szamot pisze:
a- prawie zawsze są to auta po jakiś tam przygodach
b- prawie zawsze gorzej wyposażone
c - te materiały wykończeniowe wydają się być jakby nieco z niższej półki
d- auta nie montowały zwinne małe japońskie rączki
Wątek różnic wałkowany jest od lat na wielu forach. Podgrzewany przez lokalnych dealerów i lobby importerów. I generalizowany także. W sumie to auta sprowadzane skądkolwiek, zazwyczaj są po przygodach bez względu czy są z UE czy US. W przypadku US można sprawdzić carfax, co jest akurat plusem.
Dodatkowo za wysokim prawdopodobieństwem bezwypadkowości aut sprowadzanych z USA (do jesieni 2008) przemawia fakt, że kurs dolara oscylował wówczas w okolicach 2 PLN. Wówczas opłacało się sprowadzić w całości, bo cena była naprawdę korzystna. Opłacalność importu wynikała również ze znacząco niższej ceny nowych samochódów na tamtym rynku, zwłaszcza w segmencie premium.
Z tym wyposażeniem to też przesada, ileż to imprez w skórze widziałem z US

A co z limitowaną wersją L.L. Bean Forestera i Outback’a, która w ogóle nie jest dostępna w EU? Jeśli chodzi o produkcję, to nie tylko Subaru, ale Mercedes, BMW i wiele innych koncernów mają swoje fabryki w USA. Mój nowy europejski Golf Variant z 2013 roku był składany nie przez rączki niemieckie tylko meksykańskie
Oczywiście, że są różnice wynikające ze specyfiki rynku i innych przepisów i oczywiscie są detale, do których trzeba się przyzwyczaić, ale one nie dyskwalifikują. Należą do nich np. symetryczne reflektory, termometr w F, brak światła przeciwmgielnego, radio odbierające stacje z częstotliwością nieparzystą po przecinku, miękkie zawieszenie. Można dostosować, albo polubić.
Ale podsumowując: przed zakupem też byłem sceptyczny i tak samo sarkastyczny jak wielu z Was. W ASO też mnie straszyli, dopóki nie sprawdzili po VIN-ie cen części i sami byli zaskoczeni dostępnością, na amortyzatory czekałem tydzień (wysyłka z EU) w cenie niecałych 300 netto PLN za sztukę, itp, itd. Osobiście mam dobre doświadczenia z wersją US, sceptycy chyba po prostu nie mieli do czynienia z wersjami zza oceanu. Jak się podejdzie do tematu z głową, to naprawdę nie ma się czego bać
