Im późniejsze roczniki, tym bardziej fatalna była jakość. Tak naprawdę, to jeszcze możliwie było w latach 70-tych. W 80-tych już gorzej. Ten mój, został kupiony przez mojego ojca w roku 1981 (po chyba 6 latach oczekiwania na liście kolejkowej). Silnik się zatarł jeszcze po drodze z salonu polmozbytu do domu.Arno pisze:I jakiś czas jeździlem tym FSO - i do dziś pamiętam, jak fataklnie się to prowadziło. Poprzednie kilka lat wcześniej jakoś lepiej. Coś się z nimi na końcu chyba stało.
Ja to auto odkupiłem od ojca w roku chyba 1989 albo 1990.
Trochę już było zgnite, no i jeszcze ten kolor...

Zacząłem więc od kilku napraw mechanicznych i tak jak napisałem wczesniej, kupiłem bańkę czerwonego lakieru ala Ferrari i zawiozłem wóz do gościa, który miał chyba jedną z najlepszych w Polsce lakierni.
(zawodowo zajmował się przerabianiem fabrycznie nowych maluchów na kabriolety i przedażą tych pojazdów w RFN).
Goście rozebrali mi grata do gołego nadwozia, poprawili blacharkę tam gdzie była zgnita i polakierowali tak, że FSO mogło tylko marzyć o podobnej jakości. Ludzie podchodzili do mnie na mieście, czy na stacjach benzynowych gdy tankowałem i pytali kto tak świetnie polakierował ten samochód...
Zjeździłem nim trochę, nigdy nie mając z nim jakiś większych problemów.
OK, trzeba przyznać, ze w porównaniu do ówczesnych zagranicznych samochodów, prowadził się nie najlepiej, był pod wieloma względami toporny i ekonomiczny też nie bardzo.
Ale jako samochód dla studenta - na pewno był wystarczająco dobry.
