Kutwa... i jak tu się nie wściec.
Wczoraj miałem impreze, może i nawet estiaj

. Niby nic dziwnego ale wszyscy pili tequile, cytrynka te sprawy.
Wstaje dzisiaj, trochę oszołomiony ale w sumie OK. Coś zjadłem, wypiłem i z powrotem do wyra.
Pobudka ok 11, zbieram się ze świadomością, że zaraz będzie ciężko ponieważ taki ze mnie człek, z którym na kacu można kręcić kolejną część egzorcysty.
Tym czasem chodzę, sprzątam i nic. Żona umiera w łóżku, tel. do znajomych i podobnie.
Myślę sobie: albo jestem jeszcze grubo nawalony albo jakimś cudem już wytrzeźwiałem (105kg robi swoje).
Problem w tym, że dzisiaj miałem jechać za miasto i nie wiem czy mogę.
Więc ubieram się i idę na jedną z większych komend w Łodzi aby dmuchnąć.
Co usłyszałem? "Nie mamy alkomatu na stanie. Tu jest komenda, proszę spróbować na komisariacie lub na pogotowiu".
Myślę sobie, faktycznie suki tu nie stoją więc nie muszą mieć sprzętu.
Ponieważ nie mam daleko to idę na komisariat, też jeden z większych w mieście (ul. Kościuszki) gdzie suki z reguły blokują pół drogi jak parkują.
Wchodzę, syf, wali, ogólnie niezły burdel. Myślę sobie - jest OK, tu muszą mieć. Pytam dyżurnego, a tam znowu: "Nie mamy na stanie, proszę spróbować na pogotowiu", które mam w pizdu daleko
Poddałem się...
I jak tu się nie wkur....