o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Rozmowy o Subaru i nie tylko. Dział pełen offtopicu i rozmów niemotoryzacyjnych.
ODPOWIEDZ
damaz
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: z Damaziowa
Polubił: 0
Polubione posty: 97 razy

o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 12:12

jak obiecałem tak robię: korespondencja różnych osób, które pierwszy raz odwiedzały USA. korespondencja mocno cenzurowana (przeze mnie), bo zapodana w oryginale mogłaby zaszkodzić autorom.
jest to zupełnie prywatna korespondencja z czasów kiedy nie było jeszcze blogów (albo jeszcze nie były tak popularne). ważne jest, że wrażenia są "na gorąco" i są spisywane przez ludzi, którzy pierwszy raz wylądowali za oceanem, chociaż niekoniecznie było to ich marzenie. nie chodzi tu o jakieś uprzedzenia w stosunku do USA. po prostu nie byli "amerykofilami" a za ocean trafili, bo tak wyszło.


pozwoliłem sobie założyć osobny wątek, bo temat "w oryginale" pojawił się w wątku http://theforum.pl/bb3/viewtopic.php?f= ... ead#unread, a ponieważ jest to autorski blog Arno, nie będę go zaśmiecał. jeśli ktoś uzna, że trzeba jednak to scalić, niech scala.

opowieść pierwsza:

