wydaje mi się, że 
Gal - jak zwykle - podsumował.
w trakcie tych moich - jak najbardziej teoretycznych - "studiów" dot. różnych LSD zauważyłem, że ZAWSZE pierwsze (czasem nie dopowiedziane) założenie było: "normalna" jazda, czyli jazda na wprost, po równej powierzchni, gdzie koła mają taką samą przyczepność, to stan "referencyjny". wszystkie LSD są wtedy albo rozpięte (sprzęgła) albo - pisząc kolokwialnie - w stanie najmniejszego obciążenia (inne przekładnie). zarówno dyfer otwarty, jak i inne LSD stan, w którym występuje różnica prędkości obr. na osiach uznają za "odstępstwo od normy". znaczy: gdzieś tarcza zaczyna trzeć o tarczę, gdzieś coś się zaciska, gdzieś zaczyna kręcić się coś, co w "stanie referencyjnym" się nie kręci. takie są po prostu założenia projektowe tych różnych cosi.
założenie dojazdówki na jedną z osi powoduje, że ... w pewnym sensie zmuszamy dyfry do jazdy w permanentnym zakręcie. z drugiej strony ... dyfry są po to, żeby w tych zakrętach też działały. no to szkodzi dojazdówka, czy nie szkodzi? moim zdaniem szkodzi, chociaż NA PEWNO nie spowoduje spektakularnego chrup z rozpryskiem kół zębatych na boki.
moim zdaniem, to jest coś jak jazda na półsprzęgle. pewnie, że można. i to długo. tylko wiadomo powszechnie, że sprzęgło krócej od tego żyje. tu analogicznie.
tak więc 
gootek ma rację pisząc, żeby za bardzo nie histeryzować i 
vibowit ma rację pisząc, że lepiej jak najszybciej dojazdówkę zdjąć.
a różnica w obu podejściach polega na tym, że ja samochodu po 
gootku wolałbym nie brać. 
 
   
 
  
edit:
o 
carft   
  
no. to mamy pierwszą wskazówkę, ile to jest "niewielka"