Wstydliwe wyznania
Re: Wstydliwe wyznania
inquiz, dobre
ja kiedyś sie wykłócałem że ten lód na tej kałuży na pewno nie jest cienki
ale najdziwniej wspominam swoja podróż świeżo kupionym Foresterem ,po A4,
do Wrocławia gdzie nareszcie zarejestrowane miałem auto do odbioru zawiózł mnie kolega, busem, bo gdzieś na trasie miał odebrac sporo róznych rzeczy i faktycznie doładował maszyne mocno, ledwo to jechało
dotarliśmy jednak do Wrocławia i nareszcie jest, jest mój Forester Turbo Rakieta, wracamy oczywiście autostrada no bo jak,
i tu dylemat , jak wypróbować auto ale kolegi z ledwo jadącym busem który na dodatek był moim transportem nie zostawić, zapieprzanie i zatrzymywanie w oczekiwaniu wydawało się bez sensu, no więc co ? no więc sposób się znalazł taki, że drogę z Wrocka wydłużyłem sobie sporo bo na każdym zjeździe ( nie było ich za wiele ale jednak dało radę ) ogień z trasy w boczne drogi,nawrót , potem tel: gdzie jesteś i na autostrade gonic marudera, dogoniony ? to od nowa
tak idiotycznie nie przejechałem ani wczesniej ani później żadnej trasy
ja kiedyś sie wykłócałem że ten lód na tej kałuży na pewno nie jest cienki
ale najdziwniej wspominam swoja podróż świeżo kupionym Foresterem ,po A4,
do Wrocławia gdzie nareszcie zarejestrowane miałem auto do odbioru zawiózł mnie kolega, busem, bo gdzieś na trasie miał odebrac sporo róznych rzeczy i faktycznie doładował maszyne mocno, ledwo to jechało
dotarliśmy jednak do Wrocławia i nareszcie jest, jest mój Forester Turbo Rakieta, wracamy oczywiście autostrada no bo jak,
i tu dylemat , jak wypróbować auto ale kolegi z ledwo jadącym busem który na dodatek był moim transportem nie zostawić, zapieprzanie i zatrzymywanie w oczekiwaniu wydawało się bez sensu, no więc co ? no więc sposób się znalazł taki, że drogę z Wrocka wydłużyłem sobie sporo bo na każdym zjeździe ( nie było ich za wiele ale jednak dało radę ) ogień z trasy w boczne drogi,nawrót , potem tel: gdzie jesteś i na autostrade gonic marudera, dogoniony ? to od nowa
tak idiotycznie nie przejechałem ani wczesniej ani później żadnej trasy
Re: Wstydliwe wyznania
musiałeś tak publicznieremek pisze: a jak już przy zimie, to Burat ma też ciekawe wspomnienie
no dobra szykować się będzie hardkor na maksa
A więc zeszłej zimy śnieżek u nas dopisał bardzo ładnie i co nockę w większym lub ,mniejszym składem wybieraliśmy się w nieodległe od nas górki co by trochę polatać. W związku z tym ,że to była moja pierwsza prawdziwa zima w Subaru każdy ten wyjazd sprawiał mi ogromną ,wręcz dziecięcą frajdę. No i pewnego mroźnego, śnieżnego wieczorka odezwał się znudzony admin co by może wyskoczyć na lekkie ślizgi w większym gronie. Zareagowałem na to jak normalny facet
Było fajnie i wogóle ,pierwszy raz na prawym w Turbo więc wesoło kompanija była zacna i atmosfera zrobiła się gorąca ,przy którymś ze zjazdów nie wszystko poszło dobrze i Wiśnia zaryła przodem w rów na tyle skutecznie ,że próby jakiegokolwiek wypchania jej z tej pułapki nie miały najmniejszego sensu ,ale od czego jest ekipa w takich przypadkach ,pojawił się Koliberek swoją okolcowaną bestyją i zdecydowaliśmy ,że zaczepimy Wiśnię na linkę i do tego reszta będzie ją wypychała co by łatwiej poszło.
Nie wiem jaka cholera mnie podkusiła co by podpiąć tą linkę ,ale pewnie odezwał się we mnie duch dobrego samarytanina raz dwa podpiąłem wolakowi linkę i za chwilę nurkowałem ręką pod zderzakiem Wiśni próbując po omacku , w rękawiczkach w aucie oblepionym śniegiem znaleźć zaczep. No i po chwili moje starania przyniosły zakładany skutek ,a więc wymacałem gruby pręt i zahaczyłem o niego linkę. Wiśnia ryła dość mocno przodem w rowie i kąt pod jakim wystawała linka był dość mocno dziwny ,ale krzyknąłem jeszcze do Wolaka ,że trzeba delikatnie ją ciągnąć co by nic nie uszkodzić. No i się zaczeło Wolak lekko ruszył do przodu ,cała ekipa z przodu zwarła szyki i autko było uratowane
No i wszystko by było pięknie i ładnie gdyby Wolak po wyjściu z samochodu ,podczas gdy my oglądaliśmy straty z przodu pocieszając Remka ,że spoko i nie takie się zderzaki ze szwagrem klepało, nie krzykną "o kurwa ale ci ktoś spierdolił zderzak" wszyscy ruszyliśmy do tyłu gdzie linka w finezyjny sposób zahaczona o zderzak ,wyrwała owy do połowy
Okazało się ,że to co ,mylnie wziąłem za hak było mocowaniem (bardzo solidnym zresztą) tłumika ,a hak był z drugiej strony linka ześlizgnęła tłumik z gumy mocującej ,a hak linki ( a jakże ustawiony tą stroną która się otwiera w górę a nie w dół ) zahaczył o zderzak i wyrwał go oraz rozerwał też dość poważnie.