> To byl dlugi weekend
>
Zrobilismy w sumie 2200 km. Pierwony cel wyprawy - Waszyngton zostal zmieniony na Niagare. Poniewaz moi koledzy sa bardziej amerykanscy niz europejscy i stwierdzili ze Waszyngton to nie i moze by tak zobaczyc cos naprawde ciekawego, cos duzego, cos amerykanskiego - wodospady Niagara. (pisze wodospady bo w rzeczywistosci sa to trzy wodospady). Na szczescie udalo mis sie przekonac ich ze waszyngton to tez jest cos amerykanskiego i wycieczka do stolicy pozostala na liscie spraw do zobaczenia pod numerem 2. Tak jak sie obawialem wodospady calkowicie mnie rozczarowaly. Moze spowodowala to moja przekora, ze skoro to nie moj pomysl zeby tu jechac, to nie bedzie mi sie podobac, moze - nie wiem. W kazdym razie niagara to nic szczegolnego. Wielka rzeka, chyba wieksza od Wisly pod Toruniem, ktora nagle sie urywa. Co sie z nia dalej dzieje, niestety nie widac za dobrze, bo to jest juz za granica Kanadyjska, obserwacje utrudniaja dodatkowo wielkie ilosci mgly i pary wydobywajace sie z czelusci, jednym slowem wszystko wyglada jak awaria gigantycznej rury z ciepla woda w lazience. Wszedzie tryskajaca woda, huk i taka para ze nic nie widac - jednym slowem zrob sobie sam Niagare, najlepiej z zona. Rozczarowani, udalismy sie do stolicy tego (k)raju hamburgerow. Po dlugiej podrozy, do Waszyngtonu dojechalismy o dziesiatej w nocy. Po przyjezdzie, pierwsze co zroblilismy to poszlismy przywitac sie z gospodarzem, Clinton obiecal na nas czekac z jajecznica. Podchodzimy pod bialy dom, a tam zamkniete, oczywiscie ulica zamknieta, policja nikogo nie przepuszcza bo bil bedzie ladowal smiglowcem, aby miec lepszy widok udalismy sie na pobliski trawnik (slynny trawnik przed bialym domem). Nie zdazylismy nawet usiasc a juz byl przy nas policjant, "nie mozecie tu siedziec. Dlaczego? przeciez to wolny kraj. Widzicie tych gosci na dachu, to sa snajperzy, strzelaja do wszystkiego bez ostrzezenia. No dobra, dobra juz idziemy - ale przyjdziemy tu rano zebys sobie nie myslal" Tak wygladalo nasze pierwsze spotkanie z bilem, jego powrot do domu "na ziemniaki" musielismy ogladac z wiekszej odleglosci. Po dwudziestu minutach czekania i sprawdzaniu znajomosci jezyka poskiego przez policjantow, w stylu "hej! Andrzej podaj mi moj magazynek, jestes pewny ze zabrales granatnik?, bo w torbie sa tylko aparaty fotograficzne" - na szczescie zaden nie mial polskich korzeni, przylecial smiglowiec, mrugajac swiatlami jak na "bliskich spotkaniach osmego stopnia" Ze smiglowca wyszedl bil i kilku innych oficjeli i poszli do domu (oczywiscie bialego). Po przywitaniu sie z gospodarzem udalismy sie na miasto, postanowilismy zroblic sobie wycieczke po glownej ulicy Waszyngtonu - Pensylwania ave. Juz pierwsze metry przechadzki nas zachwycily - to nie jest Waszyngton to jest Paryz! Chodniki, przechodnie, ogrodki knajp, cieplo i cicho, brak autostrad, wiezowcow, murzynow i macdonaldow - jednym slowem europa. Po dojsciu pod kapitol, zorientowalismy sie ze jest juz pierwsza w nocy - czas spac. Okoliczne hotele zachwycaja wygladem, ale sadzac po mundurach portierow przed drzwiami, nie bedzie nas stac nawet na napiwki dla nich, o oplacie za nocleg nie wspominajac. Postanowilismy poszukac czegos tanszego - pojechalismy w kierunku przedmiesc. Ceny hoteli, zaczely powoli spadac, niestety bardzo wolno, nadal utrzymywal sie poziom 100$ od osoby. Po pol godziny jazdy, ze zdziwieniem zauwazylismy ze jestesmy jedynymi bialymi w samochodzie, do tego ilosc radiowozow na sygnale wzrosla powyzej przecietnej - pieknie pomyslalem , jestesmy w murzynowie - czas wiac! ale gdzie? Bil juz dawno spi. W tym momencie ujawnil sie pierwszy sygnal naszej amerykanizacji, (tak tak to prawda, czlowiek podswiadomie przejmuje wzorce kulturowe (he he ), spolecznosci w ktorej przebywa) - jedziemy na autostrade tam bedziemy bezpieczni. Rzeczywiscie, juz na drugim zjezdzie znalezlismy tani motel za 50$ za pokoj i spedzilismy w nim reszte nocy, calosc przypominala troche "urodzonych mordercow" ale co tam. Drugi dzien w Waszyngtonie, spedzilismy niezwykle pracowicie, wizyta u bila na sniadaniu. Bialy dom w dzien wyglada bardzo skromnie - malizna taka ze strach, niejeden nasz biznesmen z pruszkowa ma wieksza wille a o radnych nie wspomne. Budynek, stoi tak blisko ulicy, ze biedny bil nie moze rano wyjsc w gaciach na prog po gazety bo zaraz wszyscy go zobacza i beda sie smiac. To naprawde zaskakujace, wszyscy znamy obraz bialego domu (wykreowany przez telewizje) ale od strony ogrodu - trawnik a w oddali dom, natomiast od drugiej strony, od strony Pensylwania ave, dom stoi jakies 20 metrow od ogrodzenia, tak ze wszyscy moga zobaczyc prezydenckiego melexa, bo innych pojazdow mu nie wolno prowadzic, zaparkowanego przed drzwiami. Malo tego, gosciu ma naprawde przerabane, jest niedziela, godzina 8 rano a wokol, na ulicy ruch i halas jak cholera, samochody dostawcze, roboty drogowe, jednym slowem nikt sie nie wyspi. Widac ze facet ma slabe dojscie w urzedzie dzielnicowem, jakby Nam, na Dlugiej, ktos wiercil dziure w ziemi w niedziele o osmej rano, to bym gosci przestawil, a bil nic - ta polityczna poprawnosc go kiedys zgubi. Po wizycie w bialym domu, udalismy sie w kierunku "paly" czyli takiego patyka, jaki napoleon kiedys ukradl z egiptu, tylko ze ten amerykanski jest oczywiscie najwiekszy na swiecie. Potem zwiedzanie, murow: koreanskiego i wietnamskiego z nazwiskami poleglych. Sprawdzilem nazwiska - w wietnamie nie zginal zaden Kowalski, ale za to trzech Szymanskich, widocznie Kowalscy lepiej sie dekowali. Po murach, wizyta w muzeum lotnictwa i kosmonautyki - nic ciekawego z technicznego punktu widzenia, same pamiatkowe eksponaty, kapsuly Glen'a i Amstrong'a, samoloty Yeagera i Rutan'a, miesniolot Gossamer'a i inne takie no i oczywiscie silniki Generala Elektryka. Duzo imperialnej pychy i poza tym nic ciekawego. Zdecydowanie bardziej wolalbym zobaczyc muzeum sztuki. Ale wolalem sie nie przyznawac do moich dziwactw w stylu "obrazy", zwlaszcza ze kilka dni wczesniej zostalem dosyc zabawnie wprowadzony z kraine sztuki, po tym jak jeden z kolegow kupil z przeceny przewodnik po impresjonistach (dosyc kiepski zreszta) i zaczal mnie uswiadamiac odnosnie maneta - "gosciu jakie fantastyczne obrazy sa ci impresjonisci, w polsce takiego albumu z obrazami nigdzie nie kupisz. Rzeczywiscie, odparlem, pierwszy raz widze" I w zwiazku z tymi pieknymi okolicznosciami przyrody pozwole sobie ow list zakonczyc.
>
> Pozdrawiam



damaz
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: z Damaziowa
Polubił: 0
Polubione posty: 97 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 12:35

