
Więc proszę (niestety, trochę pokrzaczone, ale sens da się zrozumieć):
[quote="inquiz":254s5py0]
Na początek proponuję Wielką Wojnę, trochę u nas lekceważoną
[/quote:254s5py0]
Brawo
Też ją lubię, pewnie dlatego, że jest mniej popularna i oczywista.
Wątek zapewne będzie wielowątkowy , więc ja pozwolę sobie dorzucić, jako pretekst do dalszych dyskusji, bardzo subiektywną listę tematów pierwszowojennych - ciekawych, a chyba szczególnie mało znanych. Na razie zarys i sygnał, jak ktoś będzie zainteresowany, będziem rozwijać. W miarę wolnego czasu.
1. Przedwojenna gra wywiadowcza tocząca się na ziemiach polskich, głównie między wywiadami rosyjskim i austriackim.
Z gwiazdami po obu stronach: Redlem w Wiedniu i Nikołajem Batiuszynem w Warszawie, z jego słynną szkołą szpiegów, zlokalizowaną w oficynie Korpusu Kadetów (dziś: Kancelaria Premiera, jakby kto nie wiedział). Przez pewien czas panowie solidarnie pracowali na swoje medale i awanse, sprzedając sobie wzajemnie mniej istotnych szpiegów... A fragmentem tej gry były też operacje krakowskiego i lwowskiego HK-Stelle, w których to kapitanowie SG Iszkowski i Rybak wykorzystywali agenta Piłsudskiego do szkodzenia Rosji. W wolnej Polsce mniej zdolny Rybak został generałem, zdolniejszy Iszkowski - emigrantem...
2. Wojna morska na Adriatyku i Morzu Śródziemnym - mało kto w ogóle wie, że CK Monarchia miała wybrzeże i marynarkę wojenną, tymczasem owszem, miała i to znakomitą jakościowo. Przez całą wojnę skutecznie osłaniała własne wybrzeże przed atakiem, wspierała wojska lądowe w operacjach przeciwko Włochom i Czarnogórcom, a przy tym na otwartych wodach czyniła poważną dywersję przeważającym flotom anglo-francusko-włoskim. Pod habsburską banderą błysnęło paru naszych rodaków - komandor Nowotny (późn. twórca i pierwszy dowódca naszej MW), który jako dowódca kontrtorpedowca wsławił się brawurowymi akcjami; kapitan Pistl, świetny podwodniak, a po wojnie jeden ze współtwórców polskiej marynarki wojennej i handlowej; kapitan Witkowski, który w słynnej bitwie w cieśninie Otranto skutecznie przejął dowodzenie "Novarą" po rannym komandorze Horthym (późniejszym regencie Węgier); porucznicy Trzasko-Durski (pionier lotnictwa i wywiadu morskiego) oraz Eibel (późn. jeden z najwybitniejszych dowódców PW) i wielu innych.
3. Niemieckie operacje w Afryce Wschodniej - gdzie zebrany [i:254s5py0]ad hoc [/i:254s5py0]oddział kolonialny, złożony z garstki żołnierzy, przypadkowych marynarzy, uzbrojonych urzędników cywilnych i głównie szkolonych na bieżąco tubylców - pod genialnym dowództwem ppłk. Paula von Lettow-Vorbecka - przez całą wojnę wodził za nos i wiązał kilkadziesiąt razy liczniejsze oddziały alianckie, głównie brytyjskie, i skapitulował honorowo dopiero dwa tygodnie po kapitulacji Niemiec. Ciekawostka dla miłośników lotnictwa - stałą komunikację z Vorbeckiem utrzymywały Zeppeliny, prowadzone przez ochotników.
To tak, na początek...
[quote="minimus":254s5py0]
Dokładnej ilości absolutnie nie pamiętam, ale podczas niej zginęło strasznie dużo Polaków.
[/quote:254s5py0]
Problem z wyznaczeniem "dokładnej ilości" jest taki, że granice idenyfikacji narodowej były wówczas bardziej płynne i nieostre, niż nam się to dziś wydaje.
Więc jednoznaczne określenie, kto był Polak, kto "Polak z pochodzenia", kto "tutejszy", kto "katolik" , kto miał tylko polskich przodków i wychowanie, ale identyfikował się rosyjsko, niemiecko, austriacko, francusko czy chińsko lub szwajcarsko - a kto akurat dokładnie odwrotnie, krew i nazwsko obce, ale serce polskie (!) - nie jest dziś łatwe.
Ani w stosunku do poległych, ani tych co przeżyli - bo oni często po wojnie zmieniali identyfikację i zacierali ślady identyfikacji wcześniejszych.
Też ciekawy temat, notabene.
Niedawno "gościnnie" wpadłem na konferencję historyków na ten temat, więc jestem na bieżąco...
Niektóe rzeczy mogą sięwydawać szokujące - jeszcze w 1917 późniejsi bohaterowie II RP byli ostentacyjnie lojalni wobec zaborców. Gienierał Wiaczesław Wiaczesławowicz Iwaszkiewicz z oficerami-Polakami rozmawiał wyłącznie po rosyjsku, nawet w kasynie. Podobnie oberst Stanislaus Haller von Hallenburg - po niemiecku. A Dowbor ponoć jeszcze u progu 1919 - w Poznaniu potrzebował tłumacza, żeby się komunikować z podwładnymi, jako komendant powstania.
Język to oczywiście tylko symbol. A są też raporty i dokumenty, pisane dla władz zaborczych, zdecydowanie z punktu widzenia interesów Imperium...Było z tego potem w wolnej Polsce kilka spraw karnych i honorowych, parę zwichniętych (może niepotrzebnie) pięknych karier...
To elity - ale przecież na niższych szczeblach też z tą identyfikacją bywało różnie.
Uwaga. Naprawdę można (i nawet trzeba!) dyskutować!

PS. Nie ma to, jak się od rana podrażnić z bliźnimi