Nawet nie wiedziałem co mam powiedzieć stałem jak bym dostał obuchem w głowę zastanawiając się co ja sobie myślałem
Mikołaj Rej cyt. " A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swoje Rajdówki mają"
- Alan, Alan, Alan!
- 6 gwiazdek
- Auto: WiśniaNieWiśnia
- Polubił: 130 razy
- Polubione posty: 355 razy
Re: Wstydliwe wyznania
na szczęście skończyło się na strachu a zużyty zderzak się naprawiło - chociaż dumnie jeździłem z przylepionym na taśmę przez jakiś czas - przecież jak Solberg kurna o bandy się podpieram, nie?
- barbie
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Jarne City
- Auto: Subarbie Impreza WRX
- Polubił: 34 razy
- Polubione posty: 87 razy
Re: Wstydliwe wyznania
burat,
Pamiętam, że jak admin zadzwonił i mi o tym powiedział, to nie mogłam pojąć jak to się mogło stać Ale było mi też Ciebie żal, bo musiałeś się czuć strasznie okropnie
Pamiętam, że jak admin zadzwonił i mi o tym powiedział, to nie mogłam pojąć jak to się mogło stać Ale było mi też Ciebie żal, bo musiałeś się czuć strasznie okropnie
-
Konto usunięte
- 6 gwiazdek
- Polubił: 14 razy
- Polubione posty: 19 razy
Re: Wstydliwe wyznania
Kiedyś z premedytacją zaiwaniłem śrubkę z Castoramy. I raz zjadłem 15 dkg żółtego sera w Tesco. To są dwa incydenty, których się wstydzę. Nie powtarzajcie ich moim dzieciom.
Re: Wstydliwe wyznania
no do tej pory na wspomnienie owego zdarzenia chce mi się zakopać pod ziemię i jak Arno masz namiar na jakąś fajną ,tą psycholoszkę ,to ja z chęciąArno pisze: o takie rzeczy,których wypowiedzenie może się zdarzyć tylko po siedmiu latach terapii u psychlożki, którą się chce puknąć.
Ostatnio zmieniony 26 lis 2010, o 17:55 przez burat, łącznie zmieniany 1 raz.
Mikołaj Rej cyt. " A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swoje Rajdówki mają"
Re: Wstydliwe wyznania
Konto usunięte, nieźle
jak hardkor to OK, kiedyś dawno temu byłem na praktyce zagranicznej mieszkałem w centrum stolicy w kamienicy należącej do jakis księży którzy prowadzili coś na kształ bursy dla polskich studentów w czasie normalnego roku szkolnostudenckiego
w czasie wakacji pokoje wynajmowali sudentom przyjezdnym krótkoterminowym ( za niemały zresztą ale zjadliwy kesz )
no i różni ludzie tam się znajdowali w lecie poczawszy od rodziny księdza dyrektora (mieli najlepsze pokoje) przez przypadkowych najduchów jakim ja własnie byłem.
po sąsiedzku mieszkał młody organista "etatowy" w jakiejs niewielkiej parafii w niewielkim kościele ( do dzisiaj pamiętam jak się rozpływał na samo wspomnienie "kolędy" ) który przyjechał nałoic kasy w wakacje
no i łoił ,w niedziele w polskim kościele przygrywał w tygodniu przy przeprowadzkach albo sprzątanie jakieś, generalnie dorywczo i wkurzony był bo nic stałego nie mógł znaleźć a czas leciał ( bilet powrotni miał od przyjazdu )
nareszccie szczęście się do niego uśmiechnęło, na zmywaku w porządnej knajpie przy ważnej ulicy zwolniło sie miejsce, robota non stop za przyzwoita wówczas kasę
no i przyszedł dzień wypłaty, solidnie i w terminie ale z mały ale, jak najwiekszy banknot (stanowiący gro zarobku) chciał wykorzystac podczas zakupów w supermarkecie to kasjerka zaczęła cos krzyczec, ludzie sie zaineteresowali niezdrowo więc nierozumiejąc żadnych słów poza międzynarodowo brzmiącym cos na kształt "policja" spierdzielił ze sklepu zostawiając zakupy
fałszywką mu turek zpałacił, pracującemu na czarno ale ciężko organiście, czarna rozpacz, reklamacji turek przyjąc nie chciał
cóz było robić, gdzies to wydać dalej ale gdzie no i jak wogóle ORGANISTA takie rzeczy , co ksiądz macierzysty na pokutę zada? ? ?