opowieść druga


To dobrze

Dobrze wiedziec ze przynajmniej poczta dziala, poniewaz ci goscie pod wzgledem tajnosci sa lepsi od ruskow (w innych dziedzinach tez). System tajnosci jest doprowadzony do paranoi. Na poczatek dostalismy po czerwonym identyfikatorze z ktorym nie mozemy sie rozstawac. Czerwony kolor oznacza ze samodzielnie moge sie poruszac jedynie w obrebie tego pomieszczenia gdzie pracuje, we wszystkich innych miejscach musze miec opiekuna z niebieskim identyfikatorem. Poczatkowo myslalem ze podzial na kolory (lepsze i gorsze) jest prowadzony na lini pracownik X i niepracownik, okazalo sie jednak ze podzial jest inny: Obywatel USA i nieobywatel. Tak, ze jesli nawet zatrudnil bym sie na stale w X (jak moi koledzy) to zawsze bede pracownikiem drugiej kategori i bede wymagal eskorty w drodze do kibla (chyba ze przejde na ich wiare). O samodzielnym poruszaniu sie po firmie nie ma mowy poniewaz na kazdym pietrze siedzi straznik (security officer - zgodnie z polityczna poprawnoscia bo straznik sugerowalby mezczyzne i kobiety czulyby sie przesladowane) Na kazdej drukarce widnieje nalepka - Pracowniku X! pamietaj ze z tej drukarki moga rowniez korzystac niepracownicy X - zachowaj czujnosc! - zupelnie jak w czasach Ziutka Sloneczki - wrog czail sie za kazdym rogiem. Jezeli chodzi o drukarki i inny tego typu sprzet to jestem pod wrazeniem - standartem sa laserowe drukarki kolorowe i Xera robiace 2 odbitki na sek! (drukarki sa znacznie wolniejsze). Oczywiscie firewall nie wypuszcza mnie na zewnatrz i niema mowy o grzebaniu w internecie a "ftp'owaniu" czy "telnetowaniu" do warszawy to wogole musze zapomniec - wzgledy bezpieczenstwa. Malo tego jezeli znajda u mnie papiery z napisem TAJNE to ide na 25lat do wiezenia i fbi sie mna zajmie jak nic (dziwne wydaje mi sie ze powinno cia). Do tego moj komputer jest podlaczony do innej "specjalnej" sieci i nie mam dostepu do komputerow "normalnych" pracownikow (oni zreszta do mojego tez nie, wiec nie zabardzo wiem jak mamy wspolpracowac) Na szczescie maja powazna dziure w systemie - ale o tym cisza. Jestem swierzo po naradzie roboczej i musze powiedziec ze stosowana u nas metoda "spychologi" jest tutaj szeroko znana i z luboscia stosowana. Moze wlasnie dlatego udalo mi sie przeforsowac moj pomysl na zrobienie pracy - skoro chce niech robi (murzyn). Tyle o pracy - teraz przygody z podrozy. Do Newarku przylecielismy normalnie i bez sensacji. Nastepnego dnia rano pojechalismy na Manhatan zobaczyc drapacze. Samolot mielismy o 17 i tu sie zaczelo. Delta (nasz pierwotny przewoznik) powiedziala ze nasz lot zostal odwolany i dala nam bilety do Continetal'a na samolot odlatujacy za 20 min z innego terminalu na drugim koncu lotniska, a musze powiedziec ze lotniska to maja duze jak wszystko (a przede wszystkim dupy). Po pobiciu wszystkich rekordow w biegu z walzkami przez przeszkody dotarlismy do terminala - a tam kolejka do odprawy jak u nas za komuny - stanie na 2 godziny. Zaczelismy zagadywac gosci (z obslugi) aby odprawili nas poza kolejnoscia - oczywiscie zaden sie nie kwapil w mysl zasady spychologicznej, dopiero pytanie o jego nazwisko i wyciagniecie dlugopisu przynioslo oczekiwany efekt (zupelnie jak u nas za komuny - pyta widocznie z milicji). Przyjeli bagaze, idziemy (pedzimy) do rekawa - a tam niespodzianka "z powodu burzy samolot opozniony o godzine, ... po godzinie czekania - opoznienie wzroslo do 2 godzin, po trzech godzinach - lot odwolali. Idziemy do kobiety w okienku - nastepny lot bedzie jutro, oczywiscie nie zrobi nam rezerwacji ani nie zalatwi noclegu bo my mamy bilety Delty a tu jest Continetal i w ogole powinnismy isc do delty. O dzyskaniu nadanych z takim trudem bagazy niema mowy. W delcie powiedzieli nam ze maja nas w ... glebokim powazaniu, bo to continetal owolal swoj lot i to ich zmartwienie. Po nacisnieciu na murzyna, dowiedzielismy sie ze jest jeszcze samolot do Cincinati lecz za 1 godzine, ale wszystkie miejsca sa juz zajete i moze nas wezma jak cos sie zwolni. Jest godzina 21 w nalepszym wypadku dotrzemy do Cincinati na 24. W Cincinati na lotnisku mieli czekac od nas goscie ale tak dlugo nie beda czekac, zwlaszcza ze nie wiedza jakim samolotem przylecimy. Nie mam zadnych telefonicznych