barbie,
o tak, bardzo na czasie wykopaliska
We wtorek to było. Jako, że wcześniej w autotaczce marki Foresław vel Rydwan wylądowało tzw. nagłośnienie i przy tej okazji Koledzy p.p. Remeksław i Chlorosław raczyli wyrazić swój dysszacunek do mnie w związku z faktem powierzenia montażu audio firmie z Topolowej a nie samotrzeć....postanowiłem tym razem zostać gwiazdą we własnym ogrodzie. Czyli wyciszamy, tudzież dociążamy auto (bo za lekkie przecież), sami.
W niedzielę zaszła część pierwsza. Słaba. Wszystko poszło cacy, rozbroiłem drzwi kierowcy (moje, gdyby np.
mały5150 miał wątpliwości, po "odbytej" traumie z kibicami drużyn wielu

), ponaklejałem tych matów bitumicznych psów dingów ile wlezie, poprawiłem poduszki prowadzenia szyby, no luks karwa Lilka, niczym autoryzowane ASO. Nawet se kawy do roboty zrobiłem i fajeczki elegancko pojarywałem. Jednym słowem nuda, bezproblem, zerowstyd.
No ale to były jedynie MOJE drzwi, a jak wszyscy wiemy do walca trzeba przynajmniej dwojga. We wtorek nadszedł dzień drzwi niemoich (tych po prawej, jak wchodzę do kajuty).
Początek banalny, zdjąłem tapicerę, śrubki w porządku alfabetycznym odłożone, spineczki sprawdzone, tylko ... ta karwa Lilka klamka coś tak smętnie wisiała, wisiała (na takich dwóch drutach-cięgnach i wreszcie wzięła i se melancholijnie, siłą grawitacji i godności osobistej ... odpadła. No chuk, sobie myślę, grawitacja działa, to dobrze, po starem się Matka Ziemia kręci. Ponaklejałem te ciężkie i brzydkie dywany wyciszające i do tej klamki się zabrałem. Się okazało, że takie jedno plastikowe ucho do tego cięgna od blokady drzwi, wzięło i się u...łamało.
"Nic się nie stało, nic się nie stało" - w duchu se przynuciłem. Lżej mi się zrobiło i postanowiłem pójść na całość, przyszarżować ostro i podjąć męską na wskroś decyzję. "Niepotrzebna mi przecież ta blokada, po co ona" - pytałem sam siebie. Blokada są dla miętkich Fredów, a ja jestem twardy Kazimierz. Gadałem ze sobą dobrą godziną. No i ustaliłem, że to jedno cięgno podłączone nie zostanie. O ! Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Notabene postępuję tak zawsze.
Złożyłem wszystko, odpaliłem se muzyczkę, "pięknie gra " - zagaiłem sam do siebie.
Drzwi się jednak zamknąć nie chciały.
Tak jakby im coś przeszkadzało. A przecież nie powinno bo jednego niepotrzebne bajeru (blokady) sam się pozbyłem.
"Dziwne" - znowu nakręciłem bajerą do siebie.
Nie jestem jednak jakiś kompletny słabeusz w ujęciu horyzontalnym i fizycznym zarazem, więc nieco poirytowany brakiem lojalności drzwi i głupimi z ich strony złośliwościami, wziąłem i....(tu brzydkie słowa ale oddające w sposób kompletny sens mych aktywności) PIERDOLNĄŁEM z całej pary (tak aby się one jednak zamknęły).
Sukces.
Drzwi się zamknęły.
"Piąteczka kolega" - znowu się pochwaliłem. Master of puppets, "jak Tatuś czubeczek zrobi to..." - no samoocena wzrosła niemiłosiernie.
Próba generalna - szyby działają, muzyka pięknie brzmi...
... drzwi się jednak nie otwierają.
"Znowu (tu siarczysta bluzga), te złośliwości" - tym razem zagadałem do drzwi.
Potem nastąpił szereg monologów w różnych językach, niektóre z domieszką miłości, inne błagalne, wreszcie część zdecydowanie imperatywno-impulsywna (Asia w międzyczasie zabrała zwierzęta z tzw. podwórka i pozamykała nawet okna w domu).
Generalnie z tych monologów wynikało, że drzwi są czemuś winne, noszą na sobie ciężar zbrodni wszechświata, ba nawet uczestniczyły w grzechu pierworodnym ludzkości.
Drzwi się jednak wciąż nie otwierały.
Się nie otworzyły do dziś, ja ich nie otworzyłem do dziś, 4turbo nie zdołało ich do dziś otworzyć. NIKT (Stachurowski) , kurna, NIKT (nieStachurowski).
I co ? Sądzicie, że to jest znowu aż takie wielkie niehalo ?
A wcale, że nie. Mam jedynego na świecie 3-drzwiowego Foresława. O !
I dobrze mu tak
Pozdrawiam
Sąsiad
Brak podpisu.