Licencja na ulrtalighty się marzy, może kiedyś będzie mnie stać na zabawkę zanim stetryczeje

wracając do tematu...
1. sprawdź Czechy
już sprawdzałem
myślę czasem o tym. to jak kupowanie czegoś amerykańskiego z v8 hemi - robię to w myślach od paru lat ale cały czas jeżdżę legasiem na junkersa. ale kiedyś to się zmieni
tak jak napisałem wcześniej, nie o politykę chodzi, tylko o fakty. po czynach ich poznacie... nie po słowach.
Napiszę tylko żebyś wrzucił jakieś zdjęcia. Dla mnie to takie jedno z miejsc które trzeba kiedyś zaliczyć, i jeszcze koniecznie wycieczka poduszkowcem na evergaldes.
Damaz, z tego co ja czytałem to katastrofa MIGa była spowodowana domorosłymi naprawami fotela do katapultowania, więcej tutaj:damaz pisze:wracając do tematu...
daleki jestem od politykowania przy okazji spraw technicznych (mam nadzieję). niestety, w przypadku sprzętu latającego polskie armii nie da się od tego uciec. napiszę tylko tyle: rząd popoprzedniego premiera zrozumiał, że stanął pod ścianą (ew. na skraju przepaści) i dalej się nie da tego cyrku utrzymać (zaraz wyjaśnię, jakiego). dlatego w końcu powstał jakiś plan wymiany sprzętu, a urzeczywistnieniem (pierwszą odsłoną) tego planu był przetarg na śmigłowce. potem zmienił się minister, przyszedł Antek i wyp...ił przetarg w powietrze. naobiecywał przy tym mnóstwa maszyn z innych źródeł. obecnie tych mnóstwa maszyn brak, a sprzęt będący na wyposażeniu naszych lotników... no cóż. większość polskich pilotów realizuje w praktyce sugestię zawartą w powiedzeniu "i na drzwiach od stodoły poleci".
o cyrku:
w skrócie: każdy statek powietrzny jako całość i wiele jego elementów z osobna ma zdefiniowany dopuszczalny (maksymalny, w sensie) tzw. resurs. czyli liczbę godzin, jaką może działać. w końcu to maszyna jest. resurs (czas działania) wyznacza np. konieczność przeprowadzenia przeglądu, ale też konieczność... złomowania samolotu (płatowca... skorupy.... kadłuba.... tego, do czego przyczepia się całą resztę).
sprzęt używany przez naszą armię (poza F-16, C-130) w zasadzie osiągnął resurs (przebieg) fabrycznie uznawany za maksymalny. czytaj: do kasacji. co robiły kolejne rządy? wysyłały monit do jednostek takich, jak ITWL z "prośbą" o przeprowadzenie odpowiednich ekspertyz, w wyniku których powstawał dokument umożliwiający świadome i kontrolowane wydłużenie maksymalnego resursu. proceder trwał przez jakieś naście lat.
problem pojawił się w okolichach roku 2015. nie bez powodu napisałem, że poporzedni premier stanął przed ścianą i z wielką niechęcią rozpisał przetarg na śmigłowce. chodzi o to, że doszło do sytuacji, w której żaden szanujący się (a przede wszystkim podpisujący papier) techniczny nie odważył się podpiać przedłużenia resursu. popoprzedni premier zrozumiał, że przestało być śmiesznie i w końcu trzeba zacząć wymieniać sprzęt.
Antek rozpoczął ministrowanie od zabicia przetargu na ww. sprzęt. Ergo... zmusił polskich pilotów do wybrania: latam na sprzęcie, który nie ma dopuszczeń, albo... złamię rozkazy.
oczywiście, Antek na ten tychmiast zauważył, że dopuszczenie sprzętu do latania wymaga... tylko podpisu. niczego więcej. w związku z czym, jeden mój dobry znajomy i paru mniej dobrych (zawodowi żołnierze), nagle dostało propozycję nie do odrzucenia. wszyscy byli znani z tego, że byli daleko od polityki, ale "sprawiali trudności" przy przedłużaniu resursów. z czego "spawiali trudności" oznacza, że oni sie pod tymi przedłużeniami podpisywali.
inquiz, skracając: pan Antek najpierw zabił przetarg, który W OSTATNIEJ CHWLI dawał szansę na wymianę sprzętu, a potem odesłał na zieloną trawkę wszystkich tych, o których z góry wiedzał, że się nie podpiszą pod urągającym wszelkim standardom technicznym wydłużeniem resursów. po to, żeby po rozpiżeniu przetargu, formalnie, piloci nadal mieli na czym latać. to, że piloci wiedzą, jakie są realia już go nie obchodziło.
Co to ma wspólnego z MiG-29? otóż: nie wierzę, że 33 letni pilot ponaddzwiękowego myśliwca (to zawsze jest elita -> notorycznie inwigilowana, badana (lekarsko), specjalnie traktowana -> grupa wybrańców) postanowił popełnić samobujstwo w celu uratowania maszyny (złomu ze sztucznie przedłużanym resursem, o czym wszyscy wiedzą). wierzę, natomiast, że uziemienie wszystkich samolotów, w których montowany był ten sam fotel pilota wiele wyjaśnia. jeżeli uziemia się cały typ urządzenia, to tylko z jednego powodu: są konkretne, nie do zbagatelizowania podejrzenia, że jest problem natury technicznej. a te fotele, to są co najmniej pełnoletnie.
podsumowując: nie da się, jednak, tak poprostu odseparować Antka od tego wypadku.
napiszę jeszcze na koniec: to, co ten gościu zrobił polskiemu wojsku, powinno być osądzone. to, co opisałem powyżej, to nawet nie był jego główny front działań. i nie chodzi o politykę. chodzi o fakty. chodzi o "po czynach ich poznacie". w naszym wojsku pan Antonii rzeczywiście "poczynił".
bo mamy latać, niezależnie od procedur.
a tak poza wszystkim, to się skup.
Też o tym myślałem. Nawet z do przeskoczenia, z bólem bo z bólem ale jednak, byłby ten jednorazowy koszt zrobienia licencji (nie wiem ile w Czechach, sprawdzałem ceny w kraju), ale potem trzeba latać. No bo nie po robi się licencję, żeby w ramce powiesić. A tu godzina wynajęcia samolotu ładnych parę stówek kosztuje. Chcąc latać w miarę regularnie zrobiłaby się z tego spora suma.
licencja na ultralight, to nie licencja na "prawdziwy" samolot. no chyba, że wypożyczenie motolotni kosztuje parę stówek.
jak kiedyś sprawdzałem to była tańsza o jakieś 40% niż PPL, w Czechach. U nas była mniejsza różnica. No i prościej dostać.