namiarow na nikogo w ich domach. Na szczescie sa jeszcze informacje telefoniczne i jak sie okazalo jest b. malo Johnow Przytulskich w Ohio. Niestety nie mialem juz drobnych na telefon zeby dzwonic zamiejscowa - a panienki w okolicznych budkach nie chcialy rozmienic kasy (informacja telefoniczna na szczescie jest darmowa). Za ostanie pieniadze zadzwonilem wiec Rolanda (mojego kuzyna w NY) i poprosilem aby on wyciagnal goscia z lozka. Gosciu zadzwonil do swego szefa, ten do szefa polakow, a ci wkurzeni ze szef do nich dzwoni przyjechali na lotnisko. Po drodze informacja ulegla przeinaczeniu - zgodnie z zasada gluchego telefonu i to jeszcze w wykonaniu wielojezycznym. Niemniej jednak juz o godzinie 2 w nocy bylismy w Cincinati (bo oczywiscie samolot czekal prawie 2 godziny na zgode na start z NY (Wol mowi na to ze "wypadl ze slota")). Walizki udalo mi sie namierzyc telefonicznie juz nastepnego dnia i co dziwne byly w Cincinati na lotnisku (zgodnie z prawem Murfiego powinny byc gdzies w drodze na Hawaje) Normalnie to goscie powinni przywiezc bagaz do domu ale nie tym razem bo jak wiadomo Delta to nie Continental. Musielismy wiec jeszcze raz jechac na lotnisko, ktore jest w innym stanie (zjednoczonym), a tam, na lotnisku, nasze walizki staly sobie spokojnie i samotnie w odbieralni bagazy, kazdy mogl je sobie zabrac, zero jakiejkolwiek kontroli. Weszlismy z ulicy i powiedzieli do znudzonej panienki ze to sa nasze bagaze - no to je sobie wezcie - ameryka !?. Teraz o mieszkaniu. Koledzy zarezerwowali dla nas mieszkanie na tym samym osiedlu gdzie oni mieszkaja. Jest tylko jeden problem: za ich mieszkanie placi G a za nasze my sami. Koledzy chcieli dobrze, zarezerwowali mieszkanie w takm samym standarcie, preferowanym przez G - osobne sypialnie z osobnymi lazienkami, umywalniami i garderobami. Pokoj dzienny, kuchnia, pralnia, skladzik, balkon. W sumie jakies 10 ! pomieszczen o lacznej powierzchni ok 120 m2. Oczywiscie wszystko w pelni wyposazone - TV(kablowy) , wideo, pralka, kuchenka, kuchenka na fale (mikro), zmywarka, lozka, posciel, reczniki, gary, talerze, miski, ekspres do kawy i nawet elektryczny otwieracz do konserw. Calosc osiedla rozmieszczono wokol uroczego jeziorka z kaczkami, opodal jest basen (niestety nie kryty), korty tenisowe, silownia, boiska (wszystko za darmo dla mieszkancow) a calosc porasta nieskazitelny amerykanski trawnik. Cena oczywiscie odpowiednia - 2 x tyle co w Nowym Yorku (o warszawie nie wspomne). Na pytanie o cel takiej ekstrawagancji odpowiedzieli, prawie obrazeni, ze G im za to placi i jako pracownicy G musza dbac o imege pracownika firmy i nie moga schodzic ponizej pewnych poziomow (po dwch miesiacach pobytu w USA takie odbicie palmy !. Dla ulatwienia podam ze w warszawie mieszkali w hotelu robotniczym). Mozemy oczywiscie znalezc sobie cos taniego w miescie ale oni wozic nas nie beda - a samochodu jeszcze nie mamy. Sila przed prawem, wynajalem wiec to mieszkanie (jak sie kierownik dowie to bedzie niezly numer). I tu zaczely sie kolejne schody: przy podpisywaniu umowy daje panience (grubej) moja karte kredytowa - a panienka radosnie - nie przyjmujemy kart kredytowych (w AMERYCE !!!!), no ostatecznie w drodze wyjatku przyjmiemy gotowke. Ale jak uzbierac taka sume z bankomatu majac dzienny limit 250$.? Z samochodem tez sa problemy, moi koledzy wynajmuja (tzn G dla nich wynajmuje) samochody z gornych polek - zgodnie z zasada dbania o wizerunek firmy. Niestety, moja firma ma juz tak spaprany wizerunek ze przeznaczyla na samochod 1/6 tego co G. Zaczelem wiec dzwonic po wypozyczalniach, co prawda udalo mi sie znalazc samochody z nizszych polek - lecz problem pojawil sie z ubezpieczeniem, nikt nie chce ubezpieczyc nieobywatela (tego kraju wiecznej szczesliwosci). Skonczy sie wiec najprawdopodobniej na tej wypozyczalni z ktorej korzysta G, bo ona daje ubezpieczenie. Jednym slowem sa b. duze szanse na to ze doloze do tego interesu z wlasnej kieszeni bo mja firma rozlicza tylko do swojego limitu (tylko tego nie mowcie zonie).
I tak wygldaly moje pierwsze 3 dni w usa, do zalatwienia pozostalo mi jeszcze
1) ubezpieczenie
2) samochod
3) sposob zaplaty za mieszkanie
4) podlaczenie pradu do mieszkania
5) podlaczenie telefonu

