcz przeciwnie, wciąż będzie narowisty). Będzie wymagał więcej dbałości, ale to jakby jest część posiadania younga. Ale za to będziemy mieli poczucie, że jeździmy samochodem, a nie kapsuła do przemieszczania się w przestrzeni.
I wiem również, że jak ten samochód ma 150'000 przebiegu, to jest to złom.
No, niekoniecznie. Niektóre paski B2 czy Jetty MkI wciąż jeżdżą i trzymają sie nieźle, a przynajmniej jako-tako. Mając np. 500kkm na liczniku. O W123/W124 czy starych Volvo nie wspominając, tam siedem cyfr na liczniku nie jest jakimś dziwnym zjawiskiem.
ky pisze:
wystarczy belka skrętna, która jest tańsza zarówno w produkcji, jak i w późniejszych naprawach. Honda już zrobiła ten krok w Civicu.
Bo się snobują na 911 z lat '60...
No nie. Bo np. w takim UK Hondę lubią emeryci. A po temu emerytu wielowahacz? On sobie poleci te 60mph po Mileśtam, a do tego wystarczy mu belka.
Samochody w tamtych latach nie były lepsze, ani lepiej budowane niż są teraz, a księgowych, producenci samochodów mieli zawsze...

Zawsze mieli, ale patrząc na to, jakie gnioty produkuje się teraz (ktoś gdzieś ładnie napisał, że produkuje się auta siedmioosobowe, żeby jeździły nimi dwie osoby, że produkuje się fajne, szklane dachy, żeby słońce wypalało dziurkę w glacy, że wkłada się wiele koni po to, żeby turlać się od foto do foto z prędkością żółwia, a nawet jak chcesz pogonić, to eko-mappingi robią z auta żółwia, itp, etc; a wszystko nie dlatego, że tego potrzebujesz, tylko dlatego, że tysiące reklam i bilboardów wdrukowało Ci tę ,,potrzebę'' do mózgu) uważam, że księgowość i nawiedzeni produktoidzi rodem z fabryk AGD mają zbyt wiele do powiedzenia w procesie projektowania. Miałem kiedyś coś, co się nazywało Mazda 323GT-R. To coś miało 185KM i wg danych fabrycznych chodziło 7.2s do setki przy czterech permanentnie pędzonych kołach (a i tak były to ponoć zaniżone dane) i miałeś wrażenie, że prowadzisz kieszonkową rakietę. Dziś masz auta po 200KM, które z ledwością zamykają się w okolicach 8-9s i tylko dzięki temu, że dwójka kończy się za setką, a podczas przyspieszania ogarnia Cię senność. Ale Mazda nie miała cupholderów, białych zegarów, składanego elektrycznie stalowego dachu, ekranu z pacmanem na pół konsoli, wtyczki do ajpoda, dwudziestu pięciu głośników, szesnastu poduszek i ASR-ów/EBD-ów/BA-ów/WWW-ów/ETC-ów (choć ABS już miała -- dało się go wyłączyć).
Youngi są fajne :). A do wożenia się na codzień najlepiej byłoby mieć starą, ale sprawną Corollę 6gen czy inne urządzenie tej klasy.
r.
Wieśniak w trójce. Dla przyjaciół Rufjan.