Też zapinam zawsze, w mieście i na krótkich dystansach również (Grzegorz, Ty - po swojej wsi, do sklepu -jedziesz 30, ale jeśli przywali w Ciebie np. Jarmaj, lecący akurat tamtędy 180, to co...?) .
Pasażerów zmuszam do zapinania, podkreślając każdorazowo, że czynię to nie z troski o nich, ale właśnie o to, żeby ich bezwładne cielska "w razie czego" nie zrobiły mi krzywdy. Jeśli nie słuchają, nie ruszam. Gdy się odepną w czasie jazdy, zatrzymuję auto. Ot, taka gra towarzyska.
Kiedyś, dawno, prowadziłem też akcję edukacyjną w społeczeństwie na rzecz wpinania dzieci w foteliki. Czyniłem tak, dopóki Gal nie przekonał mnie, że to bez sensu. Wszak im mniejsza liczba kretynów skutecznie przekaże swoje geny dalej - czyli mówiąc brutalnie, im więcej dzieci kretynów zginie w wypadkach - tym świat będzie nieco mądrzejszy... Taka selekcja naturalna. Coś w tym jest, IMO.
Przestałem się wtrącać, pouczać znajomych i obcych ludzi, którzy sami nie rozumieją prostych rzeczy... czekam na efekty