Oby nigdy nie musieliscie jezdzic na dlugoterminowe delegacje

damaz
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: z Damaziowa
Polubił: 0
Polubione posty: 97 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 13:37

opowieść trzecia

> O uzywkach czyli o cygarach i gorzale. Podejscie obywateli do
> zagadnienia, a w zasadzie uklad: gorzala -> prawo -> obywatel, stanowi
> przyklad wzorcowego przegiecia paly. Ale do rzeczy.
>
> Sprawa JEDEN - alkohol
> Kupujac w sklepie zarcie, nabylismy droga zdjecia z polki, troche piwa. W
> kasie pani przepikala (od wyraznego ping, jakie wydaje urzadzenie z laserem)
> wszystkie produkty za wyjatkiem nosidelka z piwem, ktore ustawila rowno tuz
> przed czytnikiem (w odleglosci ok 5 mm). Po czym dziewczyna sie zatrzymala,
> stoi i na cos wyraznie czeka. No tak, pomyslalem sobie, czeka az sie
> wylegitumuje ze mam juz 21 lat, niestety nie mam przy sobie zadnych
> papierow - zegnaj piwo. Probuje jeszcze nastroszyc brode zeby wydac sie
> starszym, ale nic nie pomaga, kobieta stoi jak przyslowiowa zona Lota. Po
> dobrej chwili na horyzoncie pojawil sie obiekt oczekiwan panienki - a moje
> wybawienie - starszy facet, ktory sadzac po sprzecie jaki taszczyl, zamiata
> tytaj podlogi. Gosciu podszedl do kasy i nasunal palcem piwo na czytnik ok.
> 5 mm, urzadzenie zrobilo ping i piwo bylo moje. Na pytanie czemu mialo
> sluzyc cale to przedstawienie, dziewcze w kasie powiedzialo ze nie ma
> jeszcze 21 lat i nie wolno jej sprzedawac alkoholu!!, dlatego czekala na
> doroslego, ktory robiac ping dokonal sprzedazy. Nastepnym razem bede sie
> musial zapytac czy ja jako dorosly moge zrobic ping wlasnym piwem. Ale czy
> moge sam sobie sprzedac piwo?
>
> Sprawa DWA - papierosy
> Podpisujac umowe wynajmu mieszkania, w jednym z punktow (wielu) natrafilismy
> na cennik kar jakimi zostaniemy obciazeni gdy pozostawimy mieszkanie w
> nieladzie. Ceny byly rozne i tak, za koniecznosc: umycia lodowki - 15$, za
> odkurzenia dywanow 50$, za umycia okien - 2.5$ od sztuki, umycia kibla -
> 10$, wyniesienia smieci 25$ itp itd. Ceny przyznacie dziwne bo dziesiec razy
> wole wyniesc smieci niz myc lodowke a o oknach nie wspomne. Ale to nie jest
> jeszcze to - otoz za koniecznosc umycia popielniczki - 35$! Na pytanie
> dlaczego tak drogo, przeciez popielnczke myje sie znacznie prosciej niz
> okno, gruba w agencji powiedziala ze palenie jest szkodliwe i oni musza
> placic wieksza stawke sprzataczkom ktore pracuja z materilami
> niebezpiecznymi!

EterycznyŻołądź
6 gwiazdek
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 17:54

damaz, a Twoja opowieść?

minimus
5 gwiazdek
Auto: kiedyś OBK MY06 2.5L
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 19:48

wyobraźcie sobie jakie historie mogą opowiadać amerykanie po pobycie tutaj :-|

Gal
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: wieś mazowiecka
Auto: XC 70
Polubił: 85 razy
Polubione posty: 316 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 20:09

Poza pobytami okazjonalnymi, mieszkałem w US/Kanadzie ciurkiem ponad dwa lata.
I absolutnie nie uważam tych lat za stracone (© Joachim Lamża).
Ameryka jest INNA, ale nie GORSZA od Europy.
Pienia i lamenty europejskich socliberałów nad debilizmem Amerykanów, bliższe są użalaniu się nad własną bezradnością i nieporadnością w świecie, w którym zadbać o siebie należy samemu, niż jakiejkolwiek sensownej krytyce systemu. Ameryka to kontynent zorganizowany znacznie sprawniej niż „Europa Narodów” w wydaniu dzisiejszym. To nie zlepek szarpanych indywidualnymi ambicjami i interesami władców, poszczególnych terytoriów (zwanych Państwami), a jednorodny wspólny rynek, wspólna kultura, wspólne zasady.
To działa i dla przeciętnego Amerykanina, europejskie regulacje są większym szokiem (w sensie ograniczenia jego „wyssanego z mlekiem matki” ;-) poczucia swobód obywatelskich), niż dla Europejczyka kontakt z amerykańskim redneckiem.
Ktoś, kto w ogóle ma czelność porównywać komfort życia i załatwiania spraw codziennych w Ameryce, z poziomem odpowiednich serwisów w Europie, wystawia sobie jedynie świadectwo kompletnej ignorancji w tych kwestiach. Poza agendami rządowymi (które wszędzie na świecie są podobne), to „customer service” w Ameryce wyprzedza Europę o lata świetlne. W wypadku instytucji rządowych są to, być może, tylko tygodnie.
Ale jednak świetlne.
BTW: Inna sprawa, że w Kaliforni i NY im odbija (ale to skutek nadmiernych kontaktów ze Starym Światem) .
Wysłane z mojego komputera przy użyciu klawiatury.

minimus
5 gwiazdek
Auto: kiedyś OBK MY06 2.5L
Polubił: 0
Polubione posty: 0

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 20:36

Gal pisze: Ktoś, kto w ogóle ma czelność porównywać komfort życia i załatwiania spraw codziennych w Ameryce, z poziomem odpowiednich serwisów w Europie, wystawia sobie jedynie świadectwo kompletnej ignorancji w tych kwestiach. Poza agendami rządowymi (które wszędzie na świecie są podobne), to „customer service” w Ameryce wyprzedza Europę o lata świetlne. W wypadku instytucji rządowych są to, być może, tylko tygodnie.
Ale jednak świetlne.
Masz racje. Ja bym jednak powiedział że pod tymi względami podział nie jest na linii Ameryka vs. Europa, a kraje anglosaskie vs. kraje nieanglosaskie.

damaz
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: z Damaziowa
Polubił: 0
Polubione posty: 97 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 21:59

Gal pisze:kto w ogóle ma czelność porównywać komfort życia i załatwiania spraw codziennych w Ameryce, z poziomem odpowiednich serwisów w Europie, wystawia sobie jedynie świadectwo kompletnej ignorancji w tych kwestiach
pod warunkiem, że jest się posiadaczem:
1. odp. wizy
2. numeru ubezpieczenia lub dowolnego dokumentu mogącego udowodnić tożsamość wystawionego przez instytucję amerykańską
3. samochodu


zgadzam się też, że Ameryka jest inna. niektórzy (większość tych, którzy tam nie byli na pewno) nie zdają sobie sprawy jak bardzo inna. te przytoczone opowieści zostały napisane przez ludzi, którzy wylądowali tam pierwszy raz, wcześniej wcale się Stanami nie interesując. co gorsza, wylądowali trochę "z dnia na dzień".

