na parking osiedlowy wjechał spychacz. pierwszy raz tej zimy.
hurrra !
i ładnie odśnieżył środeczek (wprawdzie zaraz dopadało, ale zawsze te 10 cm błota jest mniej)
hurrra !
a przy okazji odśnieżania środeczka podsypał bardziej boczki, czyli zaparkowane samochody.
ale, ale, ale
na parkingu owym trzymamy Pająka. bez zbędnych metafor:
sąsiedzi jakby szacuneczku nabrali i się mniej dziwnie patrzą na pokrakę na dziwnych kołach.
jedna sąsiadka wdzięczna dozgonnie, bo prosto z zaspy do szpitala miała jechać i gdyby nie pokraka i jej przepastne wnętrze pełne linek wszelakich, to by musiała taksówki użyć
a moja osobista pani właśnie raport złożyła, że parking przy miejscu pracy ani szufelką nie tknięty i rozpacz, bo nie ma gdzie parkować. a ona, bezczelna, zapięła reduktor, wjechała na sam koniec (bo tam chodniczek jest) i jeszcze się umościła przód/tył, coby śnieg ubić i płaszczyka nie niszczyć.
somsiad, posiadacz Discovery (cywilnego), wrócił ze Słowacji. i co mówi? dokładnie to samo, co my tutaj. polskich kierowców coś opętało. po prostu boją się jeździć. większość problemów na drogach, to nie aura, tylko te wspomniane cioty drogowe. w samej Wawie też to widać, oj widać.