Azrael pisze:
przeciętny poziom zawodowych oficerów WP z II RP
Trudny temat.
To była bardzo zróznicowana grupa.
Inna u progu lat 20., zupelnie inna pod koniec 30.
Na starcie zdarzały się obok siebie tak rózne typy, jak:
1. Przedwojenny inteligent, często z doktoratem filozofii, matematyki albo przynajmniej dyplomem inzyniera rolnika, europejski bywalec, teatroman, meloman i mason, który jako oficer rezerwy poszedł w 1914 na front, jakimś cudem przezył, awansował, a potem z róznych względow pozostał w Wojsku Polskim jako zawodowy. I radził sobie w nim lepiej lub gorzej, aż z powodów demograficznych wylądował pod kapeluszem.
2. Przedwojenny inteligent
in spe, który mial dobre zadatki do powyższej kategorii, ale z powodów wiekowych lub środowiskowych wylądowal nie w armiach cesarskich, lecz od razu (względnie po roku-dwóch) w polskich Legionach (tych lub innych, znaczy, proaustriackich lub prorosyjskich) jako szeregowiec lub młodszy oficer, jakimś cudem przeżył, awansował, a w II RP nagle otworzyla się przed nim kusząca kariera w Wojsku Polskim - więc zamiast profesorem, lekarzem, ziemianinem, konstruktorem, artystą, przedsiębiorcą etc. został koszarowym stupajką. Taki dość często, w miarę rozwoju w armii "pokojowych stosunkow", popadal z tego powodu w coraz większą frustrację, zalewaną alkoholem albo powodującą ucieczki innego typu - patrz np. Karaszewicz-Tokarzewski. Albo przeciwnie, tak się wczuwał w swoją nową rolę, że zapominał o cywilnym backgroundzie i stawał się bardziej kapralski od zawodowych pruskich kaprali (Dąb-Biernacki i wielu innych). Acz oczywiście, wielu potrafiło znaleźć złoty środek (ze znanych nazwisk: Rowecki, Anders, Kopański...) i pewnie dla całego dwudziestolecia to była jednak najbardziej wartościowa grupa, w duzym stopniu "odpowiedzialna" za naszą dzisiejszą, potoczną opinię o wysokim poziomie ogólnym ówczesnej kadry.
3. Przedwojenny oficer zawodowy którejś z armii zaborczych, głupszy lub mądrzejszy (cześciej głupszy - warto sobie uświadomić, że przed 1914 do szkół wojskowych nie szedł intelektualny kwiat młodzieży, ale raczej biedniejsi i gorzej wykształceni, z bogatszych zaś tępsi i zdyscyplinowani, lub tylko czasami błyskotliwi i niezdyscyplinowani; ci ostatni zresztą najszybciej się wykruszali, zarówno w koszraach jak i w okopie). Tak czy inaczej, wieloletnia tresura w armiach monarchicznych rzadko sprzyjala szerokim horyzontom cywilnym, więc nawet bardzo fachowi wojskowo oficerowie z tej grupy rzadko bywali intelektualistami w naszym rozumieniu; owszem, zapewne umieli tańczyć, jeść homara i zachować się w operze, bo tego ich nauczono za ancien-regime'u, ale dyskusje o naturze bytu raczej nie należały do ich ulubionych rozrywek. Zrozumienie nowych czasów i roli armii w państwie demokratycznym zresztą też często nie było dla nich łatwe.
4. Przedwojenny nieudacznik życiowy i miernota, który jakoś wojnę przezył w mundurze, skorzystał na tym, że wielu mądrzejszych i uczciwszych poległo, więc po wojnie zadekował się w mundurze, bo w cywilu nikt go nie chciał - a armia byla duza i etatów było od groma, także takich, na których niczym szczegolnym nie trzeba się było wyrózniać (a nawet lepiej było się nie wyrózniać, jak to w dużej i hierarchicznej strukturze).
No, taki pacjent to z pewnością by współczesnego "inteligenta" niczym nie zawstydził. A wnoszac po literaturze pamiętnikarskiej (Rybak, Kirchmayer, Kuropieska, Pławski, Romeyko i inni), nawet biorąc stosowną poprawkę na jej nieobiektywność, to takiego elementu było relatywnie duzo.
I jak z tego wyciągać jakąś "średnią"?
A potem stopniowo dochodził jeszcze typ piaty, pokojowi wychowankowie szkół oficerskich, z grubsza podobni do swoich przedwojennych zawodowych odpowiednikow, choć już oczywiście "nowoczesniejsi" - i jeszcze komplikowali obraz.
Azrael pisze:
Ja mam mocno wbite do głowy że doktorzy, doktorzy habilitowani, profesorowie to powinna być elita intelektualna,
Już miałem Cię przekonywać, że niekoniecznie... ale nieee, daruję sobie. A co
