Konto usunięte pisze:
To jest trochę tak jak mówiłem Chloru. Pracując na etacie masz focus ustawiony nieco inaczej i wydaje się wtedy że ci na DG są uprzywilejowani. Pracując na DG, wydaje Ci się, że rolnicy mają lepiej. A rolnik pewnie patrzy na policjanta i mu zazdrości emerytury w wieku 40 lat.
Zgoda, to jasne, że z racji DG mam pewne ułatwienia, jak choćby możliwość klasyfikowania części wydatków jako kosztu firmy - czego na etacie nie da się zrobić. Płacę podatek liniowy, dzięki czemu przy dużych zarobkach płacę mniejszy podatek niż przy uop. Tak samo przy dużych zarobkach płacę dużo niższy ZUS, bo jest zryczałtowany, a nie proporcjonalny.
Przy dużych zarobkach korzyści finansowe są bezsprzeczne. Tylko, że życie to nie tylko finanse i nie każdy ma duże zarobki.
Równocześnie:
1. nie mam urlopów. Nigdy. Tylko bezpłatne i to obarczone bardzo dużym kosztem - bo nie wracam do pracy i zarabiania 1 dnia po powrocie, tylko muszę od nowa rozpędzać firmę.
2. nie mam L4, bo dokładnie jak wyżej. Wprawdzie mogę się do ZUSu zgłosić po jakieś drobne, ale firma staje dęba.
3. odpowiadam swoim majątkiem za firmę, bo firma to ja. Jeśli mój pracownik narazi mnie na straty, albo stanie się jakieś bagno, to ja ponoszę całe ryzyko - swoim domem, samochodem, oszczędnościami itd.
4. jeśli klient mi nie zapłaci, to i tak muszę zapłacić podatki i ponieść koszty współpracy. Podatki w wysokości 23% VAT i 19% PIT. Przy fakturze 10k netto to jest 4,2k, które muszę wyjąć z kieszeni i kredytować Skarb Państwa aż klient łaskawie zapłaci. Lub nie.
Oczywiście istnieje metoda kasowa, dzięki której mogłabym płacić dopiero jak zapłaci, ale przepisy zostały tak zmyślnie napisane, że metoda kasowa wymaga zwiększenia papierkologii do poziomu tak absurdalnego, że nie mam na niego czasu.
5. jeśli nie zarobię (np. pkt 1, 2 lub 4, albo gorszy miesiąc), to ZUS 1100zł za siebie zapłacić muszę. Nie zapłacę (albo choćby się spóźnię!), to nie mam prawa iść do lekarza, oraz będę ścigana. Komu jak komu, ale ZUSowi nie wolno nie zapłacić. Gdybym była na etacie i pracodawca nie zapłaciłby ZUSu, moje świadczenia by nie ustały.
A do tego dochodzą już drobiazgi, które można oczywiście mieć w d..., np to, że powszechnie jestem postrzegana jako "prywaciarz", cwaniak, wyzyskiwacz i oszust.
O konsekwencjach zatrudniania pracowników i tym jak ogromne to jest ryzyko i koszt też mogłabym książkę napisać.
W całej tej dyskusji chodzi mi o to, że jeśli chce się prowadzić w PL zwyczajną firmę (spoza uprzywilejowanych kategorii) uczciwie i zgodnie z przepisami, to trzeba mieć końskie zdrowie, bardzo długą dobę, duże zasoby i ogromną ilość samozaparcia. Są to rzeczy, które na etacie w ogóle człowieka nie interesują (w tym kontekście, bo oczywiście wiem jak jest w korporacjach). I z tego powodu mamy te ułatwienia, o których pisałam w pierwszym akapicie. Problem w tym, że to jest za mało, żeby się opłacało.
ptk22 pisze:
I to powinno się jasno podkreślać, a nie obwiniać za to rolników - jako szczególnie uprzywilejowaną grupę.
Nikt rolników personalnie nie obwinia. Rozmawiamy o chorym systemie, w myśl którego składamy się wszyscy na przywileje różnych grup. Grup, które nam nie pomagają ani trochę, a jeszcze chętnie drogi zablokują.