Więc jak widzę kobietę w szpilkach za kółkiem to wymiękam.
Podejrzewam, że w Twoim przypadku za "omsknięcie" mógł odpowiadać raczej luźny sandałek lub klapek, nie zaś wysokość obcasu jako takiego.
Co do szpilek na nogach kierowcy - też na początku zaprotestowałem, ale dałem się przekonać.
Żona w tym chodzi, biega, skacze... i robi to pewniej, niż na płaskim obcasie. Tak samo z jeżdżeniem. Kwestia przyzwyczajenia i ułożenia stopy. Oczywiście, 10 cm to już nie do samochodu, raczej 4-6 (może pojęcie "szpilka" jest tu pewną przesadą). I nigdy klapki, zawsze buty umocowane do pięty.
Jedyne straty - to dziury wywiercone w dywanikach.
Jestem więc (od niedawna) bardziej tolerancyjny...
Jeśli ktoś żyje na obcasie, to niech i tak jeździ. Co innego, jak ktoś założy wysoki obcas raz na jakiś czas i czuje się niepewnie (widzę czasem kobity, które idąc po płaskim chodniku z wyraźnym trudem łapią równowagę na obcasie... widać, że wolałyby tenisówki). No i jak ktoś nie umie jeździć...