FUX pisze:
Jak kapelusz zdejmie...
Coraz bardziej mnie kusi, żeby sobie wreszcie kupić...
Kowbojski
Wszak Colta już mam - a potem koń... (jak staną nowe fotoradary, może się okazać, że nowe wraca i wierzchem dojedzie się szybciej i bez stresu do celu... łuki w juki a łupy wziąć w troki, zaś dobry koń nawet i -20 ogarnie, nie ma kłopotu z odpaleniem, w korkach nie stoi, prędkość można przekroczyć w zabudowanym bezkarnie, bo nie ma tablicy rejeestracyjnej, co prawda tego CO2 pewnie emituje sporo, ale cóż...)
Do rzeczy.
Żeby nie było, przypomnę dwa swoje wyczyny, przy których blondynki z dowcipu wysiadają.
1. Śnieżna zima. Mocno przysypane auto stoi na parkingu, prostopadle, dziobem do przejazdu ("uliczka" między dwoma rzędami samochodów ok. 3 metry). Odgarniam dłonią trochę śniegu znad drzwi, otwieram, wyciągam ze schowka miotełkę - ale zanim się wezmę za odśnieżanie, postanawiam włączyć silnik i dmuchawę.
Lenistwo: żeby nie tracić czasu na otrzepywanie butów ze śniegu, przysiadam na fotelu tylko "półdupkiem" - nogi na zewnątrz - wsadzam prawą rękę pod kierownicę (w lewej miotła) - i przekręcam kluczyk w stacyjce...
Nie popatrzyłem tylko, że auto stoi na biegu i bez ręcznego...
Ruszył skubany całkiem żwawo - drzwi otwarte, nic nie widać, bo śnieg na szybie, a ja z tymi nogami na zewnątrz
Głupie uczucie
Na szczęście nie próbowałem się przekręcać na fotelu i pakować nóg pod kierownicę, ani macać za plecami w poszukiwaniu ręcznego - bo bym raczej nie zdażył... - zanurkowałem i nacisnąłem hamulec nożny ręką, pierwszy i mam nadzieję ostatni raz w życiu
Drugie szczęście - nikt akurat nie przechodził przed maską
2. Zjazd do mojego starego garażu - dość stromy, brama otwierana z klucza ręcznie. Kluczyk od bramy mam wpięty w brelok razem z kluczykami od auta.
Dojeżdżam, staję na pochyłości, zaciągam ręczny, gaszę silnik, wyjmuję kluczyki - idę otworzyć bramę... otwieram, wracam, wsiadam, ale że mam słaby akumulator, w przypływie geniuszu (późno jest, zmęczenie, etc.) postanawiam oszczędzić prąd i... się stoczyć do garażu bez odpalania.
Co też czynię - spuszczam ręczny... jadę... naciskam nożny... i kurde!!! Przypomniałem sobie, że serwo hamulca działa tylko przy włączonym silniku...
Udało mi się jakoś zahamować przed ścianą - ale niewiele brakowało
Dziś mogę się z tych przebłysków geniuszu śmiać - ale wtedy jakoś nie było mi do śmiechu...
