Za rzepką, czyli wspomnienia Gregskiego z pobytu w PL
Izby wytrzeźwień postrachem Niemców
jen 08-01-2009, ostatnia aktualizacja 08-01-2009 09:20
Polskie izby wytrzeźwień stały się postrachem turystów z Niemiec. Wyjeżdżających ostrzega przed nimi nawet niemieckie MSZ - pisze "Dziennik".
- Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, to jedna z najgorszych rzeczy, jakie spotkały mnie w życiu - mówi o polskim "dołku" Greg.
- Na początku ubiegłego roku wracałem ze spotkania z przyjaciółmi. Przyznaję, trochę wypiliśmy, miałem problemy z równowagą, ale nie robiłem nic złego - mówi. Zatrzymali go policjanci. Nie znali niemieckiego, on nie znał polskiego. Z rozmowy wychwycił tylko kilka razy powtórzone słowo "Kolska". To nazwa ulicy, na której w Warszawie mieści się izba wytrzeźwień. Policjanci zapakowali go do samochodu i odwieźli na "dołek".
- To był koszmar - mówi Greg. - Próbowałem rozmawiać z pracownikami, ale zignorowali mnie, bo nie znali niemieckiego. Gdy zacząłem krzyczeć, że chcę iść do domu, najpierw zrobili mi zimny prysznic - oblewali zimną wodą z węża od pralki, z później przywiązali mnie skórzanymi pasami do łóżka. A na koniec tego wszystkiego, już rano, wystawili mi rachunek! - opowiada.
W Niemczech, pijani są traktowani zgoła inaczej. Odwozi się ich do szpitala na odtrucie, a gdy wytrzeźwieją - mogą wrócić do domu. Pomoc jest bezpłatna.
Przed zbyt obfitym piciem alkoholu w Polsce, turystów zaczęło ostrzegać niemieckie MSZ.