jako człowiek uczynny wziałem więc udział w niecnym procederze upłynnienia gorącego i śmierdzącego kartofla;
wieczorowa porą poszlismy na turystyczny szlak pełen turystów własnie i w jeszcze wiekszej liczbie murzynów sprzedających, na czarno oczywiście , napoje z lodóweczki turystycznej z przebitka x10 w stosunku do ceny z supermarketu. poprosiłem o fantę ale "okazało się" , że nie mam drobnych co jednak uradowanemu sprzedawcy nie przeszkadzało
fanty nie piłem i do dzisiaj mi głupio że zrobilismy w balona cięzko pracującego murzyna:oops:
jak hardkor to OK, kiedyś dawno temu byłem na praktyce zagranicznej mieszkałem w centrum stolicy w kamienicy należącej do jakis księży którzy prowadzili coś na kształ bursy dla polskich studentów w czasie normalnego roku szkolnostudenckiego
w czasie wakacji pokoje wynajmowali sudentom przyjezdnym krótkoterminowym ( za niemały zresztą ale zjadliwy kesz )
no i różni ludzie tam się znajdowali w lecie poczawszy od rodziny księdza dyrektora (mieli najlepsze pokoje) przez przypadkowych najduchów jakim ja własnie byłem.
po sąsiedzku mieszkał młody organista "etatowy" w jakiejs niewielkiej parafii w niewielkim kościele ( do dzisiaj pamiętam jak się rozpływał na samo wspomnienie "kolędy" ) który przyjechał nałoic kasy w wakacje
no i łoił ,w niedziele w polskim kościele przygrywał w tygodniu przy przeprowadzkach albo sprzątanie jakieś, generalnie dorywczo i wkurzony był bo nic stałego nie mógł znaleźć a czas leciał ( bilet powrotni miał od przyjazdu )
nareszccie szczęście się do niego uśmiechnęło, na zmywaku w porządnej knajpie przy ważnej ulicy zwolniło sie miejsce, robota non stop za przyzwoita wówczas kasę
no i przyszedł dzień wypłaty, solidnie i w terminie ale z mały ale, jak najwiekszy banknot (stanowiący gro zarobku) chciał wykorzystac podczas zakupów w supermarkecie to kasjerka zaczęła cos krzyczec, ludzie sie zaineteresowali niezdrowo więc nierozumiejąc żadnych słów poza międzynarodowo brzmiącym cos na kształt "policja" spierdzielił ze sklepu zostawiając zakupy
fałszywką mu turek zpałacił, pracującemu na czarno ale ciężko organiście, czarna rozpacz, reklamacji turek przyjąc nie chciał
cóz było robić, gdzies to wydać dalej ale gdzie no i jak wogóle ORGANISTA takie rzeczy , co ksiądz macierzysty na pokutę zada? ? ?
jako człowiek uczynny wziałem więc udział w niecnym procederze upłynnienia gorącego i śmierdzącego kartofla;
wieczorowa porą poszlismy na turystyczny szlak pełen turystów własnie i w jeszcze wiekszej liczbie murzynów sprzedających, na czarno oczywiście , napoje z lodóweczki turystycznej z przebitka x10 w stosunku do ceny z supermarketu. poprosiłem o fantę ale "okazało się" , że nie mam drobnych co jednak uradowanemu sprzedawcy nie przeszkadzało
fanty nie piłem i do dzisiaj mi głupio że zrobilismy w balona cięzko pracującego murzyna:oops:
Re: Wstydliwe wyznania
moja babcia miała dokładnie to samo, tylko że chciała po prostu trochę zjechać samochodem na podjeździe przy zamkniętych drzwiach garażowych... Niestety nogę miała słabszą, niż WiSowa no i drewniane drzwi były do naprawy... Ale zawsze to lepiej, niż fura, która wyszła z tego w sumie bez szwanku.WiS pisze: Akumulator był słaby, więc pewnego razu postanowiłem go nie męczyć bez sensu, i nie odpalać auta po otwarciu bramy - tylko po prostu spuścić ręczny i stoczyć się do garażu.
Zapomniałem, ze wspomaganie hamulców nie zadziała.
ok, to teraz ja, również o temacie motoryzacyjnym.
Przy okazji potrzeby pierwszego skorzystania z gniazdka zapalniczki w mojej poprzedniej furze odkryłem, że owo gniazdko nie działa. Postanowiłem to naprawić. Zerknąłem do manuala serwisowego i zacząłem studiować schemat elektryczny instalacji. Ze schematu wynikało, że zapalniczka podpięta jest pod ten sam bezpiecznik, co radio, które działało bez problemu, więc bezpiecznik ok. No więc szukałem przyczyny dalej. Miernika wtedy jeszcze nie miałem, więc zacząłęm sprawdzać instalację przewodem z żarówką Koniec z końców przekopałem całą instalację, sprawdziłem wszystko i zauważyłem, że kolorki przewodów od radia nie wchodzą w te piny wtyczki, w które powinny... Co śmieszniejsze, były odwrócone symetrycznie.. Ale wszystko z radiem było cacy. Poczułem się bezsilny wobec tak prostego problemu... Po chwili odpoczynku jeszcze raz zerknąłem na kostkę od radia i coś mi się zaczęło niepodobać przy przewodach zasileniowych radia... Zerknąłem jeszcze raz w schemat i się okazało, że rado zostało podłączone inaczej, niż powinno... Jak? Ano bezpośrednio, a nie przez instalację zapalniczki.. Rzut oka pod deskę i załamka... Spalony był bezpiecznik, który założyłem, że jest sprawny, skoro to był ten sam od działającego radia... Pół dnia roboty, a można to było załatwić w 5 sekund.. Wniosek? Zawsze sprawdzajcie bezpieczniki, zanim zabierzecie się za resztę
"If you try to just go round, you don’t go round. You just go straight on." - Ayrton Senna
- barbie
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Jarne City
- Auto: Subarbie Impreza WRX
- Polubił: 34 razy
- Polubione posty: 87 razy
Re: Wstydliwe wyznania
Ja mam bardzo dużo chwalebnych dokonań
Pierwsze, którego nie wolno pominąć było z moją pierwszą Subaryną. Otóż jako że to Impreza Outback i moje pierwsze 4x4, niegroźne były mi żadne błota, grząskie grunty i inne przeszkody terenowe. Pojechałam z moim psem Manią na tresurę nad Wisłę. Wszyscy normalni ludzie zostawiali samochody nad skarpą, dalej szli nogami. Ależ gdzieżby jednak jakaś polna droga mogła być groźna mojemu Subaru!
