Ale to było wydarzenie z życia lokalnej społeczności, wynikało z lokalnej tradycji. To nic nie znaczy? Moim zdaniem znaczy. Wszystko można sprowadzić do my/wy/oni, przepisy i demokracja. I dobrze, bo jakiś porządek musi być, ale można też przymknąć oko i nie torpedować działań ludzi, z którymi tworzymy lokalną społeczność tylko dlatego, że nam nie w smak, tak samo jak przymyka się oko na głośną imprezę u sąsiada w czasie ciszy nocnej, bo obchodzi urodziny, ale sąsiadowi imprezującemu co tydzień już to płazem nie ujdzie, itp.
W ostatnią niedzielę przez pół dnia mieliśmy tutaj co pół godziny wyjący wóz policyjny, poprzedzony równie głośnym motocyklem. Do tego ciężko było przejechać przez miasto bo większość skrzyżowań na czas przejazdu (a jeździli kilka h w kółko) kolarzy było zamkniętych. Mógłbym się oburzyć, że kilkunastu cyklistów miało radochę, a mnie nie dali odpocząć, a później stałem w korkach (i spóźniłem się na obiad

). Ale to jest impreza raz w roku, i jest bełchatowską tradycją (aż sprawdziłem w lokalnych gazetach

). Jakoś przeżyję.
Tak samo rowerowa masa krytyczna - bardzo nie podoba mi się forma, ale uważam, że mają rację (wszystkim - prócz mnie - życzę przesiadki na rower

). Walczą o lokalne ścieżki, o uwagę u swoich radnych. Jak kiedyś trafię w Łodzi na nich, to nie będę próbował ich rozjechać, tylko grzecznie poczekam w korku. Obiecuję.
