burat pisze:
Atomowy zapodaj jakąś relację prozą ile można czekać
W czwartek byłem na mecie zapoznania OS "Bożepole". Zapoznanie zaczynało się 7:30. Meta w środku puszczy, w środku niczego. Drogi absolutnie, całkowicie nieodśnieżone, śniegu miejscami po kolana. Grejt sakseees - Impreza zawiesiła się tylko raz podczas dojazdu, Agnieszka wypchała

Nie ma zasięgu żadnej sieci, nie ma połączenia radiowego ze startem, no nie ma niczego.
Wlazłem na górkę, udało mi się jakoś dodzwonić do startu, między szumami i piskami słyszę "kurwa", "sajgon", "zakopują się", "nie jadą", "ja pierdolę".
Dłuuugo, dłuuuugo po naszym przybyciu w końcu na mecie pojawiła się pierwsza załoga w bugeye sti z resztkami przedniego zderzaka. Łysy kierownik ze śmiercią w oczach wygłosił elaborat w którym na przemian ze słowami uznawanymi powszechnie za niecenzuralne oraz wyjątkowo często występującym nazwiskiem dyrektora rajdu połączonym z różnego rodzaju przymiotnikami zapożyczonymi ze świata ludzi i zwierząt wyraził on swoją skrajnie negatywną opinię na temat stanu odcinka oraz faktu wykorzystania jego samochodu jako pługa w sobotę rano, podczas rajdu, co niechybnie wpłynie negatywnie na czas jego przejazdu. Tłumaczenie, że nie mamy kontaktu z bazą i nie możemy przekazać jego cennych uwag kierownictwu rajdu wydawało się do niego nie docierać, gdyż uznał za stosowne powtórzyć dwukrotnie przedstawiane nam tezy. W końcu pojechał.
Po jakimś czasie przyjechała kolejna załoga i monolog popłynął na nowo świeżym strumieniem.
I tak po wielokroć. Gdzieś w środku dowiedzieliśmy się że "wy tu kurwa przynajmniej jesteście, bo sędziowie w OS Luzino zakopali się w środku odcinka". Gdy przyjechał Grzyb, zatrzymał się za metą i poszedł się wysikać. Nie ma zapoznania żeby Grzyb nie sikał.
Jedna z załóg jadąca Fordem Kuga nagle zatrzymała się za metą, tuż na granicy wzroku. Po chwili otworzyli maskę i patrzyli do środka (na powierzchnie plastikowe) z tępym wyrazem twarzy. Podszedłem. Ford Kuga kobiecym głosem monotonnie oznajmiał "kluczyk nie został rozpoznany". Spróbowali na pych, tylko się zmęczyli.
W końcu, powoli jak zając jeża, przytoczył się w ośce (!) ulubieniec tłumów i kierowników zabezpieczenia, Jego Wysokość Książe Burdal. W moim polu widzenia jego samochód zakopał się jedynie dwa razy. Za drugim razem Burdal wyszedł, drącymi bynajmniej nie z zimna palcami wyciągnął fajka i oznajmił to co zwykle, czyli że nam wszystkim pokaże, zabierze licencje a potem znowu pokaże. Bo to się w głowie nie mieści. Więc on nam pokaże.
Tuż przed zakończeniem zapoznania przyjechał pług. Pojechaliśmy. Ford Kuga został.
Następnego dnia rano zapoznanie OS Kartuzy (start), pół nocy i nad ranem śnieżyca, także nic ponad to co wyżej się nie działo (Grzyb sikał) oprócz tego, że na kilka minut przed oficjalną godziną końca zapoznania, 11:00, przybyła nowa załoga i poprosiła żebyśmy na pewno do tej 12:00 byli, bo oni na pewno jeszcze jedno zapoznanie do 12:00 zdążą zrobić. Aga i ja wyraziliśmy werbalnie delikatne skonfudowanie że jak do 12?! Przecież kończy się za kilka minut, o 11. Na to załoga, że jak, że przecież od wczoraj wisi na stronie komunikat że zapoznanie przedłużone do 12. Każę już zirytowanej sytuacją, spóźnionej załodze czekać i dzwonię. Na mecie nic nie wiedzą. Z-ca dyrektora ds. odpowiednich nic nie wie. Kierownik odcinka nic nie wie. Kierownik zabezpieczenia nic nie wie. W końcu gdzieś tam coś wiedzą i potwierdzają - do 12. A od 11 mieliśmy taśmować.
