inquiz, w salonach Suzuki pytałeś? Powinni mieć.
Anyway, sprawa się rypła, jak powiadają. Remontuję Ci ja w chwilach wolnych (jakich mam bardzo mało), jednośladowy pojazd polskiej produkcji, jeden z tych najbardziej udanych, notabene. Jeśli kogoś to interesuje, to tu nawet są jakieś fotki:
http://picasaweb.google.pl/jarek.hryszko/RemontCharta#
Jakiś czas temu z nabożeństwem skręciłem do kupy słynny skądinąd silnik Dezamet 027 w który toto było wyposażone (z ciekawym numerem, 500 mianowicie), najlepiej jak to tylko można przeprowadzić - przy użyciu nowych części, uszczelek i innych takoż śrubek powynajdowanych zewsząd (głównie z allegrowego zewsząd). Skręcałem go trochę po omacku, ponieważ nie ma obecnie żadnej dostępnej dokumentacji do tego silnika, oprócz średnio czytelnego przekroju i paru rysunków. Jakież było moje bezgraniczne wkurwienie (bo inaczej tego nazwać nie można), gdy po tymże skręceniu, uszczelnieniu, dokręceniu i dopieszczeniu, podczas próby naciągnięcia sprężyny "kopki" cały jej mechanizm rozpadł się z głuchym zgrzytnięciem.
No nic. Zamówiłem ci ja nowy, kompletny wałek startera z myślą o beznadziejnie nudnych, jak zwykle, świętach. Zlazłem dziś rano do piwnicy i rozpocząłem niszczenie tego, co jeszcze nie tak dawno z językiem na brodzie tworzyłem. Zdzierałem uszczelnienia, rozrywałem uszczelki i wybijałem łożyska. Wymieniłem to, co kiedyś było wałkiem startera na nowe, lepkie od oleju, śliczne coś i od apiać od nowa - nowe łożyska, nowe uszczelki, nowy "hermetic". Zacząłem naciągać sprężynę i... trzask.
Bardzo, bardzo cienka granica dzieliła mnie od tego, żeby rzucić tym wszystkim o ziemię i jeszcze po tym poskakać.
I na dodatek uszczelki mi się skończyły.