O, już śnieg, a ja jeszcze słowo, lub kilka o rypkach ;)
Czasami odwiedzam wody, na których kolega
FUX, przebywa i rzucam wędkę.
Bardziej to się samo łowi, bo jacht płynie i sam łowi. Oczywiście euforia na pokładzie, jak się nieco żyłka napręży, bywa ogromna. Kilkunastokiogramowy tuńczyk, czy inna barakuda nieco lżejsza, to niemal codzienność, czasami trafi się Wahoo, red snapper, czy maki maki....rekin owszem również ;)
Ale wiecie co jest najlepsze? Wymyśliłem taką tuńczykową perwersję. Gdy łowimy tuńczyka, musimy z nim trochę powalczyć, bestia jest wtedy mocno rozgrzana. Wyciągamy na pokład, a na nim nie może zabraknąć pewnego rekwizytu...można go kupić na każdej wyspie...jest wiele destylarni...RUM
Wlewam ten boski trunek w skrzela mocno wierzgającego delikwenta, po czym jegomość się uspokaja i sztywnieje. Innymi słowami- odpływa.
Wtedy dokonuję wzdłużne cięcie, w celu uzyskania pięknych płatów ryby, następnie kroję na mniejsze porcje- sashimi i szykuję kilka "smaczków" do maczania.
Nie ma nic lepszego, niż ciepłe jeszcze mięso, na surowo w takich okolicznościach przyrody. Polecam
Nie ma też na tej planecie nic świeższego.
Perwersja!
A Seszele....nuuuuda, wszystko jest piękne, nawet jak aparat upadnie i zrobi niechcąco zdjęcie, to wyjdzie zjawiskowo, ale....no właśnie. Każda wyspa jest niemal klonem poprzedniej, mała odległość między wyspami, wiatr słaby, trzeba często wbrew Grecie diesla odpalić
. I temperatura 4 dychy.
Na tydzień ok, dwa się dłuży. Co innego Karaiby, codziennie nowe odkrycie i pełen uśmiech.