o zderzeniach na poważnie
-
Konto usunięte
- 6 gwiazdek
- Polubił: 14 razy
- Polubione posty: 19 razy
Re: o zderzeniach na poważnie
Ja bym też trochę winił środowisko naukowe. Trudno wymagać od naturszczyka, żeby potrafił uzasadnić swój wynalazek, na który wpadł spawając kawałek pługa w swoim warsztacie. A naukowcom zwyczajnie zabrakło wyczucia, że coś z tego może wyjść.
Re: o zderzeniach na poważnie
Konto usunięte, przychodzi typ i mówi że obalił Newtona, to go wyśmiewasz i dzwonisz po pogotowie. Prosta piłka.
Re: o zderzeniach na poważnie
ale ten typ pokazuje działający prototyp,Azrael pisze: przychodzi typ i mówi że obalił Newtona
nawet z ludzkiej( jeżeli nie z naukowej) ciekawości powinni spróbować sprawę zbadać
pierwsze koty za płoty, coś czuję że dzięki Łągiewce kolejne wynalazki nawet jezeli ich składową będa zaklęcia wypowiadane przez twórcę minutę po północy ale jednak zadziałają , zostana dogłębnie zbadane przez szacowne gremiaaa

- Alan, Alan, Alan!
- 6 gwiazdek
- Auto: WiśniaNieWiśnia
- Polubił: 130 razy
- Polubione posty: 365 razy
Re: o zderzeniach na poważnie
ja się wypowiem, bo się nie znam, ale za to jestem radykałemKonto usunięte pisze: Ja bym też trochę winił środowisko naukowe.

Otóż naukowiec to ktoś taki, kto jest otwarty na świat i jest w stanie rozważać również herezje. Taki co twardo trzyma się regułek z książki do fizyki, jednocześnie wyśmiewając wszystko co mu do nich nie pasuje, to zwykły kalkulator jest. Nie ma nic wspólnego.

Tzn. ja tak to widzę i przepraszam, pewno kogoś uraziłem, głównie myślę przez dobór słów a nie myśl przewodnią

Re: o zderzeniach na poważnie
gdzieś czytałem że tym pomysłem Łągiewki bardzo interesował się przemysł stoczniowy. a esilon ma sporo racji, zamiast się zastanowić dlaczego to działa to od razu facet się dostał do szuflady z UFO i lewitacją.
Those who would give up essential liberty to purchase a little temporary safety deserve neither liberty nor safety.
Živela Jugoslavija!
Živela Jugoslavija!
- Alan, Alan, Alan!
- 6 gwiazdek
- Auto: WiśniaNieWiśnia
- Polubił: 130 razy
- Polubione posty: 365 razy
Re: o zderzeniach na poważnie
jakby się dostał to już by to nieźle przebadaliinquiz pisze: się dostał do szuflady z UFO i lewitacją.

Dostał się do szuflady z CV na stanowisko rektora od Napoleonów.
- WiS
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: z puszcz odwiecznych, z krain mrocznych...
- Auto: Forester turbo, zwany Yetim
- Polubił: 3 razy
- Polubione posty: 2 razy
Re: o zderzeniach na poważnie
Dopisałem na czerwono dwa słowa, żeby było zgodnie z realiamiAlan, Alan, Alan! pisze: Otóż naukowiec to powinien być ktoś taki, kto jest otwarty na świat i jest w stanie rozważać również herezje. Taki co twardo trzyma się regułek z książki do fizyki, jednocześnie wyśmiewając wszystko co mu do nich nie pasuje, to zwykły kalkulator jest. Nie ma nic wspólnego.