Przejeżdżałam tą drogą wiele razy, nie bacząc na okoliczności... aż do ostatniego razu, kiedy nie przejechałam
Pamiętnego dnia zjeżdżam ze skarpy, spokojnie dotaczam się do miejsca tresury, ale widzę, że i tak mocno nierówna dotąd droga rozkopana jest jeszcze bardziej, więc podejmuję decyzję o powrocie drugą drogą - równoległą. Wiecie jak to jest z polnymi drogami, jak się gdzieś zapada, to 3 metry obok wyrabia się druga "objazdowa". No więc wracam po zajęciach. Mamy grudzień, temperatura ok 5 stopni, ostatnio trochę popadało. Mania w bagażniku, ja w dresiku, adidaskach ubrana dość lekko, bo przecież biegamy. Jadę jadę jadę, aż tu nagle nie jadę. Samochód wisi na brzuchu. Okazuje się że ta druga droga została wyrobiona przez wywrotki zwożące ziemię z jakiejś budowy. Droga jest grząska od nawiezionej ziemi, a twardy grunt dostępny jest jakieś pół metra niżej. To trochę za nisko jak na zawieszenie imprezy. Wysiadam. Zapadam się z automatu po kolana w glinie. Próbuję iść, gubię buty, a błoto ma temperaturę otoczenia. Pies się niecierpliwi w samochodzie. Dochodzę do "twardego gruntu", łapię jakąś belkę, żeby podłożyć pod koło. Wbijam, podtykam, robię co mogę - nic. Wszystkie 4 koła kręcą się swobodnie w gliniastej mazi. A auto wisi. Druga próba, tym razem znalazłam sporą cegłę. Wracam. Próbuję podkładać to cegłę, to belkę, to obie w przeróżnych konfiguracjach. Wciąż ten sam wynik. W pewnym momencie dochodzę do wniosku, że może jednak te koła się nie kręcą? Teraz będzie dobre Otwieram drzwi wychylam się i naciskam gaz. Koła się kręcą. Odczuwam to dotkliwie na twarzy i na drzwiach od wewnątrz. Poziom desperacji sięga zenitu.
Wyciągam psa i idę do pobliskiej stajni SGGW (w której nawet miewałam zajęcia wówczas, więc liczę na "znajomości"). Po drodze przewracam się kilka razy, co doprowadza mnie do stanu w którym równomierna warstwa błota pokrywa mnie do pasa. Proszę i błagam ze łzami w oczach. Przecież mają 2 traktory, o koniach nie wspominając. Błoto mam w zębach, we włosach i nawet w skarpetkach Pies wygląda równie atrakcyjnie, chociaż bez skarpetek. Po długich negocjacjach zjeżdża jeden traktor. Po oględzinach terenu poddaje się bez walki, ponieważ nie ma 4x4, a żadną posiadaną liną nie dosięgnie do mojego auta. Rozpacz. Dziękuję za współpracę, traktor odjeżdża.
Dzwonię po lawetę. Laweta może być za godzinę. Jest ok 14. Za dwie godziny zmrok, auto wisi, w okolicy żywej duszy, zero oświetlenia. No nic, czekam. Siedzę w aucie, wyłączonym bo boję się że błoto może zatkać wydech. Zimno, mokro, no ale czekam. Laweta w końcu przyjeżdża. Ogląda teren, wyciąga linę z wyciągarki, podstawia się to tu to tam, ale z żadnej strony nie sięgnie, bo musiałaby sama wjechać na grząski grunt i jeszcze sama się utopi. Panowie bardzo chcieli mi pomóc, ale nie dali rady. Wzięli za to 150zł i odjechali. Zostałam sama z psem, zdesperowana zostawić ten samochód w cholerę i iść do domu na piechotę (jakieś 4km) i wrócić rano, kiedy przyjadą auta z pobliskiej budowy i zaczepić się do jakiejś wywrotki.
Na wszelki wypadek jednak dzwonię do wujka, specjalizującego się w offroadach, a posiadającego potężnego Land Cruisera wyposażonego we wszystko, co w takiej sytuacji potrzeba. Wujek melduje gotowość za półtorej godziny. Zatem wyruszam do domu, w międzyczasie udaje mi się skontaktować z mamą, która obiecuje po mnie przyjechać. Idę powoli w kierunku domu, spotkamy się na drodze. Mama na nasz (mój i psa) widok dostaje histerii śmiechu i płaczu na raz. Owija nas w ręczniki, wsiadamy do auta i jedziemy do domu.
