minimus pisze:
chyba poprawa tych procedur będzie najlepszym rozwiązaniem. A na pewno dużo tańszym niż ściąganie tam kolejnych latających czołgów,
Jedno drugiemu nie przeszkadza. Same procedury, nawet najlepsze, nie walczą.
minimus pisze:
Co do F16 (...) Poza tym nasza armia musi byc nastawiona na obronę naszych równin przed pędzącymi hordami za wschodu. Do tego niezbędna jest dominacja w powietrzu.
Po pierwsze, zanim sytuacja strategiczna zmieni się na tyle, że najazd jakiś regularnych hord na nasze równiny stanie się realny - obecne eFy będą już i tak przestarzałe. Obecnie i przynajmniej przez jakieś 10-20 lat o naszym bezpieczeństwie nie decyduje zdolność do prowadzenia regularnej wojny konwencjonalnej na dużą skalę, ale:
a) zdolność do skutecznych operacji "out of area" (co integruje nas z sojusznikami i pozwala chronić
wspólne interesy globalne plus ew. nasze indywidualne interesy w zakresie bezpiecznego transportu ważnych surowców);
b) zdolność do przeciwdziałania zagrożeniom asymetrycznym na własnym terenie (atakom terrorystycznym, operacjom specjalnym sąsiadów, korodowaniu instytucji państwa przez struktury obce, w tym przestępcze, etc.).
EFy się do tego słabo nadają. Śmigłowce bojowe i transportowe, bezpilotowce oraz samoloty transportowe dalekiego zasięgu (któych nam strasznie brakuje) - dużo bardziej.
Po drugie, jeśli polityka w regionie się zmieni, któremuś z sąsiadów (czy to Niemcom, czy Rosjanom) odwali i te hordy kiedyś ruszą rzeczywiście, wsio rawno, jutro czy za 50 lat - to i tak mała szansa, ze sami obronimy się w sensie symetrycznym - ile eFów i Patriotów nie kupimy, to zapewne Berlin i Moskwa będą mieć więcej.
Jeśli zawiedzie polityka i sojusze, i rzeczywiście trzeba będzie się bić w Polsce - zapewne najskuteczniejszym odstraszaniem dla potencjalnego agresora byłoby to, co tradycyjnie ('39) zaniedbujemy, a czym potrafią się posługiwać np. Szwedzi, Finowie, Szwajcarzy. "Mała wojna" - świetna broń słabszych przeciwko silniejszym. Przygotowany inżynieryjnie teren - pułapki, rowy, miny. Przeszkolona i dobrze wyekwipowana obrona terytorialna i zawczasu zorganizowana partyzantka, także miejska. Plus regularne jednostki mobilne i aeromobilne. Zapewne więcej napastniczych maszyn strąciłoby takie wojsko z ręcznych wyrzutni rakiet, niż z F16tych... które specnaz i szpiedzy i tak zapewne, w razie czego, wysadziliby w powietrze lub uszkodzili zawczasu, na lotniskach, godzinę przed atakiem sił głównych.

A my tego wszystkiego nie robimy, bo:
a) brakuje kasy (którą pochłania ultrakosztowna biurokracja i programy "pod publiczkę", jak właśnie ow zakup F16);
b) brakuje woli i pomyślunku (w końcu dowodzą wojskiem generałowie, wyszkoleni do pancernego ataku na Danię i Reich, a nie do jakiejś tam partyzantki);
c) gwiazdki i epolety lepiej się prezentują na tle krążowników niż kajaków, na tle czołgów i myśliwców lepiej niż ręcznych granatników i min... garnitury polityków zresztą też;
d) oficerowie sił specjalnych kiepsko salutują i bywają pyskaci (patrz post ky powyżej), więc z reguły kończą kariery z dala od sztabowych i ministerialnych gabinetów - tam zaś brylują pancerni biurokraci, a tym wsio rawno, czy się Polska obroni i ilu ludzi zginie na misjach; ważne, zeby się im bilans zgadzał.
minimus pisze:
faktycznie w zakupy sprzętu dla armii angażują sie różne siły dbające o różne interesy, od prywatnych po te obcych państw.
A to jest słuszna odpowiedź na pytanie Fuxa, zadane powyżej.