Za rozważanie herezji stopni naukowych i katedr nie rozdają, natomiast za pracowite klepanie regułek - i owszem.
Nie tylko u nas, o ile to jakaś pociecha.
Re: o zderzeniach na poważnie
WiS, komu, jak komu, ale Tobie nie muszę tłumaczyć, jak funkcjonuje w pewnych WIELU kręgach operowanie tytułami.
Pani magister do kobitki, która w przychodni była referentem od gazetek i tablic reklamowych, we Wrocku.
Przychodnia miała ten fart, że miała w piz... miejsca i lokalizację na umieszczenie takowych; to tak na marginesie.
A że ściągali multum szmalu z tego tytułu, to inna bajka.
Mam znajomych, którzy funkcjonują w tych środowiskach i zwrócenie się do referenta per proszę pana/pani jest świętokradztwem.
Ma być pani/panie magister/magistrze.
Żenuła. Do faceta, którego czasami proszę o jakieś prace murarsko okoliczne, mam więcej szacunku....
Ale to zbliżone do wątku o Włochach i pojechaniu Ciebie przez jednego takiego, który pewnie ma kompleksy. Nie wiem, jakie...
Pani magister do kobitki, która w przychodni była referentem od gazetek i tablic reklamowych, we Wrocku.
Przychodnia miała ten fart, że miała w piz... miejsca i lokalizację na umieszczenie takowych; to tak na marginesie.
A że ściągali multum szmalu z tego tytułu, to inna bajka.
Mam znajomych, którzy funkcjonują w tych środowiskach i zwrócenie się do referenta per proszę pana/pani jest świętokradztwem.
Ma być pani/panie magister/magistrze.
Żenuła. Do faceta, którego czasami proszę o jakieś prace murarsko okoliczne, mam więcej szacunku....
Ale to zbliżone do wątku o Włochach i pojechaniu Ciebie przez jednego takiego, który pewnie ma kompleksy. Nie wiem, jakie...

- WiS
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: z puszcz odwiecznych, z krain mrocznych...
- Auto: Forester turbo, zwany Yetim
- Polubił: 3 razy
- Polubione posty: 2 razy
Re: o zderzeniach na poważnie
FUX, jesli o mnie chodzi, to ludzie mogą się tytułować jak kto chce, nie tylko "panie magistrze", ale również "wasza dostojność" albo "ekscelencjo". Tytułomania jest owszem, śmieszna - ale zasadniczo niegroźna.
Natomiast skostnienie, kunktatorstwo i strach przed niezależnym myśleniem - w środowisku, które z definicji powinno premiować dokładnie przeciwne cechy - ooo, to już może być niestety groźne.
I bardzo często jest...
Ale życie nie znosi próżni. W mojej branży - realne badania naukowe (realne, czyli w uproszczeniu takie, gdzie się bez uprzedzeń szuka optymalnych odpowiedzi na ważne pytania) już jakiś czas temu wyniosły się z dostojnie stetryczałych uniwersytetów i akademii nauk do różnych think-tanków, często związanych albo z przemysłem, albo z instytucjami politycznymi (państwowymi czy międzynarodowymi), albo ze służbami specjalnymi, albo z wielkimi fundacjami... albo ze wszystkim tym po trochu
Oczywiście - mecenas płaci i wymaga użyteczności, ale przynajmniej płaci za pomysłowość i efekty, a nie za poprawność polityczną, wysługę lat, liczbę odcisków na tyłku i grzeczność wobec uznanych autorytetów.
Podejrzewam, że w branzy technicznej (Damaź...?) jest analogicznie
A że bohater tego wątku tego wszystkiego nie wiedział, i poszedl pod niewłaściwy adres...
Natomiast skostnienie, kunktatorstwo i strach przed niezależnym myśleniem - w środowisku, które z definicji powinno premiować dokładnie przeciwne cechy - ooo, to już może być niestety groźne.
I bardzo często jest...
Ale życie nie znosi próżni. W mojej branży - realne badania naukowe (realne, czyli w uproszczeniu takie, gdzie się bez uprzedzeń szuka optymalnych odpowiedzi na ważne pytania) już jakiś czas temu wyniosły się z dostojnie stetryczałych uniwersytetów i akademii nauk do różnych think-tanków, często związanych albo z przemysłem, albo z instytucjami politycznymi (państwowymi czy międzynarodowymi), albo ze służbami specjalnymi, albo z wielkimi fundacjami... albo ze wszystkim tym po trochu

Oczywiście - mecenas płaci i wymaga użyteczności, ale przynajmniej płaci za pomysłowość i efekty, a nie za poprawność polityczną, wysługę lat, liczbę odcisków na tyłku i grzeczność wobec uznanych autorytetów.
Podejrzewam, że w branzy technicznej (Damaź...?) jest analogicznie

