Jadę wczoraj tramwajem tym kosmicznym jest umiarkowany tłok. Siedzę ukosem, wiecie ukosem - w du.ę nosem! Obok wejścia stoi chłopak chudy jak wieża z dwoma dziewczynami. Kawiorowi. Jedna z dziewczyn co chwilę łapie się za szyję, jak ja dwa tygodnie temu.
DYGRESJA Nie wiedziałam co to więc się zapisałam na USG. Moja lekarka mówi, może to ząb, ja że nie. Robię USG w zeszłym tygodniu - pół godziny, bo to dwa badania, tarczyca + węzły chłonne. Od badania nie mogę dojść do siebie. Już w życiu się nie zbadam. Po badaniu zaczęłąm się dusić, było mi jakoś dziwnie, zdjęłam apaszkę, bolało mnie ramię po wewnętrznej stronie, prawe. Węzły chłonne prawe były badane dłużej, bo bolało mnie właśnie tam. Cała jestem obolała, plecy, kark, szyja, wszystko jakieś rozdygotane. Zdejmuję łańcuszek. W spobotę cały dzień się pokładałam, znaczy myłam okno. Nagle musiałam wszystko rzucać i poleżeć parę minut i tak całą sobotę i niedzielę, w poniedziałek nie mogłam leżeć, bo poszłam dop pracy, taka jestem obowiązkowa. We wtorek akcja z bratem i jazda po całym mieście....
Dziś już jest lepiej, ale powzięłam postanowienie, żadnych badań...
PO DYGRESJI. Stoją, gadają, zwalniają się dwa miejsca naprzeciwko mnie ukosem. Dziewczyny siadają. Cały czas ta obolała się maca i spogląda na mnie. Chyba jej w oko wpadłam, albo moja nowa fryzura asymetryczna.
Nagle chłopak stojący do mnie tyłem zwija się w pół, bo chce coś dziewczynie tej, która się nie maca powiedzieć coś do ucha. Jego tyłek ląduje wprost obok mojej twarzy. Piękna sytuacja. Jest 20 cm od mojej twarzy. Jak tramwaj zachamuje, to mi piardnie prosto w nos.
Jestem cierpliwa, czekam, że skończy a on nie dopiero się zaczął rozkręcać.....
Nie wytrzymuję, zgięłam palec wskazujący prawej ręki i puknęłam trzy razy do jego du.y. Poderwał się i spojrzał na mnie. Pokazałam, że jestem zdegustowana. Mimikę mam mima.
Przeprosił. Ta co się macała uśmiechnęła się do mnie szeroko kiwając głową z aprobatą, bo to wszystko dokładnie widziała.
Facet stoi wyprostowany, ale za chwlę znowu się składa, no w mordę, teraz to mu po prostu przywałe, myślę, ale on się po prostu żegna i wychodzi (bez dowidzenia, bo mu łyso).
Dziewczyna obolała cały czas na mnie zerka. I zastanawia się głośno co to może być.
Jakaś baba z przystanku wrzeszczy: zmieszczę się!? I się wpycha, wszyscy w śmiech.
Jakaś kobitka kicha i przeprasza. Nie samowite, żałuję, że nie pożyczyłam jej zdrowia. Wokół fajni uśmiechnięci ludzie. Żadko jeżdżę o 20. Wracałam z Warriotta. Dziewczyna co się maca, patrzy na mnie uśmiechając się, więc pokazuję jej, żeby się pochyliła, to jej coś powiem do ucha.
Pochylamy się. Mówię jej, a może to ząb?
- No może - odpowiada z zainteresowaniem. - Albo przeziębienie. - No właśnie, może tak.
Pochylam się znowu i mówię, że też tak miałam, a potem, kiedy przestało boleć, po kilku dniach wywalił mi się pod uchem jakiś wrzodzić ropny. Nieduży.
Zaciekawiła się. Mówię, że nawet przez to zrobiłam USD, ale nic nie wykryło, bo wrzód już też zniknął, ale po badaniou bardzo źle się czułam.
- No to co robić - pyta.
Zastanawiam się łapiąc się za czoło w skupieniu - mam - mówię. Niech pani weźmie aspirynę, ona jest dobra na wszystko, w końcu Indianie ją przecież wymyłsili.
podoba jej się pomysł, uśmiecha się. jest ładna, włosy kręcone w kok.
żegnam się, bo to mój przystanek i życząc powodzenia wysiadam.
Co ona sobie pomyślała o mnie?
Pewnie, że jestem jakaś postrzelona wariatka!