Przebieram się w strój bojowy, czyli tym razem kalosze i jedziemy. Land Cruiser bez najmniejszego bólu pokonuje błoto, podjeżdża do mojego auta, zapinamy linę od tyłu i ruszamy. Land Cruiser przez chwilę boksuje kołami, ale zaraz łapie twardy grunt i rusza. Rusza z takim kopytem, że wyciągnięta natychmiast ląduję w rowie obok. Znowu wiszę na podwoziu a koła sobie latają. Nie pozostaje nic innego, tylko podpiąć auto od przodu i z rowu wyrwać. Wyciągnięte, zatargane profilaktycznie na samą górę skarpy o własnych siłach doturlało się do do domu.
Tydzień wcześniej prałam tapicerkę. Nie muszę mówić jakie miny mieli w myjni, kiedy zobaczyli to:
Na swoje usprawiedliwienie powiem, że Subarbie I miałam wtedy dopiero 2 miesiące, więc miałam prawo je przeceniać
PS. misioo poznał tę historię zanim je kupił
Pierwsze, którego nie wolno pominąć było z moją pierwszą Subaryną. Otóż jako że to Impreza Outback i moje pierwsze 4x4, niegroźne były mi żadne błota, grząskie grunty i inne przeszkody terenowe. Pojechałam z moim psem Manią na tresurę nad Wisłę. Wszyscy normalni ludzie zostawiali samochody nad skarpą, dalej szli nogami. Ależ gdzieżby jednak jakaś polna droga mogła być groźna mojemu Subaru!
Przejeżdżałam tą drogą wiele razy, nie bacząc na okoliczności... aż do ostatniego razu, kiedy nie przejechałam
Pamiętnego dnia zjeżdżam ze skarpy, spokojnie dotaczam się do miejsca tresury, ale widzę, że i tak mocno nierówna dotąd droga rozkopana jest jeszcze bardziej, więc podejmuję decyzję o powrocie drugą drogą - równoległą. Wiecie jak to jest z polnymi drogami, jak się gdzieś zapada, to 3 metry obok wyrabia się druga "objazdowa". No więc wracam po zajęciach. Mamy grudzień, temperatura ok 5 stopni, ostatnio trochę popadało. Mania w bagażniku, ja w dresiku, adidaskach ubrana dość lekko, bo przecież biegamy. Jadę jadę jadę, aż tu nagle nie jadę. Samochód wisi na brzuchu. Okazuje się że ta druga droga została wyrobiona przez wywrotki zwożące ziemię z jakiejś budowy. Droga jest grząska od nawiezionej ziemi, a twardy grunt dostępny jest jakieś pół metra niżej. To trochę za nisko jak na zawieszenie imprezy. Wysiadam. Zapadam się z automatu po kolana w glinie. Próbuję iść, gubię buty, a błoto ma temperaturę otoczenia. Pies się niecierpliwi w samochodzie. Dochodzę do "twardego gruntu", łapię jakąś belkę, żeby podłożyć pod koło. Wbijam, podtykam, robię co mogę - nic. Wszystkie 4 koła kręcą się swobodnie w gliniastej mazi. A auto wisi. Druga próba, tym razem znalazłam sporą cegłę. Wracam. Próbuję podkładać to cegłę, to belkę, to obie w przeróżnych konfiguracjach. Wciąż ten sam wynik. W pewnym momencie dochodzę do wniosku, że może jednak te koła się nie kręcą? Teraz będzie dobre Otwieram drzwi wychylam się i naciskam gaz. Koła się kręcą. Odczuwam to dotkliwie na twarzy i na drzwiach od wewnątrz. Poziom desperacji sięga zenitu.
Wyciągam psa i idę do pobliskiej stajni SGGW (w której nawet miewałam zajęcia wówczas, więc liczę na "znajomości"). Po drodze przewracam się kilka razy, co doprowadza mnie do stanu w którym równomierna warstwa błota pokrywa mnie do pasa. Proszę i błagam ze łzami w oczach. Przecież mają 2 traktory, o koniach nie wspominając. Błoto mam w zębach, we włosach i nawet w skarpetkach Pies wygląda równie atrakcyjnie, chociaż bez skarpetek. Po długich negocjacjach zjeżdża jeden traktor. Po oględzinach terenu poddaje się bez walki, ponieważ nie ma 4x4, a żadną posiadaną liną nie dosięgnie do mojego auta. Rozpacz. Dziękuję za współpracę, traktor odjeżdża.
Dzwonię po lawetę. Laweta może być za godzinę. Jest ok 14. Za dwie godziny zmrok, auto wisi, w okolicy żywej duszy, zero oświetlenia. No nic, czekam. Siedzę w aucie, wyłączonym bo boję się że błoto może zatkać wydech. Zimno, mokro, no ale czekam. Laweta w końcu przyjeżdża. Ogląda teren, wyciąga linę z wyciągarki, podstawia się to tu to tam, ale z żadnej strony nie sięgnie, bo musiałaby sama wjechać na grząski grunt i jeszcze sama się utopi. Panowie bardzo chcieli mi pomóc, ale nie dali rady. Wzięli za to 150zł i odjechali. Zostałam sama z psem, zdesperowana zostawić ten samochód w cholerę i iść do domu na piechotę (jakieś 4km) i wrócić rano, kiedy przyjadą auta z pobliskiej budowy i zaczepić się do jakiejś wywrotki.