A że bohater tego wątku tego wszystkiego nie wiedział, i poszedl pod niewłaściwy adres...
Re: o zderzeniach na poważnie
Jak nazywa się kogoś w budynku Sejmu kto jest uczciwy, etyczny i inteligentny?
- Uczestnik wycieczki szkolnej.
Chyba ten dowcip ma szersze znaczenie.
Jestem zdegustowany, że podstawą funkcjonowania jest służalczość i tytułomania.
Q... nie ma miejsca na nic w bok, aby zrobić coś dobrze, co nie będzie prostolinijne i odbiegać będzie od linii darczyńcy, płatnika, fundatora, etc.
Jeżeli już miałby pokazać sie ten niezkazitelny, to z niego pedofila zrobią...

Ciągłe spłacanie długów, partyjniactwo, kolesiostwo, pseudo reformatyzm, chciejstwo, dość wyżeczeń, itd...
- Uczestnik wycieczki szkolnej.
Chyba ten dowcip ma szersze znaczenie.
Jestem zdegustowany, że podstawą funkcjonowania jest służalczość i tytułomania.
Q... nie ma miejsca na nic w bok, aby zrobić coś dobrze, co nie będzie prostolinijne i odbiegać będzie od linii darczyńcy, płatnika, fundatora, etc.
Jeżeli już miałby pokazać sie ten niezkazitelny, to z niego pedofila zrobią...


Ciągłe spłacanie długów, partyjniactwo, kolesiostwo, pseudo reformatyzm, chciejstwo, dość wyżeczeń, itd...

