KonSTi pisze:
Studia i klepanie regułek czy praca i doświadczenie pracownicze. Co jest w dzisiejszym świecie cenniejsze.
Studia - o ile znajdziesz takie, które Cię czegoś sensownego nauczą i/lub dodadzą Ci do osobowości/kwalifikacji/mozliwości coś nowego.
Inaczej: które pozowolą Ci lepiej/łatwiej/szybciej/sensowniej zdobywać doświadczenia praktyczne.
Przyklad z mojego własnego podwórka:
1. Staram się uczyć studentów samodzielnego zdobywania informacji, ich selekcji (czyli z oceanu netowo-ksiazkowego wybrania tego, co przydatne) oraz krytycznej analizy (oceny wiarygodności, etc.)- a potem budowania w oparciu o te informacje samodzielnych syntez. Robię to "przy okazji" nauki o bezpieczeństwie międzynarodowym, ale można i przy innych, np. przy teorii literatury, wspominanej przez Arno historii średniowiecza, na pewno filozofii, a może i prawa cywilnego. Myślę, że opanowany mechanizm i metoda myslenia przyda się potem w róznych pracach, także absolutnie niezwiązanych z polityką - ale żeby się nauczyć, studenci potrzebują nie tylko mnie, ale jeszcze a) wrodzonej inteligencji, b) chęci samodzielnej pracy.
2. Ostatnio grupa studentów przyszla z propozycją seminarium. Przyjałem. Oni przygotowali referaty (trochę pomogłem), ja przywiozłem gościa - machera z pewnej poważnej firmy. Posłuchał dzieciaków (wypadli rewelka!) i zaproponował... dalszą pracę nad ich tekstami, w oparciu o dostarczone przez niego materiały, a potem - być może - wspólne wydanie tego jako ksiązki. Książka pikuś, ale coś czuję, że dzieci się sporo nauczą przez kolejnych parę tygodni. A ci, którzy będą się uczyć najsprawniej, być może zalatwią sobie fajną robotę. Premia za inicjatywę i wysiłek.
I teraz tak:
- na każdych studiach są zarówno wykładowcy do dupy, jak i tacy, którzy starają się nauczyć czegoś poza suchymi formułkami;
- na każdej uczelni, poza masą imprez bez sensu, dzieją się rzeczy, które otwierają ciekawe możliwości (a nawet jak sie nie dzieją, to pod akademickim szyldem mozna spróbować samemu je zorganizować....)
- samo rycie na pamęć też nie jest takie bezsensowne, jakby mogło się wydawać... bo ćwiczy pamięc. Nie żartuję. To się potem czasami przydaje, na starość.
Krótko mówiąć:
STUDIOWAĆ.
Ale - nie byle gdzie, byle co, i na pewno nie byle jak. Bo "byle jak", czyli chodzić, żeby chodzic, dostać za nic wpis na trzy (albo pięć, jak szkołka łaskawsza) - i niczego się nie nauczyć, tylko dostać kwit - to strata czasu i pieniędzy.
Wariant dla wybranych:
- masz talent w rękach albo w głowie taki, ze potrafisz robić ciekawe i fajne rzeczy bez studiów - rób je, a studiować wtedy możesz filozofię dla przyjemności i rozrywki, albo i nie, Twoja wola (moim mistrzem w byłym zawodzie dziennikarza telewizyjnego był chłopak z wykształceniem podstawowym - inna rzecz, że z oczytaniem, którego większość doktorow wszechnauk mogłaby pozazdrościć);
- masz pomysl na uczenie się samemu - ucz się, pracując.
Ale generalnie wciąż chyba - w kupie i na studiach - łatwiej.
Alan, Alan, Alan! pisze:
Studia powinny być dla mądrzejszych i kosztowne. Obecnie, uważam, że jest przemiał i zachwianie proporcji. Dużo wodzów, mało indian jak to mówi mój brat.
To prawda.
Żeby być szewcem, kierowcą białej fabii z kratką i mydełkami, właścicielem małej firmy, etc. - nie są potrzebne żadne studia, tylko elastyczne kursy zawodowe, co najwyżej (szycia butów, obsługi fabii i sprzedaży mydełek albo podatków i bhp).
Ale kiedyś się pojawił pomysł, żeby "realizować aspiracje", i wyszło, jak wyszło.
Pora ochłonąc.
Co mówię wbrew wlasnemu interesowi, bo w ramach tego "ochłonięcia" mogą mi zamknąć uniwerek
Szczerze - żadna strata dla ludzkości.
Oby tylko UJ i UW zaczeły wtedy znów kształcić jak za moich czasów studenckich, a nie czynić dalej obecną kaszanę....
OBK H6 pisze:
Polityki korporacyjnej też na studiach nie uczą
No jeszzce tego by brakowało... To w szkołach zawodowych - kurs na szczura korporacyjnego, na operatora widłaka, na zduna...
So What! pisze:
Im człowiek starszy, tym trudniej się zmobilizować do tego, żeby skończyć studia.
Chyba, że w kilka lat po doktoracie się zaczyna nowe studia inżynierskie... ot, tak, z uwagi na to, że obecna praca przestała cieszyć - przykład z życia
Bo praca ma cieszyć.
I nieważny wtedy wiek emerytalny, jak masz frajdę, to robisz póki nie padniesz.
Gorzej, jak kogoś nic nie cieszy, albo źle wybrał zawód (bo moda, bo kuzynka też została dentystką, bo podobno tam dobrze płacili).
Człowiek kowalem własnego losu - to bardzo mądra maksyma jest....