damaz
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: z Damaziowa
Polubił: 0
Polubione posty: 97 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 22 wrz 2008, o 23:25

EterycznyŻołądź pisze:damaz, a Twoja opowieść?

są bardziej biurowo-korporacyjne niż socjologiczno-amerykańskie. w zasadzie znalazlem dwie "obyczajowe" opowiastki. są poniżej. jedna dość niesmaczna, zresztą. no, ale ... klientnaszpannnn

pierwsza:
bylem na Kings Island. Okazuje sie, ze nie jest to wyspla krola (King's Island) tylko wyspa krolow (Kings Island). w kazdym razie bylem. a wlasciwie OJ, BYLEM. wyspa, czyli hmm... chyba park (rozrywki) sklada sie ogolnie z roznych urzadzen do nadawania indywidualnosciom (czyli osobom) znajdujacym sie ponad poziomem ziemi ruchu przyspieszonego w rozmaitych kierunkach. ja wybralem sie tam z moimi nowymi kolegami od samochodu, bo trzeba bylo sie udac samochodem wiec duzego wyboru nie mialem. po zajechaniu na miejsce pognalismy (to znaczy ja chcialem tam pojsc, a chlopcy potuptali za mna) do najwyzszej na swiecie drewnianej kolejki gorskiej, ktora jest pewnie druga moze trzecia co do wysokosci w ogole. poniewaz juz kiedys zazywalem tego typu rozkoszy (dawno temu w Budapeszcie) wiec stwierdzilem, ze:
- pewnie bedzie zabawnie, ale nie ma co przesadzac,
- koniecznie trzeba usiasc na samym przodzie, bo w srodku to w ogole nie jest jazda, bo nic nie widac.
koledzy nie jezdzili jeszcze kolejka wiec mnie posluchali. do pierwszego miejsca byl osobny ogonek wiec czekalismy troszeczke. dygresja: w calym parku (jest chyba 7 glownych "kolejek". normalnie wejscie kosztuje 45 USD. przed kazda "glowna atrakcja" jest zrobiony labirynt z barierek w celu uporzadkowania kolejki oczekujacych. natomiast przed labiryntem, w roznych punktach drogi dochodzacej do atrakcji sa tabliczki "przyblizony czas oczekiwania od tego miejsca: 2h" czy tez "0.5h". co oznacza, ze jak jest sezon (czyli wakacje i sobota), to w ciagu calego dnia mozna przejechac sie kolejka 5 max 6 razy. reszte czasu tez spedza sie w kolejce ... (nie gorskiej). 35 stopni w cieniu to nie jest tu nic niezwylego. zanim dotrze sie do tabliczki "z tego miejsca 0.5h" (tam zazwyczaj zaczynaja sie
zadaszenia), czeka sie na slonku. wracam "do adremu" czekamy grzecznie, kolejne zestawy wagonikow wyruszaja w podroz. to byl dzien G i nie bylo tloku. chlopcy ogladaja mlode amerykanki, ja ogladam
konstrukcje kolejki. jest milo. na trzy zestawy przed nami nastapilo male zaburzenie "milo". podjechaly wagoniki, wszyscy wysiadaja... prawie wszyscy. jedna dziewczynka (nastolatka) nie wysiadla sama tylko z pomoca "osob towarzyszacych". poruszala sie jak znokautowany bokser, czyli pewnie zemdlala. odprowadzona ja do dyzurki, posadzono na krzesle, zadzwoniono gdzies, wagoniki jada dalej. podjechal nastepny zestaw. jeszcze dwa i my. swietnie. nastepny. stoi. stoi dluzej. jakies poruszenie w tlumie. jeden z kolegow (za nasza namowa) stanal na barierce. okazalo sie, ze tym razem NIE
wszyscy wysiedli z kolejki. troche poczekalismy. (my pod dachem, a jeden zestaw wagonikow pelen pasazerow "w trasie" - na sloncu). po jakichs 15 minutach pojawili sie sanitariusze, NOSZE, polozono delikwentke na noszach, z maska tlenowa i zawieziono gdzies. a my czekamy, zeby usiasc NA SAMYM POCZATKU KOLEJKI... wycofac sie bylo glupio, ja sie zastanawialem o co chodzi (bo przeciez
jezdzilem kolejka i nie bylo to takie straszne), ale moi koledzy miny mieli dziwne. w koncu wsiedlismy. poczatek jak zwykle spokojny. o widac zakret. lagodny jakis. ciekawe, kiedy zacznie sie
jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa (zda)
za lagodnym zakretem konczyly sie tory. tak to wygladalo. jak je w koncu znalazlem, to zamknalem oczy. troche pomoglo. tylko troche. potem oczy otworzylem. przede wszystkim dlatego, ze okulary chronily je od wiatru. tory byly tam gdzie jeszcze na zakrecie byly moje buty. konczyly sie wsrod takich bardzo malych drzewek... nawet jak teraz o tym pisze to mi cisnienie rosnie. techniczne fakty sa takie: kolejka "jedzie" czyli spada w dol, pod katem ('na oko") 70st, przez jakies 80 metrow. w dolnej czesci ma predkosc ok. 80 mph czyli jakies 120 - 140 km/h. potem jest kilka zakretow, petla (jedziesz do gory nogami), ale to juz sa szczegoly, bo wlasciwe tento i cisnienie u pasazerow zostaly osiagniete wczesniej wiec dodatkowe atrakcje niewiele zmieniaja. a potem poszlismy dalej...
niestety najbardziej emocjonujace atrakcje byly platne dodatkowo i wcale nie malo platne (25USD/osoba) wiec nie zdecydowalem sie np na skorzystanie z azurowej kuli wystrzeliwanej przy pomocy dwoch gumowych lin na wysokosc 260 stop (80m). kula jest zawieszona w dwoch punktach, czyli robi sie os. po wystrzeleniu (czyli jak cie "przyspieszy"), zwalniasz a owszem, ale kula zaczyna sie obracac. jedyne co tak na prawde cie trzyma w kuli (zlozonej z kilku pretow) to rodzaj kokonu przypietego do kuli trzema pasami (barki, biordra, nogi). natomiast skorzystalem tez z najwyzszej na swiecie "drop zone" czyli wierzy do wywolywania wrazenia "swobodnego spadania". idea jest taka: jest slup. na slupie jest pierscien. na obwodzie pierscienia krzeselka. zestaw delikwentow jest sadzany w krzeselka. zapinany w rodzaj homonta czyli pasy bezpieczenstwa i jedziemy w gore. najpierw powoli. o jaki fajny widok z gory. potem szybciej. o wysoko. o BARDZO wysoko. na wysokosci ok. 100m urzadzenie zatrzymuje sie. siedzisz w krzeselku, nogi dyndaja w powietrzu, rece tez, jak spojrzysz w dol to widzisz... no wlasnie. NIE widzisz krzeselka, za to widzisz, ze do ziemi JEST DALEKO. jak juz sobie przypominasz, ze w takich chwilach nalezy robic "tylko spokojnie" i "oddychaj gleboko", zaczynasz (bez ostrzezenia) spadac. glowne wrazenia (w moim przypadku):
o kurcze, wysoko
skup sie na panoramie...
nie patrz w dol, nie patrz w dol, nie patrz w dol....
ciekawe, czy ktos robil obliczenia tych zabezpieczen?
zaraz, to juz? jeszcze nie jestem gotowy, CHWILECZKE, jeszcze...
a gdzie moj zoladek? chyba zostal, PROSZE ZATRZYMAC muj zaladek ZOSTAL NA GORZE
to na dole BARDZO szybko robi sie DUZE. ZA SZYBKO robi sie duze
a potem urzadzenie hamuje i mozna zejsc
potem wystarczy zatrzymac kolana i mozna isc...