Na taśmowaniu, mniej-więcej w połowie odcinka dogania nas straż leśna w antycznym Pajero i spisuje wszystkich, kogo popadło. "Bo wy tych taśm nie porządkujecie i potem te taśmy wiszą trzy lata". Na moją nieśmiałą sugestię że może by to wszystko ustalić z dyrektorem rajdu i do niego skierować żale, opinie i pogróżki, uzyskałem odpowiedź że "my się wielokrotnie z nim kontaktowalim a jak było tak jest, zlewa nas całkowicie".
Jak tylko taśmujemy w wioskach, wszyscy pytają o Małysza. Bo przecież miał być. A tu rozczarowanie.
Następnego dnia, w sobotę, start odcinka Linia, RSMP i nowość – pięć załóg jako „rajd debiutów”. Mamy wystartować „normalnie” RSMP, a potem gnać na SOS2 i startować z palca debiuty na krótszym odcinku. O piątej rano przed startem do kierownika odcinka przychodzi SMS „akcja z rajdem debiutów odwołana”. Jedno z głowy.
Jest dużo śniegu, około zera.
Tuż przed startem przez radio dowiadujemy się jednak że rajd debiutów jest. I nie z SOS2, tylko ze startu.
Po przejażdżce po odcinku wraca zadowolony kierownik zabezpieczenia – taśmy, strażacy i sejfciarze na miejscach. Można ruszać. Wjeżdżają samochody funkcyjne. Po jakimś czasie Burdal robi awanturę w CKR. Twierdzi że jadąc po odcinku jakiś samochód wjechał mu na czołówkę. Gdy nasi poprosili o nagranie z kamery samochodu delegata, temat się kończy.
Rusza pierwsza pętla. Jakiś pijak w żółtych kaloszach idzie środkiem odcinka. Nie reaguje na prośby i groźby. Następuje uroczyste zdjęcie połączone z rzeczową argumentacją w wykonaniu strażaków. Oklaski publiczności.
Rusza rajd debiutów na zimowych gumach. BMW is nie dojeżdża do mety odcinka. Gdzieś na innym odcinku wysypuje się inna załoga. Debiuty nie kończą rajdu.
Wracają samochody funkcyjne po pierwszej pętli. Okazuje się że na wszystkich punktach safety stoją mniejsze lub większe bałwany. Wszystkie mają penisy.
Jest zimno. Odpalamy grilla, zlatuje się obsługa z połowy odcinka.
Na drugiej pętli nie dzieje się nic szczególnego. Kończymy na dziś.
Przez pół nocy pada śnieg na przemian z deszczem. Pięć stopni na plusie, na odcinku Kartuzy masakra. Lód, śnieg i błoto. Sędziowie nie są w stanie dojechać na swoje stanowiska, zakopuje się nawet Vitara. Tego dnia startuje RSMP i RPP. W RSMP wyraźnie mniej załóg. Stefanickiego nie ma, coś mu poprzedniego dnia zaczęło walić w silniku. Chłopaki relacjonują że odcinek „Przyjaźń” zabija. Widać że wszyscy kierowcy mają obłęd w oczach. Ktoś widział jak z Kajta pot lał się strumieniami. Pod koniec pierwszego przejazdu mam całkiem sporo informacji parafialnych do przekazania dla startujących – załoga nr 6 stoi poza trasą na 200 m przed metą za zakrętem, załoga nr 11 na 2,400, załoga numer jakiśtam na 4,800... itd. itd. Piloci z RPP po dostaniu w łapę karty drogowej upewniają się dwa razy, czy to już aby na pewno ich minuta.
Oczyszczanie odcinka z wozów trwa całą przerwę między startami. Szóstki nie da się holować – urwane koło z półosią i jakimś mięsem, a na lawetę za późno. Wpychamy w krzaki, głębiej. Przez radio przychodzi informacja że druga pętla RPP odwołana – do parku dotarło tylko osiem załóg. Gdzieś tam "zero" nie dotarło do mety odcinka.
Start drugiej pętli RSMP 13:50, gotowość ma być na 12:40, Burdal stwierdza że wjedzie na odcinek o 12:15. Po czym słyszymy starą śpiewkę. Odcinek nie przygotowany i on nam wszystkim pokaże, licencje pozabiera. I wszystkim pokaże.
Startują załogi RSMP. Bez plastików, bez płyt, z dużą ilością trytytek. Proszą o popatrzenie, czy koło jeszcze się trzyma. Bębny żałują że nie wzięli siedmiu zderzaków bo z szóstego został tylko kawałek po środku. Wszyscy dookoła wkurwieni. W końcu jedzie szachownica, dla nas koniec. Agnieszka zebrała całą garść kolców ze startu. Ot tak sobie.
Oczywiście wszystkie wydarzenia i postacie przedstawione w opowiadaniu są fikcyjne a jakakolwiek zbieżność z prawdziwymi osobami i zdarzeniami jest całkowicie przypadkowa.