Na wszelki wypadek jednak dzwonię do wujka, specjalizującego się w offroadach, a posiadającego potężnego Land Cruisera wyposażonego we wszystko, co w takiej sytuacji potrzeba. Wujek melduje gotowość za półtorej godziny. Zatem wyruszam do domu, w międzyczasie udaje mi się skontaktować z mamą, która obiecuje po mnie przyjechać. Idę powoli w kierunku domu, spotkamy się na drodze. Mama na nasz (mój i psa) widok dostaje histerii śmiechu i płaczu na raz. Owija nas w ręczniki, wsiadamy do auta i jedziemy do domu.
Przebieram się w strój bojowy, czyli tym razem kalosze i jedziemy. Land Cruiser bez najmniejszego bólu pokonuje błoto, podjeżdża do mojego auta, zapinamy linę od tyłu i ruszamy. Land Cruiser przez chwilę boksuje kołami, ale zaraz łapie twardy grunt i rusza. Rusza z takim kopytem, że wyciągnięta natychmiast ląduję w rowie obok. Znowu wiszę na podwoziu a koła sobie latają. Nie pozostaje nic innego, tylko podpiąć auto od przodu i z rowu wyrwać. Wyciągnięte, zatargane profilaktycznie na samą górę skarpy o własnych siłach doturlało się do do domu.
Tydzień wcześniej prałam tapicerkę. Nie muszę mówić jakie miny mieli w myjni, kiedy zobaczyli to:
Na swoje usprawiedliwienie powiem, że Subarbie I miałam wtedy dopiero 2 miesiące, więc miałam prawo je przeceniać
PS. misioo poznał tę historię zanim je kupił
Re: Wstydliwe wyznania
na pojeżdźawce z minimusem (w Wilanowie) udało mi się wkleić Pająka. phi, niby nic, bo auto do wklejania. no tyle tylko, że w ferworze walki zapomniałem zamknąć szyberdach. dopóki główne natarcia na froncie walki z czarnym gó.. błotem były "w przód", nie było problemu. no, ale przyszedł taki moment, że desperacja nakazała spróbować kierunku "w tył"barbie pisze:Otwieram drzwi wychylam się i naciskam gaz. Koła się kręcą. Odczuwam to dotkliwie na twarzy i na drzwiach od wewnątrz
za bardzo się nie przejąłem, bo sytuacja ogólna nakazała zakwalifikować wydarzenie jako "epizod bez większego znaczenia". wytarłem okulary i walczyłem dalej.
za to dwie niedziiele później wnętrze Pająka lśniło i pachniało tak, że nawet jak go kupowaliśmy, to tak nie wyglądał.
a co do samej pojeżdżawki, to w telegraficznym skrócie było tak:
- jest pięknie, jest urokliwie, słonko świeci, przyroda bzyczy.
- minmus wkleił na środku łączki, czyli na bezdrzewiu
- damaz wkleił obok.
- przy pomocy wyciągarki wyrwaliśmy kilka co pomniejszych drzewek. chociaż mieliśmy wyrwać samochód
- telefon do przyjaciela
- małe urwanie chmury
- Forester turbo, przy całym szacunku, to jednak nie auto terenowe. zwłaszcza po deszczu.
- ale przynajmniej można pojeździć i poszukać pomocy.
- no chyba, że się jej nie znajdzie
- 2 godziny przed zmierzchem lituje się nad nami WYPASIONY Nissan Patrol z zawodowcem za sterami (pan z Caroline Team)
- zawodowcy mają to do siebie, że nie słuchają amatorów. dlatego też wołanie "trzymaj się prawej" pozostaje wołaniem na puszczy. NIssan wklejony
- przyjeżdża druga połówka od Nissana - Jeep Liberty. na oponach cywilnych
- jak w tej glinie pięknie się Jeep ślizga
- jednak Nissan wyciągnięty.
- Nissan wklejony, do Jeepa daleko
- Nissan WYPCHNIĘTY za pomocą ręcznie.
- Pająk wyciągnięty
- minimus wyciągnięty
- Pająk wkleił
- na szczęście przy drzewkach.
- widząc kłopoty Pająka, minimus bierze przeszkodę na banzaja. TO BYŁ WIDOK.
- docieramy do utwardzonego.
- i do domu... nie, nie. najpierw garażowy hydrant i prysznic. auta i kierowcy po równo.
- jest ciemno, więc nikt nie będzie wiedział, kto tę górę błota usypał przy hydrancie
na wycieczkę wybrałem się w jasnych bermudach i BIAŁYCH skarpetkach...
a nie dalej jak tydzień temu, dojeżdżając do świateł (Pająkiem) machnąłem dźwignią sterowania do przodu zamiast do tyłu i z literki D przełączyłem na R. w efekcie nastąpił wyjątek krytyczny i silnik stracił kontakt z resztą tego, co ma napędzać. w szczególności przestał napędzać różne pompki od hamulców i od kierownicy. a ja dojeżdżam do świateł... facet w czymś małym, co stało przede mną nawet nie wie, że efekt dohamowania na centymetrów 10 od jego zderzaka osiągnąłem wciskając hamulec... obunóż. na szczęście samochód zachowywał się jak komputer do końca i z pełną konsekwencją. po wyjęciu kluczyka ze stacyjki i ponownym rozruchu zadziałał.
Re: Wstydliwe wyznania
barbie, popłakałam się ze śmiechu .
Pięknie to opisałaś. Wiem, że do śmiechu nie było wcale, ja bym się pewnie poryczała a auto zostawiła na pastwę losu.