i druga, niesmaczna
kupilem ostatnio troche sliwek. sa bardzo dobre. duze i bordowe i smaczne. dzialaja jednak jak
wszystkie sliwki, wiec wczoraj i dzisiaj korzystalem z najwazniejszych
uzadzen w "rest room" czyli z kibelkow. panuje tam atmosfera tak
demokratyczna, ze az postanowilem to opisac. na naszym pietrze (pracuje tu
pewnie ze 100 osob) jest jednen taki "room", wielkosci "typowego" polskiego duzego
pokoju. w pomieszczeniu jest zestaw pii,pii suarow (pii - rozumem ; suar -
nie rozumiem), blat z 5 umywalkami i 4 przepierzenia z - ehem - tronami. podkreslam
slowo przepierzenia. nie kabiny, tylko zestaw desek ustawionych w parawany.
jak sie stoi to widac troche lydki i (w moim przypadku) polowe glowy. takie
"umeblowanie" okazuje sie miec bardzo ciekawe (dla mnie, dzikusa) skutki
socjologiczne. przede wszystkim trzeba zaznaczyc, ze jest to bardzo
popularne pomieszczenie. DUZO bardziej popularne niz na przyklad kawiarenka
z kanapkami i cola-matem. poza tym, nie ma podzialu na "bussines class"
i reszte. od szefostwa po sprzatacza, do jednego pedza sracza. (dalej nie
bedzie wierszem, bo w koncu jestem w pracy). i teraz bedzie tytulowe fuj:
otoz jak taki pan wchodzi za przepierzenie, to NA PEWNO wydaje z siebie
Zapach, a czasami wydaje tez Odglos. pelna demokracja. Sprzatacz moze
wydawac Odglosy na przemian z Szefem. jedyna roznica (jak ktos sie nudzi i
zwraca na to uwage) jest w butach i ew. pasku ktory wyladuje na butach. mozna
nawet prowadzic obserwacje typu "adidasy mialy b. intensywny Zapach a
wloskie pantofle wydaly taki Odglos, ze lampy na chwile przygasly...". no, a
na koniec trzeba wyjsc zza przepierzenia (w srodek tlumu bo, jak
wspomnialem, tam chyba nigdy nie jest pusto) i jak gdyby nic umyc rece,
twarz, czy co tam jeszcze ktos musi umyc po wyjsciu zza przepierzenia...
poza tym w amerykanskich sedesach CALY CZAS JEST WODA. w sensie caly czas sa
wypelnione woda. tak wiec przy wiekszym naterzeniu ruchu, kiedy pii-suary sa
zajete, oprocz Zapachu i Odglosow slychac jeszcze glosne Plum, tylko ze w
serjach (PPPPPlum ??)wydawane przez Ciecz wpadajaca do cieczy.

a teraz ide na zupe !