Re: o zderzeniach na poważnie
Kurcze nigdy nie myślałem jakby to było jakby ktoś do mnie mówił wasza dostojność hmmm... to mogłoby być coś.
Re: o zderzeniach na poważnie
Alan, Alan, Alan! pisze:naukowiec to ktoś taki, kto jest otwarty na świat i jest w stanie rozważać również herezje.
zejdźcie na ziemię, dobrze?esilon pisze:dzięki Łągiewce kolejne wynalazki nawet jezeli ich składową będa zaklęcia wypowiadane przez twórcę minutę po północy ale jednak zadziałają , zostana dogłębnie zbadane przez szacowne gremiaaa
nie no, skąd. jest etycznie, etosowo i w ogóle wzorowo.WiS pisze:(Damaź...?)
pewnie nie powinienem pisać takich rzeczy, ale co tam. moje wzory i etosi raczej tu nie zajrzą.
napisze wam o systemie, tak jak on działa i nadal będzie działał, pomimo pewnych zmian przepisów. żebyście się przestali dziwić i żebyście nabrali należytego szacunku dla zasłużonych. podkreślam jeszcze raz: systemie. bo nie jest prawdą, że statystyczny mały Francuz jest mądrzejszy (w sensie IQ) od statystycznego małego Bułgara a statystyczny Angol od statystycznego Polaka. materiał wyjściowy (dzieciaki) jest wszędzie podobny. resztę załatwia system edukacji, którym może być dobry (Francja) albo zły (USA i goniąca je Polska). po systemie edukacji jest nauka przez n. a kariera naukowa przebiega w Polsce tak:
magister
ten tytuł dostaje się z grubsza tak jak w szkole. największym potencjalnym problemem jaki może spotkać kandydata jest jakiś zatarg z nauczycielem, z powodu którego trzeba będzie więcej wkuć lub nagła choroba promotora, co często oznacza pisanie dzieła pt. "praca magisterska" od nowa.
doktor
żeby dostać tytuł doktora (tak w skrócie) trzeba zdać kilka egzaminów, poddać recenzji pracę doktorską i mieć dorobek. a teraz proszę usiąść i słuchać:
o tym, czy delikwent jest gotowy do obrony doktoratu decyduje rada jednostki, która daje tytuł. ta rada składa się z profesorów (w sensie tytułu) i jest niezawisła (nie odpowiada przed nikim). nie można się od decyzji odwołać. recenzję robią profesory z jednostki własnej i (chyba) dwóch zewnętrznych, coby było "niezależnie".
fakt pierwszy: jednostka, żeby móc nadawać tytuły musi mieć radę a w niej odpowiednią liczbę profesorów.
fakt drugi: doktorant w trakcie swoich studiów "współpracuje" z osobami, które będą decydowały o tym, czy jest godzien
fakt trzeci: we wszystkich branżach ludzie działający odpowiednio długo znają się. poza tym profesorów jest skończona ilość. to tyle, jeśli chodzi o "niezawisłe" recenzje i w ogóle jakiekolwiek recenzje.
habilitacja
do niedawna mechanizm wyglądał z grubsza tak, jak doktorat, z tą różnicą że trzeba było mieć większy dorobek a "praca" musiała być książką.
obecnie (w teorii) tytuł będzie nadawała jakaś niezależna komisja przy ministerstwie, ale i tak rozpoczęcie całej procedury nadawania tytułu ma następować na wniosek rady jednostki.
po habilitacji
wiecie co to jest habilitacja? to jest tytuł (czy też stopień, co za różnica) samodzielnego pracownika naukowego. oznacza to dosłownie i literalnie, że przed nikim nie musisz spowiadać się z tego, co robisz. dożywotnio. co więcej, te rady, które nadają tytuły zabiegają o to, żebyś w nich był, bo samodzielnych jest zawsze deficyt. co jeszcze więcej, wszystkie stanowiska zarządzające (decydujące o podziale kasy) mogą być obsadzone tylko przez samodzielnych. co najwięcej, różnego rodzaju ekspertyzy, recenzje petycji o zapomogę (aplikacji o pieniądze rządowe na badania naukowe) też robią tylko samodzielni. taka recenzja to - de facto - decyzja o tym, czy ktoś dostanie kasę, czy nie.
a teraz jak działa system, czyli co robią profesorowie w Polsce:
- żeby zrobić doktorat musisz być lubiany przez samodzielnych. oznacza to, że robisz za nich wszystko. w szczególności robisz za nich dorobek, czyli dopisujesz ich do tego co sam napiszesz. a pisać musisz, bo sam musisz mieć dorobek
- żeby dostać habilitację nie tylko robisz, co ci profesorowie każą. robisz to jeszcze bardziej, bo wiesz, że które konkretne osoby otworzą (albo i nie) wrota do raju. poza tym, ponieważ jesteś już doktorem, zajmujesz się zarabianiem pieniędzy na rzecz samodzielnych. a to poprzez prowadzenie projektów (ty jesteś kierownikiem i odpowiadasz głową za rozliczenie, a na liście płac..), a to prowadzeniem 200 godz. zajęć ze studentami, bo im więcej studentów tym więcej pieniędzy (ale nie dla ciebie. drabinka płac jest sztywna i zależna od tytułu).
- będąc samodzielnym nie musisz robić nic, bo tzw. dorobek robią za ciebie inni (ci, którym dasz, albo nie dasz tytuł) a nikt z pracy nie wyrzuci, bo jesteś niezbędny do istnienia rady, która jest niezbędna, żeby mieć nowych doktorantów, którzy, żeby mieć tytuł będą musieli.... jak ci się znudzi, to możesz pójść do kolejnej rady i sobie "pracować" w dwóch miejscach.
wiec czym zajmują się profesorzy? zajmują się sobą. dokładniej, zajmują się tym kto, kto komu jaką recenzję napisze, kto komu wniosek o pieniądze zatwierdzi itp.
aha. są też wyjątki, które zajmują się nauką. takie hobby mają.
nowa ustawa, oprócz różnych zmian wprowadza faktyczne ograniczenie wieku czynnego pracownika uczelni do 70 lat. były protesty. i to jakie. bo to ZA WCZEŚNIE. dziwicie się? w tej chwili tytuł samodzielny można dostać w wieku 45-50 lat. i to jest moment, kiedy zaczynasz branie pieniędzy za nie wiadomo co, bez kontroli i do końca "kariery" akademickiej, czyli (po zmianach) do 70 roku. ile tych pieniędzy? przecież to nauka. grosze jakieś. profesor, który dostaje na rękę mniej niż 8k musi być ostatnią cipą albo wyjątkowym leniem. bardziej typowe jest "naście".
czy napisałem gdzieś "tytuł można dostać za wybitne osiągnięcia na arenie międzynarodowej albo za dokonanie niezwykłego odkrycia"? nie napisałem? bo nie można.
Re: o zderzeniach na poważnie
damaz, te finanse to może w technicznych... bo na pewno nie w "czystych"....
Re: o zderzeniach na poważnie
no właśnie nie tylko w technicznych. oficjalna (i prawdziwa) pensja profesorska nie jest, oczywiście, tak wysoka.natomiast jest pierdylion możliwości dorobienia i towarzystwo z tego korzysta. zaczynając od dwóch albo więcej etatów, poprzez rozmaite dodatki funkcyjne, aż po podpisywanie ekspertyz wszelakich (nie tylko technicznych) i mnóstwo innych pomysłów.
tak jak napisałem, to nie jest kwestia branży, tylko osobowości. są wyjątki, które tylko badają albo tylko uczą i żyją z tej oficjalnej pensji.
tak jak napisałem, to nie jest kwestia branży, tylko osobowości. są wyjątki, które tylko badają albo tylko uczą i żyją z tej oficjalnej pensji.
Re: o zderzeniach na poważnie
damaz, powiem tak, nie twierdze że "moi" są święci, bo nie są, mam im sporo do zarzucenia w wielu tematach, ale poza tym że niektórym, szczególnie etykom czasem coś "telewizory" rzucą za przyjście do studia to szału nie ma, a logicy naprawdę niektórzy chodzą w podartych butach (bo wydają na zagraniczne czasopisma, książki itp. itd.).
Re: o zderzeniach na poważnie
Co do Pana Ł . to zainteresowanie było w latach 90 służbami specjalnymi , wpadli i chcieli by przekazał im całą dokumentację .
Co do Koncernów samochodowych , to chciały to kupić z tego co wiem nawet za spora kasę ale wszystko miało iść do szuflady . A chłop się nie zgodził ( nie wiem jak to było ustalane ) .
A ,że chcieli do szuflady
to kto będzie podcinał gałąź na której siedzi 
Co do Koncernów samochodowych , to chciały to kupić z tego co wiem nawet za spora kasę ale wszystko miało iść do szuflady . A chłop się nie zgodził ( nie wiem jak to było ustalane ) .
A ,że chcieli do szuflady



