Słuchajcie! Jaka historia! Siedzę sobie wczoraj w Krakowie, z kuzynostwem, w ogródku jakiejś knajpy (dobra pizza była, tak cieńkiego ciasta to chyba nigdy nie jadłem, choć w ogóle nie wiedzą o co chodzi w pizzy quattro stagioni). Nagle podchodzi do mnie jakiś typ, taki wylansowany laluś, albo laluśowaty lanser, no wiedzie, znacie ten typ. Patrzy na moją koszulkę (tą czerwoną z Chlejad) i pyta czy ja z "." czy z "-". Ja tak wstałem, popatrzyłem na niego jak na idiotę i mówię, że oczywiście z "-" dziwiąc się, że mnie nie pamięta. Dopiero jak wstałem, popatrzył na mnie z dołu to go olśniło, żem ja Witek, a on
Przemeq.
Muszę przyznać, że spotkanie było zaskakujące, ale bardzo

miłe. Pogadaliśmy sobie jak na dwóch rodzonych Krakusów przystało.
Może za tydzień znowu na siebie wpadniemy, tym razem w Warszawie? Miło by było.