Pięknie to opisałaś. Wiem, że do śmiechu nie było wcale, ja bym się pewnie poryczała a auto zostawiła na pastwę losu.
Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce,
tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy d..y, krzycząc : "ALE TO BYŁA JAZDA!"
:)
tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy d..y, krzycząc : "ALE TO BYŁA JAZDA!"
:)
- barbie
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: Jarne City
- Auto: Subarbie Impreza WRX
- Polubił: 34 razy
- Polubione posty: 87 razy
Re: Wstydliwe wyznania
damaz, cudne. Czyli nie jestem sama z tym talentem, chociaż mój samochód nie był jednak w ogóle "ofrołdowy"
Jak już dojechałam do domu, to sama wyłam ze śmiechu. Ale podczas akcji miałam tylko fazy giga-wkur... na zmianę z kompletną załamką. Nie popłakałam się wprawdzie, ale było blisko. Głównie z bezradności.Doxa pisze:barbie, popłakałam się ze śmiechu .
Pięknie to opisałaś. Wiem, że do śmiechu nie było wcale, ja bym się pewnie poryczała a auto zostawiła na pastwę losu.
Re: Wstydliwe wyznania
barbie, jak to niektórzy mawiają:barbie pisze:damaz, cudne. Czyli nie jestem sama z tym talentem, chociaż mój samochód nie był jednak w ogóle "ofrołdowy"
im bardziej terenowy samochód, tym dalej trzeba iść po traktor.
Re: Wstydliwe wyznania
Pamiętacie opowieść o tym, jak jadąc wg GPS do celu naszej podróży - szosy międzynarodowej nr 91:
http://maps.google.pl/maps?f=d&source=s ... =UTF8&z=15
kilka godzin przebijaliśmy się przez finlandzkie lasy:
i finlandzkie bagna:
Żeby zobaczyć upragnioną trasę 91 na drugim końcu zwalonego mostu:
http://maps.google.pl/maps?f=d&source=s ... =UTF8&z=15
kilka godzin przebijaliśmy się przez finlandzkie lasy:
i finlandzkie bagna:
Żeby zobaczyć upragnioną trasę 91 na drugim końcu zwalonego mostu:
Re: Wstydliwe wyznania
o lol.... po tym ostatnim chyba stwiedziliście, że jednak zawrócicie?
"If you try to just go round, you don’t go round. You just go straight on." - Ayrton Senna
Re: Wstydliwe wyznania
Spróbowaliśmy jeszcze jechać wzdłuż rzeki. Do czasu:
No i zawróciliśmy, aby przebrnąć ponownie przez te wszystkie bagna...
No i zawróciliśmy, aby przebrnąć ponownie przez te wszystkie bagna...
Re: Wstydliwe wyznania
lol... wpółczucie, ale przynajmniej pogodę mieliście ładną no i niezapomniane wrażenia
"If you try to just go round, you don’t go round. You just go straight on." - Ayrton Senna
- rrosiak
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: W-wa, Kutno
- Auto: Dacia :)
- Polubił: 116 razy
- Polubione posty: 180 razy
Re: Wstydliwe wyznania
Z cyklu zabłądziłem to:
Listopad 1992, pogoda taka jak dzisiaj, pierwszy rok studiów, zakwaterowanie w Akademiku przy pl. Narutowicza, Warszawę znałem tak samo jak dżunglę amazońską.
Postanowiłem się wybrać w odwiedziny do kolegi ze szkoły średniej, który studiował na WAT. Na planie (papierowym) sprawdziłem jakie autobusy tam jeżdzą, wsiadem więc i trafiłem bez problemu. Czas szybko mijał, ale po 21.00 trzeba było się wynosić więc czym prędzej na przystanek, akurat podjechał jakiś autobus (w śnieżycy wydawało mi się, że to właściwy numer). Rozsiadłem się wygodnie i jadę, ale po 20 minutach zorientowałem się, ze coś nie tak, bo światła Warszawy zniknęły.
No cóż pomyliłem autobus, ale nic to, wysiądę i poczekam na jadący w przeciwnym kierunku. Wysiadłem w jakimś polu (dzis wiem, że to był Izabelin ), przeszedłem na drugą stronę ulicy i szukam przystanku. Przeszedłem chyba z kilometr i nic, idę dalej, widzę w końcu przystanek ale po przeciwnej stronie (tej, po której wysiadłem). Przechodzę, czytam rozkład i co widzę? Autobus jeździ w pętli, a ten którym jechałem był ostatnim tego dnia
Cóż pozostało, pokierowałem się pieszo w kierunku cywilizacji (łuna), jakaż byla moja radość, gdy w końcu zobaczyłem PKiN Doszedłem do jakiegoś blokowiska (Górczewska) i gdybym miał tylko kasę to pewnie wziłąbym taksówkę, a tak zapytałem tylko o drogę i ruszyłem dalej. O godzinie 2:00 dotarłem do akademika, a następnego dnia wylądowałem u lekarza z zapaleniem oskrzeli. Nie wpadłem na to, że w dużych miastach mogą być autobusy nocne
Listopad 1992, pogoda taka jak dzisiaj, pierwszy rok studiów, zakwaterowanie w Akademiku przy pl. Narutowicza, Warszawę znałem tak samo jak dżunglę amazońską.