https://www.youtube.com/watch?v=6eI2AqyTYW4
Śnieżna zabawa
Śnieżna zabawa
- WiS
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: z puszcz odwiecznych, z krain mrocznych...
- Auto: Forester turbo, zwany Yetim
- Polubił: 3 razy
- Polubione posty: 2 razy
Re: o zderzeniach na poważnie
damaz, jak zwykle
Parę drobnych uzupełnień:
W obie strony.
Znam np. sytuację, gdy "niezależny" recenzent, powołany przez jak najbardziej nieprzypadkową radę jednostki nadającej, uwalił chłopakowi całkiem przyzwoity doktorat z ustnym uzasadnieniem: "ja do pana, panie K., nic nie mam - ale tego ch... pańskiego promotora, to już dawno chciałem gdzieś przyszpilić".
Poszło o to, że w 80-tym jeden z panów był w egzekutywie POP w pewnym instytucie za strukturami poziomymi, a drugi za stowarzyszeniem Grunwald.
A recenzja doktoratu - miała miejsce chyba w 2006.
Ot, kisiło się chłopu, kisiło, aż sie ulało...
To do tej pory nadawała Centralna Komisja ds Stopni i Tytułów Naukowych, na wniosek uprawnionej rady wydziału/instytutu. Teraz - rada. Tyle, że większą cześć komisji powoływanej przez tę radę obsadzają kandydaci wskazani przez CKSTN
Efekt - dotychczas trzeba było mieć uklady w jednej radzie, i jesli nie popełniono dramatycznych blędów formalnych, CK to klepała. Teraz trzeba mieć uklady albo w samej CK, albo we wszystkich mozliwych zakamarkach, skąd CK może Ci przysłać członka do twojej komisji habilitacyjnej
Plus: procedura faktycznie ulega przyspieszeniu, bo dotychczas od złożenia wniosku do końca przewodu potrafiły minąć i dwa-trzy lata.
Teoretycznie - mozna też nostryfikować uprawnienia zdobyte za granica, a nawet przetworzyć "wybitne osiągnięcie naukowe, dokonane za granicą" w literki "hab.".
Teoretycznie - tzn. o "wybitności" osiągnięć zagranicznych zadecyduje komisja w skladzie j.w.
Co do dopisywania - nigdy nikogo do niczego nie dopisalem, i nie zamierzam; co więcej, nikt nigdy tego ode mnie nie oczekiwal (choć wiem, że taki proceder istnieje i że nie jest rzadki).
Ale, jak widać, da się też inaczej.
Po prostu, trzeba być dla swojej jednostki cennym z innych powodów.
Mozna np. mieć ładne nogi.
Mozna też mieć prywatną firmę i zatrudniać w niej dzieci i żony starszych kolegów.
Można mieć w sejfie teczki tych kolegow.
Można wreszcie pracować naukowo i wrzucać do wspólnego woreczka punkty, które przekładają się na lepsze finansowanie jednostki...
W humanistyce to łatwiejsze - bo nakłady na pracę naukową są względnie niskie, i mozna sporo zrobić na własną ręke, bez łaski szacownych tetryków.
W naukach technicznych, wymagających kosmicznych pieniędzy i specjalistycznego sprzetu...
Dla zainteresowanych tą drogą kariery - uzwyczajnia CK na wniosek uprawnionej rady jednostki, po zasiegnięciu opinii niezaleznych recenzentów dorobku
Tyrać jako dziekan albo dyrektor instytutu już nie można.
Ale po 70. nadal mozna zasiadać w komisjach i komitetach PAN, a przede wszystkim recenzować i opiniować... także granty.
Władza bez wysiłku administracyjnego i odpowiedzialności.
To jest dopiero początek kariery, a nie jej koniec...
Btw. - zagadka:
Co to jest: dwa jaja i sto zębów? Krokodyl.
A sto jaj i dwa zęby?
Zebranie w PANie

