Więc co do MM - odpowiadam Arno (Arnowi?) - bo to nieładnie, jak człowiek pyta, milczeniem go zbywać...
Nijak nie łapię jak można w kontekście Migalskiego pisać o "
ześwinieniu się" czy "
sprzedaniu za kasę". Można by się zastanowić czy "
oportunizm", czy tylko "
wykorzystanie okazji". Czy "
kreowanie się na ofiarę" (niesłusznie, a jakże!) czy "
sprowokowanie dziadów od jednej książki i trzech kolegów do pokazania ich prawdziwego oblicza".
Zdaje się, że poza wątpliwościami jest to, że Migalski miał raczej "pod górkę i przechlapane", biorąc pod uwagę jego "poglądy ogólne", obecną "mądrość etapu" i -co by nie mówić- zadarcie z szefostwem. (Ktoś pisał wcześniej, że warto się dogadać, żeby za recenzenta (?) nie robił "osobisty wróg"?) No właśnie, Migalski chyba takiego sobie zrobił. Słusznie czy niesłusznie go sobie zrobił, to inna sprawa - faktem jednak jest, że facet osobistego wroga, i to zapewne "ustosunkowanego" (jakoś tam - tak sądzę, na pewno nie wiem) ma. A poza tym ma niewłaściwe poglądy (to jeszcze by mu może wybaczono) - i (co gorsza!) sra do własnego gniazda (a to gorsze niż zbrodnia - to błąd!)
Zatem, rozpatrując "przypadek Migalskiego" warto brać pod uwagę "konkretne uwarunkowania Migalskiego" - a nie "uwarunkowania ogólne".
Tyle w kwestii formalnej.
Tutaj jeszcze chciałbym zwrócić uwagę szanownemu kreatorowi wątku na kwestię konsekwenkcji posiadania poglądów nieprawomyślnych w danym środowisku.
Kto jak kto, ale Ty, Arno, powinieneś o tym wiedzieć - to wszak Twojemu rodzicielowi "poprawni klimatycznie" niewychylacze się powiedzieli kiedyś, że "this is not the way to get founding" (czy coś koło tego - cytuję z pamięci, czytałem dość dawno - rzecz dotyczyła opracowania, z którego wynikało, że białe misie nie tylko nie zdechną, jak się ociepli, a wręcz przeciwpołożnie).
Winc.
"Wykorzystał nadarzającą się okazję", czy "sprowokował awanturę" by swoją pieczeń na niej upiec - tu można się spierać. Jeśli zaś Ty chcesz tu wrzucać "ześwinienie" i "sprzedawanie się za kasę" - to silwuple, a ja mówię pass.
(I zostaniesz se w wątku jak Pawlak bez Kargula...)
WiS pisze:Ależ ja nie podkpiwam z politycznego zaangażowania - raczej w ogóle nie podkpiwam, staram się stwierdzać, jak jest.
A jeśli już, to nie kpię przecież z człowieka czy z poglądów, tylko z kreowania się na ofiarę. Trochę mnie razi takie pseudomęczennictwo.
Prawdę powiedziawszy, historii nie śledzę (kto jak się kreuje i kto go lansuje), więc trudno mi zająć jakieś stanowisko czy mieć "zdecydowaną opinię".
Nie wiem, czy Migalski tylko "nagłaśnia wydarzenie", czy "kreuje się na męczennika". "Kreacji" nie zaobserwowałem - ale też "nie śledzę".
Niezależnie od tego, fakty pozostają faktami: "grono" z akademii pierwszomajowej postanowiło, z pełnym lekceważeniem dla ZASAD i zwykłej przyzwoitości, "upieprzyć" kogoś - tylko dlatego, że "ty nam się kolego nie podobasz".
Inaczej: "wojewoda i kodeksy niech se mówią co chą - tutaj, kurwa, JA JESTEM SOŁTYSEM! - i ja rzondzem!"
A rzecz dzieje się w sferach, od których trochę wyższych standardów się oczekuje - przynajmniej w CYWILIZOWANYM społeczeństwie.
Czy Migalski jest "przechuj" czy "cwaniak z miodem w uszach" to -w całej tej dętej aferze- wydaje się mi być mniej istotne niż to, że przez wywołanie tej awantury pokazał "czym elyty stoją" - i co sobą reprezentują. Bo, nie czarujmy się - casusowi Migalskiego bliżej do "prawidłowości" niż "wyjątku" (zaznaczam - rozpatrywanemu "całościowo").
Mniej mnie obchodzi tutaj Migalski per se, a bardziej martwi (przeraża?) obraz "zakulisowy" jaki się pojawił po zerwaniu kurtyny. (Inaczej, mamy tu taką małą dawkę "lokalnego" ocykanu.)
Inaczej jeszcze: przypadek Michalskiego, to (IMO) kolejna egzemplifikacja tego, że "something's (really) rotten in the Danish Kingdom".
Wierzę, Witoldzie, że "jak kto chce, to se poradzi". Pełna zgoda - ale też nie rzecz w tym.
Ludzie w swej "ogólności" to nie święci, geniusze i pomysłowe Dobromiry - oni są "całkiem masowo zwyczajni i ogólnie przeciętni".
I innych nie będzie (en masse). Zadaniem zatem państwa jest ludzką działalność (kreatywność, wysiłek) wspierać, a nie tępić. Bo inaczej mamy to, co widać dookoła - a co Ziemkiewicz określił "pływaniem w kisielu" (zamiast wody).
Każdy (no, prawie), kto był w Singapurze na jego widok zrobi "łał". Każdy, kto zada sobie trud poznania historii i "lokalnych uwarunkowań" tego kraiku, po zobaczeniu jego powie nie "łał" - a "ŁAŁ!!!".
Czy kraj ten zamieszkują jacyś herosi i geniusze? Nie, całkiem zwyczajni (i to jeszcze jak zwyczajni...) ludkowie. Prości. Często po prostu GŁUPI. Nierzado wredni. Przeciętny Polak przeciętnego Singapurczyka sprzedałby w pięć minut "razem z papciami" - a tamten by się nawet nie połapał.
Polska wygląda lepiej niż Singapur? Hłe hłe.
Jak różnica? Tam rząd leje do basenu wodę. CZYSTĄ wodę.
U nas zwierzęta równiejsze starają się zapewnić zwierzętom mniej równym kisielu (mętnego) tyle, żeby jeszcze wnukom starczyło.
Migalski, Olewnik, Kowalski z sąsiedniej wsi, Rywin - jaka różnica...? Szczególy i okoliczności.
Jednak chyba Pawlak zostanie bez Kargula.
Wyłączam powiadamianie o odpowiedziach.
pzdr,
M.
I'm always running late - but at least, I'm always running...