Postanowiłem się wybrać w odwiedziny do kolegi ze szkoły średniej, który studiował na WAT. Na planie (papierowym) sprawdziłem jakie autobusy tam jeżdzą, wsiadem więc i trafiłem bez problemu. Czas szybko mijał, ale po 21.00 trzeba było się wynosić więc czym prędzej na przystanek, akurat podjechał jakiś autobus (w śnieżycy wydawało mi się, że to właściwy numer). Rozsiadłem się wygodnie i jadę, ale po 20 minutach zorientowałem się, ze coś nie tak, bo światła Warszawy zniknęły.
No cóż pomyliłem autobus, ale nic to, wysiądę i poczekam na jadący w przeciwnym kierunku. Wysiadłem w jakimś polu (dzis wiem, że to był Izabelin ), przeszedłem na drugą stronę ulicy i szukam przystanku. Przeszedłem chyba z kilometr i nic, idę dalej, widzę w końcu przystanek ale po przeciwnej stronie (tej, po której wysiadłem). Przechodzę, czytam rozkład i co widzę? Autobus jeździ w pętli, a ten którym jechałem był ostatnim tego dnia
Cóż pozostało, pokierowałem się pieszo w kierunku cywilizacji (łuna), jakaż byla moja radość, gdy w końcu zobaczyłem PKiN Doszedłem do jakiegoś blokowiska (Górczewska) i gdybym miał tylko kasę to pewnie wziłąbym taksówkę, a tak zapytałem tylko o drogę i ruszyłem dalej. O godzinie 2:00 dotarłem do akademika, a następnego dnia wylądowałem u lekarza z zapaleniem oskrzeli. Nie wpadłem na to, że w dużych miastach mogą być autobusy nocne
"Pan Macierewicz bardzo często mówi co wie, ale rzadko wie co mówi." - L.Miller -
Z dwojga złego wolę, gdy krajem rządzą złodzieje zamiast kretynów.
Z dwojga złego wolę, gdy krajem rządzą złodzieje zamiast kretynów.
- KonSTi
- 3 gwiazdki
- Lokalizacja: Z nad stopy KRÓLA JULIANA
- Auto: Rarrrr!
- Polubił: 0
- Polubione posty: 0
Re: Wstydliwe wyznania
Bergen, Barbie---->
Rewelacja.
w 92 były już normalne ZTMowe czy jeszcze zielone ogórki?
Rewelacja.
patrzrrosiak niektórzy w tym polu mieszkają całe swoje życierrosiak pisze: jakimś polu (dzis wiem, że to był Izabelin
w 92 były już normalne ZTMowe czy jeszcze zielone ogórki?
In the end,it's not the years in your life that count.It's the life in your years.
- rrosiak
- 6 gwiazdek
- Lokalizacja: W-wa, Kutno
- Auto: Dacia :)
- Polubił: 116 razy
- Polubione posty: 180 razy
Re: Wstydliwe wyznania
KonSTi pisze: niektórzy w tym polu mieszkają
W polu to chyba nie mieszkali, ale terenów rolnych w okolicach W-wy było wówczas zdecydowanie więcej niż dziś
KonSTi pisze: w 92 były już normalne ZTMowe czy jeszcze zielone ogórki?
Nie no, aż taki stary to ja nie jestem. Ikarusy "żondziły"
"Pan Macierewicz bardzo często mówi co wie, ale rzadko wie co mówi." - L.Miller -
Z dwojga złego wolę, gdy krajem rządzą złodzieje zamiast kretynów.
Z dwojga złego wolę, gdy krajem rządzą złodzieje zamiast kretynów.
- KonSTi
- 3 gwiazdki
- Lokalizacja: Z nad stopy KRÓLA JULIANA
- Auto: Rarrrr!
- Polubił: 0
- Polubione posty: 0
Re: Wstydliwe wyznania
rrosiak pisze: terenów rolnych w okolicach W-wy było wówczas zdecydowanie więcej niż dziś
Jak ja się przeprowadziłam z jednej cześci izabelina do drugiej, to mieszkałam w otoczeniu łąk i pól właśnie i rzut beretem do lasu....Z domu do centrum było ok 20 minut autem.
A teraz chcą w Izabelinie bloki budować bo z jednej strony niby miejsca nie ma aaaallleeee kasa od investorów gminie się przyda więc niech się mury pną do góry miejsce się znajdzie , wszyscy się cieszymy na Arkuszowej będzie jeszcze większy korek żeby z wiochy do miasta sie dostać
Warszawa coraz głębiej się wcina, nawet w Park Narodowy.A pieniądz rządzi.
In the end,it's not the years in your life that count.It's the life in your years.
- Alan, Alan, Alan!
- 6 gwiazdek
- Auto: WiśniaNieWiśnia
- Polubił: 130 razy
- Polubione posty: 355 razy
Re: Wstydliwe wyznania
przy okazji zbierania się w miasto, naszła mnie myśl, że jakaś cieplejsza ta moja wiatrówka (kurtka) była rok temu i mogłem chować kaptur z bluzy w jej kaptur.
Bingo! Przecież mam kurtkę zimową w szafie od kiedy jest poniżej 5C marzłem jak d-e-b-i-l
ps. tego posta napisałem pierwotnie w pozdrawiamy się. Do kwadratu i wężykiem.
Bingo! Przecież mam kurtkę zimową w szafie od kiedy jest poniżej 5C marzłem jak d-e-b-i-l
ps. tego posta napisałem pierwotnie w pozdrawiamy się. Do kwadratu i wężykiem.