Parę drobnych uzupełnień:
Są nieliczne wyjątki od reguły.damaz pisze: żeby dostać tytuł doktora
W obie strony.
Znam np. sytuację, gdy "niezależny" recenzent, powołany przez jak najbardziej nieprzypadkową radę jednostki nadającej, uwalił chłopakowi całkiem przyzwoity doktorat z ustnym uzasadnieniem: "ja do pana, panie K., nic nie mam - ale tego ch... pańskiego promotora, to już dawno chciałem gdzieś przyszpilić".
Poszło o to, że w 80-tym jeden z panów był w egzekutywie POP w pewnym instytucie za strukturami poziomymi, a drugi za stowarzyszeniem Grunwald.
A recenzja doktoratu - miała miejsce chyba w 2006.
Ot, kisiło się chłopu, kisiło, aż sie ulało...
Nie.damaz pisze: obecnie (w teorii) tytuł będzie nadawała jakaś niezależna komisja przy ministerstwie,
To do tej pory nadawała Centralna Komisja ds Stopni i Tytułów Naukowych, na wniosek uprawnionej rady wydziału/instytutu. Teraz - rada. Tyle, że większą cześć komisji powoływanej przez tę radę obsadzają kandydaci wskazani przez CKSTN

Efekt - dotychczas trzeba było mieć uklady w jednej radzie, i jesli nie popełniono dramatycznych blędów formalnych, CK to klepała. Teraz trzeba mieć uklady albo w samej CK, albo we wszystkich mozliwych zakamarkach, skąd CK może Ci przysłać członka do twojej komisji habilitacyjnej

Plus: procedura faktycznie ulega przyspieszeniu, bo dotychczas od złożenia wniosku do końca przewodu potrafiły minąć i dwa-trzy lata.
Teoretycznie - mozna też nostryfikować uprawnienia zdobyte za granica, a nawet przetworzyć "wybitne osiągnięcie naukowe, dokonane za granicą" w literki "hab.".
Teoretycznie - tzn. o "wybitności" osiągnięć zagranicznych zadecyduje komisja w skladzie j.w.