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 14 razy
Polubione posty: 19 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 6 lip 2011, o 21:39

Wyciągnąłem suchara :mrgreen:
Bo nie ma sprawiedliwości na tym świecie
Obrazek

So What!
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: Kraków
Auto: Giulia V Q4
Polubił: 309 razy
Polubione posty: 60 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 7 lip 2011, o 09:56

Konto usunięte pisze: Bo nie ma sprawiedliwości na tym świecie
Jak to nie ma. Sprawca już nie jest bezdomny ;-)

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 14 razy
Polubione posty: 19 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 15 maja 2015, o 09:58

Wykopię, a co mi tam...

Tak się zastanawiam co robi ameryka z nielegalnymi imigrantami. Mam wrażenie, że po prostu deportuje, umacniając wizerunek, że do Stanów nielegalnie dostać się jest bardzo trudno, a jak Cię złapią to wylatujesz do domu. I koniec, kropka.

Co robi Europa? Przyjmuje i rozdziela pomiędzy kraje. Żeby umocnić wizerunek, że jesteśmy na imigrantów otwarci. Przybywajcie, przybywajcie zatem, więcej i więcej... :wall:
Każdy kto ma jakiekolwiek pływadło w północnej Afryce, myśli już o tym kogo by tu przewieźć...

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 82 razy
Polubione posty: 6 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 15 maja 2015, o 10:01

Tak odesłać ich!!


Albo nie, od razu rozstrzelać.

vojta
4 gwiazdki
Lokalizacja: Sydenberg
Auto: tojka jariska
Polubił: 66 razy
Polubione posty: 2 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 15 maja 2015, o 10:05

abo do łodzi!!..na łódź?...
już wiem do rosji...

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 14 razy
Polubione posty: 19 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 15 maja 2015, o 10:13

Konto usunięte, też byłem na filmie "Samba" http://www.filmweb.pl/film/Samba-2014-710829 i się wzruszałem nad losem dobrego, pracowitego imigranta. Niestety prawda jest taka, że uchodźcy z tych rejonów afryki to są ludzie, którzy nie chcą pracować. Wybraliśmy sobie świetną drogę do rozsadzenia systemu, bo naprawdę pomóc im można w ich własnym kraju, nie przygarniając ich wszystkich do europy.

Konto usunięte
6 gwiazdek
Polubił: 82 razy
Polubione posty: 6 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 15 maja 2015, o 10:15

Konto usunięte, ale ja pisałam poważnie. :-p

FUX
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: ze sofy.
Auto: jeżdżące
Polubił: 236 razy
Polubione posty: 350 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 15 maja 2015, o 10:34

Zdanie Polaka mieszkającego trochę czasu we Włoszech.
Statystyka.
90% ma wszystko w d...
i wszystko się im nalezy.
Kilka į się asymiluje, rozpoczyna naukę, pracę.
Eskapada do ełropy to 2-8k€ w zależności od jakości transportu.
Zrzucaja sie całe wioski.

Włosi ostatnio wzieli sie za fotografowanie i trzepanie pojzadów z Albanii i Rumunii, głównie busy, kampery.
A że głąby, jego zdaniem, Włosi nie rozpoznają literek, to trzepia także Polaków.
Co ciekawe Angoli i Niemców zostawiaja w spokoju.

Wniosek: zmienić blachy na obce.
:mrgreen:

I jeszcze jedno.
Statystyka działa wszędzie. W moich okolicach kręca się np. Romowie, sporo ich mieszka, ale raczej tacy cywilizowani. Nawet do szkół chodzili. Ze starszymi sensownie pogadasz.
Ale pracować to im ni hu, hu sie nie chce.
;-)


Zresztą takich asów Polaków także znajdziesz. Permanentne okupowanie ławeczek i plant z buteleczkami afrodyzjaków.


Może warto takim jaka wyspę na oceanie kupic i niech sobie żyją....

busik
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: SM
Auto: DS5
Polubił: 48 razy
Polubione posty: 117 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 15 maja 2015, o 10:39

Konto usunięte pisze:Tak się zastanawiam co robi ameryka z nielegalnymi imigrantami. Mam wrażenie, że po prostu deportuje,
niekoniecznie - obozy dla imigrantów też są
Ale lepszą straż graniczną maja chyba :whistle:
Weź pod uwagę, że do samolotu do USA nie wsiądziesz bez wizy - a i tak na lotnisku masz kolejną weryfikację
co do przypływających na tratwach z np. Kuby - na Florydzie prędzej się po hiszpańsku dogadasz niż po angielsku - więc też nie jest tak różowo
"Pamiętaj, że wartość ma nie to, co ty mówisz, ale to jak się to odbija w mózgu słuchającego" J.Piłsudski

Bilex
Awatar użytkownika
6 gwiazdek
Lokalizacja: WuWuA
Polubił: 16 razy
Polubione posty: 273 razy

Re: o USA (żeby nie psuć BLOGa Arno)

Post 17 maja 2015, o 14:56

Ostatnio w TV wywiad jednym z tych uratowanych. Otoz oburzony on bardzo, bo jedna paczke papierosow na dwa dni dostaje a gotowki za malo. Skandal...
Death ain't nothin' but a heartbeat away...

ODPOWIEDZ