Co do dopisywania - nigdy nikogo do niczego nie dopisalem, i nie zamierzam; co więcej, nikt nigdy tego ode mnie nie oczekiwal (choć wiem, że taki proceder istnieje i że nie jest rzadki).
Ale, jak widać, da się też inaczej.
Po prostu, trzeba być dla swojej jednostki cennym z innych powodów.
Mozna np. mieć ładne nogi.
Mozna też mieć prywatną firmę i zatrudniać w niej dzieci i żony starszych kolegów.
Można mieć w sejfie teczki tych kolegow.
Można wreszcie pracować naukowo i wrzucać do wspólnego woreczka punkty, które przekładają się na lepsze finansowanie jednostki...
W humanistyce to łatwiejsze - bo nakłady na pracę naukową są względnie niskie, i mozna sporo zrobić na własną ręke, bez łaski szacownych tetryków.
W naukach technicznych, wymagających kosmicznych pieniędzy i specjalistycznego sprzetu...

Nad tym niebem jest jeszcze wyższe niebo, które się nazywa "profesor zwyczajny". Poza tym, że za to samo nicnierobienie płaci się wedle duzo lepszych stawek, to jeszcze taki zw. lepiej się liczy przy kwalifikowaniu ważności róznych rad w których zasiada. A poza tym, ptaszki ćwierkają, niedługo zw. nie będą przechodzić na emeryturę, jak resztaplebsu, tylko w stan spoczynku. Czyli z dozywotnią wypłatą w postaci 100% ostatniej pensji.damaz pisze: habilitacja? to jest tytuł (czy też stopień, co za różnica) samodzielnego pracownika naukowego. oznacza to dosłownie i literalnie, że przed nikim nie musisz spowiadać się z tego, co robisz. dożywotnio
Dla zainteresowanych tą drogą kariery - uzwyczajnia CK na wniosek uprawnionej rady jednostki, po zasiegnięciu opinii niezaleznych recenzentów dorobku

Pan żartujesz.damaz pisze: do końca "kariery" akademickiej, czyli (po zmianach) do 70 roku.
Tyrać jako dziekan albo dyrektor instytutu już nie można.
Ale po 70. nadal mozna zasiadać w komisjach i komitetach PAN, a przede wszystkim recenzować i opiniować... także granty.
Władza bez wysiłku administracyjnego i odpowiedzialności.
To jest dopiero początek kariery, a nie jej koniec...
Btw. - zagadka:
Co to jest: dwa jaja i sto zębów? Krokodyl.
A sto jaj i dwa zęby?
Zebranie w PANie

Ostatnio zmieniony 2 paź 2012, o 22:12 przez WiS, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: o zderzeniach na poważnie
damaz, po chwili przemyśleń, stwierdzam że uprawianie niektórych dziedzin nauki może wypełniać następującą przesłankę z definicji tej dziedziny ;)
damaz pisze: profesor, który dostaje na rękę mniej niż 8k musi być ostatnią cipą
Re: o zderzeniach na poważnie
no wiem. ale chciałem jak najkrócej i najprościej wyjaśnić, żeWiS pisze:Parę drobnych uzupełnień:
- typowy polski profesor w kwiecie porfesury, czyli ok. 60, jest osobą, która od lat ok. 10 nie musi zajmować się swoją dziedziną ani nauką jakąkolwiek, natomiast bardzo często rości sobie prawo bycia ekspertem. nie tylko w swojej dziedzinie, ale w czymkolwiek.
- to nie jest wina takiej osoby tylko wyraz jej co najmniej średniej lub wyższej inteligencji, rozumianej jako umiejętność dostosowania do reguł gry.
- w byciu polskim naukowcem, co jest ściśle związane ze zdobywaniem stopni naukowych, w ogóle nie chodzi o robienie nauki.
Re: o zderzeniach na poważnie
damaz, w dzisiejszej GW prof. Karol Modzelewski, który wydaje się być rzadkim wyjątkiem, tak w moim przekonaniu bardzo naiwni rysuje swoją wizję, że przecież prawdziwy uczony to tworzy naukę z wewnętrznej potrzeby itp. Bardzo ciekawy artykuł i wiele tam mądrych rzeczy - np. odnośnie nadmiernego podniecania się listą filadelfijską w przypadku humanistyki, ale koncepcja na naukę trochę oderwana od rzeczywistości.